Autor |
Wiadomość |
Nami
Dołączył: 9 czerwca 2003 Posty: 164
Skąd: From the night I kissed you goodbye...
|
Wysłany: 15 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
No to tak :) wróciłam cała i zdrowa (gdyby kogoś to obchodziło :P).
Było mi bardzo miło się z wami zobaczyć... część z was dopiero wczoraj poznałam osobiście, ale uważam, że było naprawdę warto przez cały tydzień prowadzić intensywne pertraktacje z rodzicielami, żeby spędzić z wami te 29 godzin. Świetnie się bawiłam - serio serio :] oby było więcej takich imprez.
Ja nie napisze sprawozdania napewno :P nie macie co na to liczyć :twisted: jak się komuś będzie nudziło ( z tych osób co były dłużej) to ja z chęcią przeczytam to co napisze :)
Buziaczki i naprawdę miło spędziłam ten weekend, jeszcze raz dziękuje wam wszystkim.
p.s
Przepraszam, za to, że się z niektórymi nie pożegnałam - ale to już mojego tatusia po części wina ... :(
___________ I loved you a lot
to need you a lot
I leave you alone...
Guano Apes - Living in a lie |
|
Powrót do góry
|
|
|
MiB
Dołączył: 21 grudnia 2002 Posty: 164
Skąd: Kęty
|
Wysłany: 17 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Nami - ano kilka osób obchodzi ;)
Ja tesh dotarłem cały i zdrowy (ale tylko fizycznie, bo psychicznie zostałem napiętnowany :P).
Konwent był super i teraz tylko doliczam dni do kolejnych spotkań :)
Zdravim
MiB
___________ "Imagine there's no heaven,
It's easy if you try." |
|
Powrót do góry
|
|
|
Kumbat
Dołączył: 11 kwietnia 2003 Posty: 164
Skąd: Knurów
|
Wysłany: 17 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Ach miałem dać temat "Wrażenia z konwentu" ale widze że już jest podobny więc tu napisze.
Ja też wróciłem cały i świetnie się tam bawiłem.
Najlepsze to było wystąpienie Sandra, Gui, Samuela i Faramira, można było naprawde nieźle uśmiać.
Napewno pojade na następne takie spotkania...
___________ Grajcie w RPG papierowe... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Hubertus
Dołączył: 21 lutego 2004 Posty: 164
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Ech... cudownie było... świetnie się bawiłem, (a ile obserwacji poczyniłem :P)
Ja na konwent dotarłem we czwartek razem z Sulią, Ingim i Moandorem, i działo się przez te dni naprawdę wiele miłych rzeczy, dlatego ograniczę się do co ciekawszych zdarzeń i zjawisk:
Wyciąg z podręcznika psychiatrii: Majacząc w kukurydzy
- fenomen pokoju nr 26. Otóż pokój ten stał się centrum życia towarzyskiego konwentu, a to za sprawą posiadania przez jego mieszkańców grzałki do wody a potem nawet czajnika elektrycznego, co powodowało wzrost zagęszczenia ludności w tym miejscu do nawet w porywach 3 osoby na metr kwadratowy.
Pokój ten wsławił się także zbiorowym wykonywaniem bardzo dziwnych i zaskakujących pieśni i piosenek.
Dopełnieniem tego fenomenu socjologicznego była pojawiajaca się co i rusz cisza, majaca tendencję do wydłużania sie wraz ze wzrostem liczby ludności.
Nalezy jeszcze nadmienić iz z czasem ciężar koncentracji życia towarzyskiego został rozłożony jeszcze miedzy pokoje nr 24 i 27
A to za sprawą głosu niemowlaka, gry na gitarze i zwierzeń lirycznych a także innych rozp... eee... no, żołędzi :)
- fenomen dziwnych odgłosów i widzeń, czyli po prostu halucynacje. Tak tak, to nie żart, część konwentowiczów weszła na inny poziom astralny i skontaktowała się z dziwnymi odgłosami i zwidami byczyńskiej nocy.( patrz następny punkt- kukurydza nocą).
Halucynacje te przybrały formę halucynacji prostych i zdezorganizowanych (dziwne niezidentyfikowane odgłosy bądź nieokreślone zwidy) ale także, o Mahadevo, halucynacji złożonych zorganizowanych w logiczny ciąg (spotkania z UFO i zwierzem w krzakach)
- fenomen nocnych wypraw z pieśnia na ustach, czyli kukurydza nocą. Doprawdy zaskakujące i tajemne są moce ziemi byczynskiej, zwłaszcza nocą, niektórzy konwentowicze byli na tyle nieroztropni że poszli za wołaniem mocy i zapuścili się w tę niezbadaną i nieokiełznaną czeluść, co jak wiemy dla niektórych zakończyło się halucynacjami (patrz punkt poprzedni).
Nasi magowie ustalili że punktem koncentracji mocy było pole kukurydzy, własnie tam, w rozgwieżdżoną noc działy się te cuda.
Prócz wspomnianych wyżej halucynacji u zebranych pojawiła się przemożna chęć spiewu i to mimo braku należytych kwalifikacji, co zakonczyło się cudem Jonasza (chyba nie trzeba tłumaczyc :P) i koncem Nocnej ciszy.
- fenomen oczekiwania na Hetmana. Hymm.. to było do prawdy ciekawe, w piatek od rana wieść się niosła że dzis to właśnie zjawi się sam Hetman, spowodowało to oczywiscie nerwowe oczekiwanie i ogólny wzrost napięcia, nawet wspomniana już cisza zaczęła odbiegać od ustalonej wcześniej dynamiki, każy szmer za oknem powodował niepokój ruchowy i wzrost pobudliwości CUN Jaskiniowców Tak duże napięcie spowodowało potrzebę jego rozładowania, stanęło na dość przymitywnym mechaniźmie obronnym jakim jest prześmiewanie problemu (śpiewanie piosenek i głupawka) oraz zaangażowania w czynności zastępcze (sprzatanie i układanie wieży z puszek, po Coli ofkorz:P).
I tak nam to przedpołudnie mijało że w koncu natąpiła habituacja i zapomnieliśmy o problemie, a sam Hetman pojawił się po południu i przywitaliśmy go wyluzowani i spokojni.
-fenomen piłki nożnej. O to było bardzo ciekawe zjawisko, na podstawie którego zaobserwować można było uczenie się a w szczególności transferu niespecyficznego poprzez wgląd. Bo o to z czwartkowych graczy czwartoligowych do soboty zrobiła się pierwsza liga. :) Należą sie tu brawa dla naszych reprezentantów, za iście sportową postawę i niezłomność ducha.
-fenomem konkursu wiedzy o fantasy. Ech, zadziwia mnie ten konwent i jego uczestnicy, otóż podczas konkursu wiedzy udało nam się uruchomić zbiorową nieświadomość!!, tak tak, naprawdę, bo jak wytłumaczyc tak dobre wyniki? :P :P :)
No, to to by było na tyle, z ciekawszych rzeczy jak jeszcze coś mi przyjdzie do głowy to napiszę :D :D
___________ "Czy to jest wina ogrodnika, że tulipany schną w wazonie?" |
|
Powrót do góry
|
|
|
@lan
Dołączył: 26 listopada 2003 Posty: 164
Skąd: Chwilowo Gdańsk ;)
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Taaa, i ja tam byłem i tę Colę piłem :mrgreen: .
Do fenomenów opisanych przez Hubiego należy niewątpliwie dołączyć masowe czytanie pewnej niezykle mądrej gazety co dla niektórych skończyło się ostrym szokiem bądź wręcz zoofilią ;) .
___________ "Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty."
A. Sapkowski
Jabber | Przewodnik po IJB | Histmag |
|
Powrót do góry
|
|
|
Hubertus
Dołączył: 21 lutego 2004 Posty: 164
Skąd: Warszawa
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
O własnie, dzięki @lan za podpowiedź
- fenomen Cosmo. Po pewnym czasie zbiorowa nieświadoma energia wysublimowała w bardzo dziwną i dość sobodną obyczajowo gazetkę, na szczególną uwagę zasługiwał horoskop wakacyjny, dostarczając wielu z nas niezapomnianych wprost wrażeń, swoboda kojarzeniowa tego dziwacznego pisemka powaliła wszystkich, na przyszły rok brać miednicę i karnet na solarium, aha, i uwaga na misiaczki i kobiety macho:P
Dopisane później:
Tak, słusznie, kolejny punkt: (dzięki MiB i Eniu)
- fenomen spotkań w WC. Cóż, nic dodać nic ująć, okazuje się że konwent miał wartość, poza wszelkimi innymi, także terapeutyczną, spotkania w WC dowodzą zbiorowego regresu do fazy analnej i wykorzystania mocy leczacej procesu grupowego, mam tylko nadzieję że potem wszyscy powrócili do własciwych dla siebie faz rozwoju :P :)
- fenomen rysunków wszelakich. Co poniektórzy Konwentowicze postanowili dowiedzieć się co nieco o sobie i udali się do psychologa osadowego, czyli mnie :D, na testy. I w ten sposób za pomocą swobodnych metod diagnostycznych docierałem do ich dusz, ale co z tego wyszło niech sami ujawnią, jeśli taka będzie ich wola. Powiem tylko że było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
___________ "Czy to jest wina ogrodnika, że tulipany schną w wazonie?" |
|
Powrót do góry
|
|
|
MiB
Dołączył: 21 grudnia 2002 Posty: 164
Skąd: Kęty
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Hubi - ale tylko te opalone misiaczki :D
A czy Hubi byłbyś tak miły i wspomniał o tem, iże momentami i WC koncentrowało woqł siebie życie towarzyskie :P
Zdravim
MiB
___________ "Imagine there's no heaven,
It's easy if you try." |
|
Powrót do góry
|
|
|
Enleth
Dołączył: 20 sierpnia 2003 Posty: 164
Skąd:
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
A o analizach psychologicznych ani słowa? :D
___________ Jeśli chcesz żeby coś było zrobione dobrze, zrób to sam... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Daron Snyderthdend
Dołączył: 17 lutego 2003 Posty: 164
Skąd: z Fearunu, północnych ziem Czempionów Torma...
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
BYŁO BOOSSSSSKOOOOOO(to sie wie -Torm)!!!!!!!! :mrgreen:
___________ Imię: Daron
Nazwisko: Snyderthdend
Rasa: Człowiek
Wyznanie: Wszystkie dobre Bóstwa Fearunu, ale przede wszystkim w Torma
Klasa:20lvl Paladyn, 15lvl Czempion Torma, 5lvl Zwiadowca Harfiarzy |
|
Powrót do góry
|
|
|
Sulia
Dołączył: 26 października 2002 Posty: 164
Skąd: Białystok
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Było świetnie :D
Szczególnie miło wspominam dwukrotne wędzenie się przy ognisku :P Trzeciej nocy to już kto inny się wędził... :D
P.S. Nami: pomyśl czy nie umieścić tu relacji, którą masz na blogu :)
___________ Zasady Zakątkowe:
1. Proszę o nieużywanie emotów
2. Przepuszczajcie tekst przez Worda:)
3. Nowi goście przynoszą drobny upominek!
4. Żadnych bójek i pijaństwa:) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Sandro
Dołączył: 15 października 2002 Posty: 164
Skąd: kaLISZ
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Jako że Faramir wyjechał, nie zdążył zamieścić swojej napisanej w wolnej chwili relacji, którą jednakowoż raczył mi pokazać. Wraca dopiero za 10 dni, toteż myślę, że nie obrazi się, a może nawet będzie mi wdzięczny, gdy pod swoim avatarem lecz jego nickiem relację ową zamieszczę, q chwale Jaskini i uciesze nas wszystkich. Oto więc...
RELACJA FARAMIRA Z KONWENTU
KONWENT IJB Byczyna '04
[Oczywiście poniższa relacja nie będzie idealna, ani dokładna, dlatego proszę innych o uzupełnienie jej. Zresztą, chyba nawet nie muszę zachęcać:)]
-=-=-
Część Pierwsza (I): Chronologiczny zapis zdarzeń
Ma konwentowa obecność rozpoczęła się 13 sierpnia, o godzinie 13:28 (dokładnie wtedy zadzwoniłem do @lana, z informacją w którym miejscu Polanowic jestem i z pytaniem czy mógłby mnie odebrać:)). Do tej godziny usychałem z niecierpliwości w samochodzie, podczas podróży, a jedyny postój traktowałem jako zamach na moje osobiste minuty na Konwencie:).
Tak czy inaczej po dotaszczeniu się do Polanowic i zadzwonieniu do @lana wyruszyłem (piechotą) w kierunku w miarę prawidłowym:). Tak czy inaczej koniec końców dotaśtałem się na miejsce, gdzie poznałem pierwszych konwentowiczów. Wraz z nimi udałem się do pokoju 26. Usiądłszy w rogu, w bezpośrednim towarzystwie Sandro, powoli aklimatyzowałem się i poznawałem niektóre zwyczaje panujące na Konwencie, m.in. tzw. "zręczną ciszę":). Tak po zastanowieniu się uznałem, że pokój 26 był idealny, by w miłym towarzystwie pozabijać trochę czasu:). Kilka prób przeniesienia imprezy poza internat, by pograć w football zakończyły się niepowodzeniem:). W końcu jednak grupka przeniosła się na ławeczki przed boiskiem. Tutaj jeszcze chwile trwała cisza, a potem towarzystwo przegrupowało się trochę i utworzyło się kilka mniejszych grupek. Pomiędzy rozmowami, zapoznawaniem się i wypatrywaniem Hetmana ;) dzień ten urozmaicały przyjazdy nowych Jaskiniowców. Z tych wszystkich najbardziej do głowy wbiło mi się wejście Loba:) Kto był, ten wie o co mi chodzi:).
I tak właściwie ten dzień, momentami dość leniwie, upływał. Później dopiero, wieczorem, miało miejsce ognisko, podczas którego Konwent rozpoczął się oficjalnie, każdy z Jaskiniowców przedstawił się na miarę swych możliwości ;) a Imperator bardzo klimatycznie opowiedział o historii Jaskini. Niezwykle sobie tę przemowę cenię. Następnie wszyscy znów się rozeszli. Trochę później (nocą) nastąpiła w pokoju 27 (Sandro, Morgrafa i Faramira) rozmowa na tematy dość różnorodne (od literatury do Jaskini), w której później brał udział także i Moandor. W tej chwili dzięki Sandro, Moandorowi a także Morgrafowi za dyskusje do szóstej rano:)) No i nigdy nie zapomne lisza recytującego pewien wiersz... Oj, nie zapomnę mu tego :) Zdać by mi się mogło, że i tej nocy miały miejsce typowe dla mnie zwierzenia :) Mam nadzieję, że nikomu nie popsułem tym Konwentu :). Pomiędzy godz. 6 a 8 rano nie pamiętam co robiłem, jako że spałem :)
Następnego dnia, w sobotę 14 sierpnia, po porannym prysznicu (szkoda tylko że bez ciepłej wody:)) i zjedzeniu śniadania (kanapka, którą przywiozłem z domu :P) pojechaliśmy autobusem do Byczyny. Tam miała miejsce defilada poprzez miasto, w kierunku boiska, na którym miał się odbyć mecz. Przed spotkaniem nastąpił pokaz czirliderek. W tym miejscu należy przypomnieć o ciekawym podkładzie dźwiękowym. Jedna piosenka wywolała dość interesującą reakcję na trybunach... ;)))
Samo spotkanie Hetman Byczyna - FC Pazur (3:2) odbywało się w bardzo przyjacielskiej, miłej atmosferze (tylko komentator coś niemrawy:)). W pierwszej połowie główną rolę w drużynie pełnił Chorąży, tak samo jak i podczas rzutów karnych, w których to Ingham popisał się iście mnisią celnością:). Jedynym mankamentem był deszcz, który sprawił, że trzeba było się ukryć pod daszek. A szkoda, bo Hetman na trybunach to widok niezapomniany. Szczególnie po strzeleniu przez Rabbita gola na 2:1 dla naszych...
Następnie przenieśliśmy się do szkoły, gdzie odbyła się prezentacja HoMM, a później turniej. Obu niestety nie widziałem, ze względu na próby do przedstawienia mającego odbyć się wieczorem. Czego zresztą nie żałuje, gdyż było z tym związane mnóstwo zabawy. Następnie, po próbach nie zorientowaliśmy się, że główna część Konwentu przeniosła się już w inne miejsce, więc samotnie ruszyliśmy w kierunku Domu Kultury (czy gdzie odbywał się ów koknurs wiedzy o fantasy). Po dotarciu jednakże nasza trupa teatralna - Mirabell, Guinea, SAM-UeL, Sandro i Faramir (Galador wsiąkł gdzieś z Jagodą, zresztą, wyniknie z tego ciekawa sytuacja później) - udaliśmy się do sklepu. Po sklepie Gui zadzwonił z telefonu Sandro do Galadora z pytaniem gdzie się podziewa. Tyle tylko, że po rozłączeniu się zobaczył iż w rzeczywistości zadzwonił do... Grena:). Wyszło na to, że Gui rozmawiał z Grenem, myśląc że to Galador:). Powodowani poczuciem winy (skąd się wzięło - nie pytać mnie:)) wróciliśmy do Domu Kultru by poinformować Kanclerza o zaistniałym nieporozumieniu. Chwilę tam posiedzieliśmy, by potem poszukać miejsce, gdzie możnaby zjeść coś ciepłego. Dołączyło się do nas jeszcze kilku jaskiniowców. W taki też oto sposób zawędrowaliśmy w okolice sklepu spożywczego z daszkiem i krzesełkami na zewnątrz...
W tym miejscu należy się małe wyjaśnienie. Otóż na owych krzesełkach znajdowało się kilku osobników w stanie upojenia procentami, Sandro natomiast miał na sobie habit, w którym wyglądał żywo jaki akolita jakowyś czy inny święty mąż. Otóż, gdy zbliżaliśmy się do owego sklepu (poszukując reastauracji, baru, fastfooda, czegokolwiek:)) rozpadał się deszcz i zmuszeni byliśmy skryć się pod daszkiem. Wszystkie krzesełka były zajęte, jednakże gdy jeden z owych autochtonów zauważył naszego lisza, uznał go za jakiegoś kapłana. Ustąpił mu miejsca, na co Sandro odparł: "Bóg zapłać" jeszcze bardziej poglębiając przeświadczenie owego pana o świętości Biografa, co zamanifestował poprzez... ucałowanie jego ręki. Co działo się dalej nie pomnę, gdyż musiałem odwrócić się, by ów człowiek nie zobaczył śmiechu, który cisnął mi się na usta. Jakoś go sobie zdusiłem i przeszedłem najdalej jak pozwalało na to zadaszenie budynku, a tymczasem Sandro... stał się jeszcze ze 2-3 minutki obok owego człowieka, wysłuchując go. Z chęcią bym się dowiedział o czym takim opowiadał. Tylko nie wymiguj się, Sandro, tajemnicą spowiedzi...:)
Następnie nastąpił pochód w stronę Polanowic i internatu. Po dotarciu na miejsce wszyscy się rozeszli. Ja akurat przebywałem w tym samym pokoju co Sandro i Morgraf (zresztą - był to nasz pokój:)) z czego bardzo się cieszę, gdyż Sandro miał akurat wenę i dzięki temu byłem świadkiem czegoś w rodzaju wieczorku poetyckiego połączonego z poezją nie śpiewaną a recytowaną, z gitarą w tle. Sandro, improwizując, przedstawiał nam kolejne utwory K. K. Baczyńskiego (przypadkowo miałem tomik jego poezji ze sobą). Widok to też był nitypowy i dość mocno zapisał mi się w pamięci. A sandrowe akordy (smutny, tęskliwy, melancholijny, wesoły, etc.:)) były boskie...
Następnie znów nastąpiło połączenie wysiłków trupy teatralnej, tj. kolejne próby, tym razem już w strojach. Próby były bodajże trzy, a podczas naszej ciężkiej ;) pracy Jaskiniowcy objadali się przy grillu:). Później jednak nastąpiło samo przedstawienie... Nie chcę go opisywać, gdyż jako jeden z aktorów nie byłbym obiektywny (dlatego też prosiłbym o relację innych) mogę tylko powiedzieć, że owo przedstawienie należało - moim zdaniem - do jednych z tych elementów Konwentu, przy którym bawiłem się najlepiej. Czysta przyjemność, zero tremy:). Naprawdę:).
No a później nastąpił wieczór, kilka rozmów, a także, ekhm, dyskoteka (mój udział w niej przemilczę:)). Później natomiast coraz bardziej dawało się odczuwać, że następnego dnia wiele osób opuści już Polanowice... Cóż, dawały się we znaki także 2 godziny snu dnia wczorajszego, więc i spałem tej nocy trochę więcej. Zresztą, sam nawet nie wiem kiedy zasnąłem i zdaje się, że Sandro miał to samo:). Pamiętam tylko że o 5 rano obudziłem się, ze względu na wycieczkę kilku osób chcących zobaczyć wschód słońca. Cóż, aż tyle samozaparcia w sobie nie miałem i poszedłem spać znów:). Później rano znów był prysznic, śniadanie w pokoju 26 (tuńczyk spod Guiego!:)), którym uraczyło się kilka osób. No a dalej było już coraz bliżej do wyjazdu... Miał miejsce jeszcze mecz rugby, zdjęcie grupowe i mowa nt Stowarzyszenia Miłośników Fantasy IJB, a później już musiałem się żegnać :'-(.
I tu kończy się mój aktywny udział w Konwencie. Co było dalej - wiedzą inni. Ja natomiast stwierdzam, że dwie doby, które spędziłem z Jaskinią, to jednak wciąż trochę mało, wciąż pozostaje niedosyt... choć może to wcale nie tak źle...?
-=-=-
Część druga: Opis przeżyć i emocji
Do tej pory brałem udział w dwóch zjazdach. Pierwszy, w maju 2003, na którym spotkałem Sama i Avatara; drugi, w sierpniu 2003 na którym spotkałem Voldo, Sama, MiBa, Irvina (wówczas jeszcze Morvina), Guineę, Eldacara, Thanta oraz Avalona, który nie posiadał wówczas konta (choć - mówiąc szczerze - wciąż go nie kojarze). Łatwo zauważyć, że przed Konwentem ostatni raz widziałem Jaskiniowców rok temu. To dość sporo czasu. Dlatego też byłem, co tu dużo mówić, trochę poddenerwowany i niepewny jak wypadnę. Z początku też potrzebowałem kilku godzin dla aklimatyzacji i przyzwyczajenia się, że tutaj nie widzę literek, tylko słyszę słowa. W ogóle niesamowitym było dla mnie samo wrażenie, że tak spora część Jaskini znajdowała się w jednym miejscu. Że gdzie nie spojrzałem i gdzie się nie odezwałem spotykałem Jaskiniowca. A równocześnie z nickiem przed oczami widziałem posty, opowiadania, wiersze... Samo to wrażenie, to przypisywanie avatarów do twarzy, do tembru głosu, mimiki... - było niesamowite. To wspomnienia na całe życie.
Konwent, wydaje mi się, nie jest czymś przyjemnym, lecz krótkim. To że oficjalnie trwał tylko dwie doby, nie oznacza że od razu po nich się kończy. I nie chodzi mi wcale o to, że niektórzy przyjechali szybciej, a wyjechali później. Chodzi mi o to, że te sytuacje, zdarzenia, a nawet myśli, które zdążyły się nagromadzić w ciągu ledwie 50 godzin (a czasami i mniej) będą rozpamiętniane jeszcze przez wiele dni, tygodni później. Ja wiem po prostu, że za kilka miesięcy nagle, zupełnie przypadkowo, a jakiejś zupełnie przypadkowej sytuacji, przed oczami stanie mi jakiś obraz z Konwentu. Nie wiem jaki, to nieważne. Ale jestem pewien, że wraz z nim powrócą z całą swą siłą wszelkie emocje i uczucia. Że sobie przypomnę i wraz z radością związaną z pobytem tam, w Byczynie, Polanowicach, wypełni mnie smutek, żal, melancholia i oczekiwanie. Na wakacje, na trzy (może więcej?) dni. I zwyczajnie czuję, że tak będzie już co roku.
Konwent to nie było, ot, takie spotkanie. Wydaje mi się, że on zbliżył. Nie tylko do Jaskini, jako takiej, ale do samych uczestników, do tych, którzy przyjechali. Teraz to nie są już po prostu ksywki, avatary, style pisania, stylizacja... To już są normalne twarze, normalne - prawdziwe - sylwetki oraz nasze wspomnienia z nimi. Czuję się teraz patriotycznie, trochę nawet bratersko, związany z każdą osobą, która była tam wtedy. Która była i odczuwała w tych samych momentach, to samo co ja. Myślę, że to właśnie jest ta prawdziwa istota Konwentu.
Wszystkich wam bardzo dziękuję.
Dziękuję.
___________ I.Am. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nami
Dołączył: 9 czerwca 2003 Posty: 164
Skąd: From the night I kissed you goodbye...
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Relacja z mojego bloga... Nie taka ładna jak Faramira.. no ale lepsza niż nic.
No to tak: pierwszego dnia konwentowego na pewno nie opiszę ponieważ, mnie na nim nie było.. no ale cóż dobrze, że w ogóle pojechałam :D.
Sobota była ciekawym dniem :) na dzień dobry dwóch panów nie chciało mi dać mojego identyfikatorka, a potem jak go już otrzymałam(przez zagrodzenie mi drogi w osobie wyższego ode mnie o głowę SAM-UeL'a i wręczenie mi go do łapci)zauważyłam, że jest z serduszkiem (hiehiehie - chyba jako jedyna Osadniczka taki dostałam :]).
Gdy już wpakowaliśmy się do autobusu a potem dojechaliśmy szczęśliwie na stadion (jakiż on nowoczesny był, z reflektorami nowymi wygodnymi ławeczkami, które z powodu próchnicy uginały się pod kątem i mało co nie zleciałam na ziemie, to wszystko zapierało nam dech w piersiach hiehie). W między czasie zrobiłam kilka kółek z Hetmanem, ale i tak te moje pięć czy sześć to nic w porównaniu z jedenastoma Hexe. Nasza Drużyna FC Pazur Behemota (do boju! do boju!) rozegrała meczyk z panami urzędnikami z Byczyny (tak, to tam był Konwent :P). Śmiesznie wyglądał mecz ponieważ władze miasta to były kuleczki biegające po boisku a nasi to takie wysokie chudzielce - jakbyśmy im jeść w ogóle nie dawali :). W między czasie zaczęło padać (a mamusia mówiła weź coś przeciw deszczowego!). Mecz skończył się wynikiem 3:2 a dla kogo to już tajemnica państwowa.
Z boiska wyemigrowaliśmy do pobliskiej szkoły gdzie spędziliśmy prawie pół dnia. Łaziłam w habicie Ingiego ;) utopiłam się w nim (nie w Ignigm ale w ubraniu :P) mało nie zabiłam się na schodach (piszę, więc żyję :]) Potem zostałam rozebrana i Darki okupowała Habicik :). Był Turniej w Heroska III, ja tam nie grałam tylko w tym czasie latałam z jednej pracowni informatycznej do drugiej. Dostałam (za ładny uśmieszek hiehie) posadę sędziego (razem z Imperatorem i Ra-v'em, ten pierwszy pan miał stanowisko zagwarantowane przez swój urząd, ten drugi pan otrzymał jak on to powiedział "za ładne oczka" :)).
Wygonili nas ze szkoły o 15 więc poszliśmy do Ośrodka Kultury, gdzie się jaskiniowcy zebrali tłumnie, acz nie wszyscy przybyli (ponieważ kilkoro było na próbie, ale o tym później :P). Jako jedyna kobieta w gronie sędziowskim miałam zaszczyt siedzieć po środku stołu, a i tak z daleka dało się mnie widzieć bo byłam ubrana w kanarkową bluzę Brazylii. Konkurs wygrał @lan (gratuluję jeszcze raz, bo dziesięć ostatnich pytań było zabójczych) a drugie miejsce zajął MiB po jakże fascynującym pojedynku z Morgrafem.
Po króciutkiej przechadzce z Ośrodka do naszego miejsca spoczynku (jakieś tylko 3km) dorwałam swój zeszycik i męczyłam ludzi i nie ludzi o wpisiki i tak w ciągu dwóch dni prawie wszyscy mi się wpisali (Ci, którzy się nie wpisali mają niewybaczone:P).
Wieczorem było ognisko i grill. Przy ognisku siedzieliśmy (chociaż na początku nie chciało się zapalić i Sayo mało płuc sobie nie wypluł, tak zacięcie dmuchał) a z grilla jedliśmy. Gdzieś w okolicy godziny 21 zostaliśmy zaproszeni do sali audiencyjnej na występ artystyczny. Przedstawienie było bardzo śmieszne i ciekawie zrobione... gdzieś, kiedyś w Imperium będzie moja relacja z niego. Biedny SAM-UeL od tylu upadków na deski zbił sobie łokieć.
Wieczór upływał w cudownej atmosferze :) Po wielu prośbach Faramir wreszcie mi coś zagrał na gitarze, Sandro po odzyskaniu sprzętu recytował wiersze K.K. Baczyńskiego, (gitarę, którą chwilę wczęśniej odebrał, albo dostał - nie pamiętam, od Faramira) i sam cudnie (achhh poprostu zapierało dech ;)męczył (nas swoją muzyką i poezją czy gitarę - kogo bardziej? ocenić nie umiem ;))... Ja osobiście poszłam spać koło godziny drugiej, ale pokój obok (24 :p) był bardzo rozbudzony (jakieś 11 osób w nim było, albo i więcej :P) i o tej porze śpiewali "dragon sta di tei" czy jak to się tam pisze..
Od rana (od szóstej) czekała mnie wycieczka na stację kolejową (jeżeli dwa tory i jeden peron można nazwać stacją) oprócz mnie, Sayo, Hihixa i Freezy poszła z nami kicia z ośrodka :) mieliśmy ubaw jak wracaliśmy ze stacji bo wpadła w krzaki, była cała mokra, a Sayo jeszcze co chwile ją (czy jego nie wiem)popychał, żeby doszła przynajmniej z nami do ośrodka, a gdy już dotarliśmy to nie chciała skręcić tam gdzie trzeba, tylko dalej z nami wędrowała do sklepu (już mniejsza o to, że była niedziela i to cudo było zamknięte...).
Reszta dnia upłynęła mniej więcej na żegnaniu się z niektórymi co wyjeżdżali wcześniej niż ja. Na zrobieniu wspólnej fotki wieloma aparatami ;) no i oczywiście na radzie organizacyjnej SF IJB.
Około godziny piętnastej czasu Byczyny musiałam wyjechać ponieważ przyjechał mój transport... oprócz zapomnienia mojego kochanego jasiczka, mam na sumieniu nie pożegnanie się z kilkoma osobami :(.
Ale ogólnie było bardzo fajnie, cieszę się, że udało mi się przyjechać :) po roku zobaczyłam swego Osadowego męża, po kilku miesiącach spotkałam innych, a jeszcze innych dopiero poznałam osobiście a nie przez internet :) było to prawidziwą przyjemnością - spotkać was wszystkich w jednym miejscu. Z niecierpliwością czekam na przyszłoroczny Konwent.
___________ I loved you a lot
to need you a lot
I leave you alone...
Guano Apes - Living in a lie |
|
Powrót do góry
|
|
|
Crazy
Dołączył: 4 lutego 2003 Posty: 164
Skąd: Nargothrond
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Cóż ja, biedny wariat, będący na konweńcie tylko 8 godzin, mogę powiedzieć?
Ano, trochę moge... ;)
Przebiegu tych 8 godzin nie będe opisywał - zrobili to już inni.. co do wrażeń..
Nigdy nie zapomnę, kiedy pierwsz raz zobaczyłem jaskiniowców (to zaskoczenie - "chyba pomyliłem trybuny ;)"), siedzących na trybunach, ani przedstawiającego mnie Grenia.. któremu serdecznie dziękuje za konwent ;)
Nigdy nie zapomnę przedstawiania mi przez Sandro oraz Faramira osadników.. słów Hetmana - "A ty kto jestes?" ani poznania diabła...
Bawiłem się swietnie... a jakże by inaczej...
Tyle tych "nigdy nie zapomnę" że chyba smiało mogę powiedzieć - to był niezapomniany Konwent. ;)
___________ Nie bierz życia na serio.... i tak nie wyjdziesz z niego żywy! |
|
Powrót do góry
|
|
|
Codhringher
Dołączył: 1 listopada 2002 Posty: 164
Skąd: Opole
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Heh, nie wiem od czego zacząć :) Konwent się udał świetnie, atmosfera była doskonała. W jedno miejsce zjechało się najwięcej jak do tej pory jaskiniowców i chyba wszyscy bawili się doskonale. Relacji nię będę pisał, bo już ich parę napisano, więc wspomnę tylko o paru motywach, które utkwiły mi w pamięci i jeszcze pewnie na długo w niej pozostaną.
- przede wszystkim - legendarne pokoje nr. 24 i 26 i to co się w nich działo. Klimat, który w nich panował był niezwykły. Praktycznie o każdej porze dnia i nocy można było mieć pewność, że przynajmniej w jednym z nich trwa impreza. Przy odrobinie szczęścia można było się załapać jeszcze na jakieś dodatkowe atrakcje - zwłaszcza, jeśli w jednym punkcie czasoprzestrzeni pojawili się @lan, Gui i ja - wtedy zdarzały się nawet cuda Jonasza :P
- systematyczne, dwudniowe zbieranie materiału budowlanego, zakończone postawieniem Twin Towers w pokoju 26 i późniejsze burzenie i błyskawiczne usuwanie gruzów, z powodu nieuchronnego zbliżania się godziny W (13.00)
- nocne wyprawy w kukurydzę, oczywiście okrężną trasą, przed oknami tubylców :) Trzeba tu jeszcze wspomnieć o poszukiwaniu UFO nad przyinternatowym boiskiem - kto znalazł niech się cieszy, reszta niech żałuje :P Ogólnie noce w czasie Konwentu i przed nim były bardzo uruzmajcone - na przemian ognisko, kukurydza, UFO albo poszukiwanie świtu słońca o 5 nad ranem. Snu pozostawało mi nie więcej niż 3-4h na dobę (a czasami sporo mniej), ale o skutkach tego przekonałem się dopiero po powrocie do domu :)
___________ The truth is out there |
|
Powrót do góry
|
|
|
Mr. Rabbit
Dołączył: 6 stycznia 2004 Posty: 164
Skąd: Imperium Kinugów
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
W jednej z Kronik Imperium Kinugów można taki wpis przeczytać:
"Cobalt, mój łaskawy władca wysłał mnie w wyprawę do odległego Imperium, którego stolicą Byczyna jest. Imperium Jaskinii Behemota to potężne Państwo, z którym już od jakiegoś czasu przyszło nam współpracować. W związku z Wielkim świętem jakie się właśnie tam odbywało, dalej Konwentem nazywane, otrzymałem zaszczyt reprezentowania Imperium Kinugów przed samym Imperatorem Behemotem, Hetmanem jOjO i wieloma innymi ważnymi osobiściami. Ważnym było, aby również przed zwykłymi mieszkańcami, dalej Jaskiniowcami zwanymi, dobrze się zareprezentować.
I Dzień Wyprawy
Już w podróży do Byczyny udało mi się kilku Jaskiniowców poznać. W miejscowości Katowice spotkałem się z MiB'em oraz Kumbatem i razem wędrowaliśmy do stolicy. W czasie podróży już również rozpoczęliśmy dysputy o samym Imperium Jaskinii Behemota oraz ewentualnych możliwościach polepszenia całego Imperium. Podróż była raczej spokojna i nawet pozwoliłem sobie na krótką drzemkę, gdyż zmęczenie dało mi się już we znaki. Po przybyciu do Byczyny skontaktowaliśmy się z Admirałem Tarbandem oraz @lan'em. Po chwili też pojawiła się grupka dziwnie wyglądających osób. Na szczęście okazali się oni Pierwszą Grupą Powitalną i po przywitaniu i przedstawieniu rozpoczęliśmy dalszą wedrówkę do Karczmy w któej przyjdzie nam noclegować. Po nie długim czasie spotkaliśmy rozśpiewanych, wesołych ludzi i nieludzi, którzy okazali się Drugim Komitetem Powitalnym. Teraz przedstawianie trwało trochę dłużej gdyż nasza grupa urosła do 20 i paru osób. Dalsza droga do Karczmy zapowiadała niezapomniane chwile. Czyściutkie niebo i co chwile spadające gwiazdy sprawiały, że ten wieczór był czymś niezapomnianym.
II Dzień Wyprawy
Od rana było czuć w powietrzu niepewność, jaką wzbudzało w Jaskiniowcach przybycie samego Hetmana. Poza tym wszędzie widać było przygotowania do samego święta. Zwłaszcza w magicznej pracownii, pracę nad Turniejem HOMM oraz prezentacją były wzmożone. Niestety nie obeszło się bez przeróżnego rodzaju problemów (z najtrudniejszymi walczył Misza), jednak na wszystkie udało się w końcu jakiś sposób znaleźć. Kiedy powróciłem do Karczmy okazało się, że w trakcie mojej nieobecności grono przyjezdnych znacznie się powiększyło, co też mnie bardzo ucieszyło. Zostałem zaproszony do udziału w grze, która zwie się Piłka Nożna. Dosyć dziwna zabawa, polegająca na kopaniu Piłki i umieszczeniu jej w bramce przeciwnika. Na szczęście udało mi się dobrze zaprezentować, czym zjednałem sobie drużynę i zostałem zaproszony na oficjalny mecz z Władzami Byczyny. Wieczorem natomiast oficjalne otwarcie święta oraz powitalne ognisko, na którym ciut za dużo (jak się później okazało) jedzenia się znalazło. Pomimo ogromnych chęci nie udało się bawiącym wszystkiego zjeść, zatem prowiant został schowany i przeznaczony na dalsze części święta. Wielu Jaskiniowców bawiło się do wczesnych godzin porannych. Przez cały czas również przyjeżdżali nowi mieszkańcy Imperium Jaskinii Behemota.
III Dzień Wyprawy
Główny Dzień Konwentu. Dzień rozpoczął się od podróży dziwnym pojazdem, dalej autobusem nazywanym, który zabrał wszystkich Jaskiniowców do Centrum Byczyny. Z tamtąd odbył się przemarsz pod stadion. Na przedie szły wspaniałe mieszkanki Byczyny, za nimi osoby, które ubrały się w oficjalne stroje Imperium Jaskinii Behemota i na końcu cała reszta Konwentowiczów. Na stadionie rozegrano wspaniały mecz Piłki Nożnej z Władzami Byczyny. Mecz zakończył się wynikiem 3:2 dla Byczyny. Również tutaj udało mi się dobrze zaprezentować i strzelić 2 bramki dla Imperium Jaskinii Behemota. Po meczu zaproszono mnie na turniej HOMM. Miałem szczęście grać z Mr. Pool'em..., który słynie w całym Imperium Jaskinii Behemota ze swoich umiejętności gry w tą właśnie grę. Pomimo usilnych moich starań, los i umiejętności Mr. Pool'a... sprawiły, że przegrałem to spotkanie. W tym miejscu ponownie chce pogratulować wspaniałej taktyki, umiejętności i wyrazić chęć rozegrania rewanżu. Niestety Turniej HOMM musiał zostać przerwany z przyczyn technicznych, ale organizatorzy byli i na to przygotowani. Następny bowiem był Turniej Fantasy na bardzo wysokim poziomie. Również w tym Turnieju spróbowałem swoich szans, niestety moja wiedza okazała się zbyt mała w porównaniu z wiedzą innych Jaskiniowców. Turniej Fantasy wygrał @lan, któremu w imieniu Imperium Kinugów serdecznie gratuluje. Po Turnieju odbył się magiczny seans filmów, na którym niestety już nie byłem. Wieczorem natomiast wspaniałe ognisko i zabawy. Również w tym czasie odbyło się nisamowite przedstawienie, za które słusznie dla aktórów należały się oklaski na stojąco. W późniejszym czasie przy ognisku odbyła się wspaniała opowieść o HOMM, w której po kolei kolejne wydarzenia był przedstawione.
IV Dzień Wyprawy
Osobiście był to dla mnie już dzień relaksu. Jaskiniowcy kontynuowali zabawy przeróżne, między innymi zapoznanie z zasadami gry w Rugby oraz sama gra, a później kolejny Turniej w konkursie nazwanym "kop jOjO". Turniej ten wygrał Admirał, któremu udało się kopnąć na niesamowitą odległość 45 Tarbandów. Oficjalne zamknięcie Konwentu oraz oficjalne oświadczenia Stowarzyszenia Miłośników Fantasy zakończył Konwent. W tymże dniu wielu Jaskiniowców musiało wracać niestety do swoich miejscowości. Garstka, która została spędziłą jednak kolejny wieczór przy ognisku, na przeróżnych dyskusjach.
V Dzień Wyprawy
Ostatni dzień. Powrót do Imperium Kinugów. Po drodze miały miejsca dziwne zjawiska, które później "znakami" zostały nazwane. Miały również miejsce wspaniałe wydarzenia, oraz bardzo przyjemne informacje, o których jednak przez szacunek do Hetmana więcej nie wspomnę, dopóki sam oficjalnie ich nie ogłosi.
Wyprawa do stolicy Imperium Jaskinii Behemota Byczyny byłą niesamowitym wrażeniem. Po przybyciu do Gidy stolicy Imperium Kinugów sporządiłem ten raport Q chwale Imperium Jaskinii Behemota i dla potomnych. Mam nadzieję, iż mój władca Cobalt raczy również przy kolejnej możliwości spotkania z Jaskiniowcami obdarzyć mnie tym honorem i wysłać w podróż do Jaskinii Imperium Behemota.
Kosnik King, 19 Skryba Imperium Kinugów
___________ Mimo wszystko dzięki Ci Hetmanie :) a mnie i tak możecie powiesić jak Skrytobójce. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Sandro
Dołączył: 15 października 2002 Posty: 164
Skąd: kaLISZ
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
A nudzi mnie się, to też coś skrobnę.
Do Polanowic przybyłem w czwartek o godzinie circa 18.30. Pamiętam, jak mi serce urosło, gdym ujrzał dumnie zwisającą flagę Imperium. Po powitaniu z ogółem obecnych zataszczyłem bagaże i jąłem doświadczać uroków "nieustającej" imprezy w pokoju 26, której elementem znamiennym była wspomniana już "zręczna cisza". Poza obejrzeniem oszałamiająco profesjonalnego meczu, którego byłem zaciętym widzem (ach ta nasza fala...) i nocną wycieczką w qqrydzę dnia tego nie wydarzyło się już nic ciekawego, poszedłem więc spać w pokoju wespół z Acidem i Kumbatem.
Piątek rozpoczęliśmy herbatką, która to, rzecz jasna, miała miejsce w pokoju nr 26. Nie przypominam sobie, by do przyjazdu Faramira wydarzyło sie coś ciekawego, poza może układaniem puszek po, rzecz jasna, coli, i złamaniem przy okazji dwóch kolejno ustanawianych przez nas praw fizyki (Ingham zniweczył próbę złamanie trzeciego). Następnie przyjechał Hetman i wreszcie go poznałem, na co, przyznam, czekałem z niezwykłym wręcz napięciem, ale to tak na marginesie.
Później było ognisko, jak to ognisko, Faramir zresztą opisał je dokładnie. Po powrocie do pokoju (tym razem dzielonym już z Faramirem i Morgrafem) miała miejsce długa i bardzo mile przeze mnie wspominana dyskusja do godziny szóstej nad ranem (jak to pisał Far, brał w niej udział także Moandor).
Obudziłem sie okrutnie niewyspany i takiż pojechałem na pamiętny mecz. Nie dane mi było być kibicem późniejszego turnieju, bom uczestniczył w próbach sztuki imć Guinei, które zresztą początkowo szły przeraźliwie fatalnie, co Hubertus poświadczy. Następnie moja relacja zbiega się zupełnie z relacją Faramira, bośmy wędrowali wspólnie, co zaś się tyczy owego pana, który wziąwszy mnie za świętego męża ucałował mą dłoń to potwierdzam, aczkolwiek nie potrafię powtórzyć jego "spowiedzi" był to bowiem bełkot niemalże nieartykułowany i wielce mnie ta sytuacja ubawiła.
Gdyśmy wrócili na pokoje łaską opatrzności dane mi było odkryć kolejny z mych licznych talentów, talent barda mianowicie, czy też balladnika. Natychmiast skorzystałem z weny i dostępnego tomika poezji KK Baczyńskiego, by raczyć gawiedź, w osobach mych dwóch współlokatorów, słodkim brzemiem mego głosu i subtelną grą emocji, dodatkowo wspartą perfekcyjnym brzdąkaniem na gitarze (którą pierwszy raz trzymałem w ręce). Tak mnie owa twórcza działalność porwała, że dnia następnego poświęciłem się jej niemal bez reszty, tworząc przy okazji kilka własnych, prywatnych gitarowych akordów (przy okazji przepraszam Inghama, że z winy mego zapału do grania zmuszony był przerwać swój wypoczynek, choć mieszkał kilka pokoi dalej, pragnę jednak zauważyć, iż dzięki mnie miał przebudznie miłe, rozkoszne wręcz, bym rzekł). W sobotę jeszcze wystawiliśmy sztukę, co uznaje za najprzyjemniejszy a na pewno za najzabawniejszy dla mnie moment Konwentu, i nie pojmuję doprawdy czemu tak wzbraniacie sie przed komentowaniem go, gdyż z wytęsknieniem wypatruję pochwał na mój temat.
Nie zauważyłem, by w niedzielę działo się coś ciekawego, pomijajac rozgrywki w rugby, zebranie SMF JB i pożegnania wyjeżdżających. Sam odjechałem jakoś po 18.
Skończywszy relację wzorem Faramira podzielę się paroma przemyśleniami, tym razem jednak już całkiem na poważnie (ufam, iż nikt moich przechwałek i zarozumialstwa nie wziął serio :wink: ).
Uświadomiłem sobie mianowicie, że Imperium jest społecznością całkowicie realną, choć na wirtualnym gruncie. Nie mogę powiedzieć, żeby spotkanie realnych avatarów postaci znanych z sieci wywarło na mnie piorunujące wrażenie (choc konfrontacja kilku postaci z mymi wyobrażeniami było dla mnie co najmniej zabawne), tak bowiem było przy okazji pierwszego zlotu, w którym uczestniczyłem, niemniej jednak przez cały czas odczuwałem pewną aurę niesamowitości. A idąc przez miasto, tuż koło flagi, dumałem nad tym, ilu ludzi zgromadzi się pod nią za rok, za pięć lat...
Nie mam do powiedzenia nic ponadto, czego by już Faramir nie powiedział.
___________ I.Am. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Grenadier
Dołączył: 20 lipca 2000 Posty: 164
Skąd: Opole
|
Wysłany: 19 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
bardzo miło mi sie to czyta :)
Śmiało piszcie także opinie co mozna (i jak) zrobic lepiej. Przyda nam sie to za rok. Zbiore to sobie póxniej w raporcik i łatwiej będzie zorganizowac konwent nr 2. Zreszta kilka niezłych pomysłów juz jest :)
___________ Będziemy się żegnać... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Galador
Dołączył: 17 listopada 2002 Posty: 164
Skąd: Radzionków
|
Wysłany: 20 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
No, to teraz moja relacja.
Piątek, 13.08.04
Na konwent wybrałem się z dziewczyną, Jagodą. Kiedy wsiedliśmy w Bytomiu do pociągu zmierzającego do Kluczborka, usiedliśmy naprzeciw pewnego jegomościa zaczytanego w książce pod dziwnym tytułem (nie pamiętam jakim). W pierwszej chwili nie zwróciłem na owego osobnika szczególnej uwagi. Jednak już w ciągu drugiej chwili zaczęło mną targać dziwne przeczucie... Taa... Zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie jest to jakiś Jaskiniowiec... No, ale jakoś głupio było mi pytać, zresztą żaden szczegół nie potwierdzał wprost moich przypuszczeń. Zaczęliśmy rozmawiać z Jagodą o Byczynie. Nie odezwał się słowem. Wyciągnąłem mapkę Byczyny. Nie odezwał się słowem. Uśmiechał się jakoś dziwnie, ale nic poza tym... W końcu kapkę dalej zwolniły się miejsca i przenieśliśmy się z Jagodą do pustej części przedziału. A on nic, tylko się jakoś dziwnie uśmiechał... Taa... Możecie wierzyć lub nie, ale powiedziałem wtedy, że facet wygląda zupełnie jak pewna postać na avatarze :) Coraz bardziej krystalizowało się we mnie przekonanie, że to Jaskiniowiec i nawet zdawało mi się, że wiem kto dokładnie. Śmialiśmy się z tych domysłów z Jagodą, o czym rzeczona może poświadczyć :) Tak jak przypuszczaliśmy, ów jegomość wysiadł wraz z nami w Kluczborku. Ponieważ nie wiedziałem, z którego peronu odjeżdża pociąg do Byczyny, zaproponowałem, żebyśmy poszli za owym tajemniczym ktosiem. Jednak znikł nam z oczu. Powiedziałem wtedy, że wszystko się wyjaśni, kiedy wysiądziemy w Byczynie. Tak też się stało... W pociągu z Kluczborka do Byczyny natrafiliśmy na Morgrafa, a kiedy wysiedliśmy w Byczynie i stanęli przed dworcem, zastanawiając się co dalej, zobaczyliśmy tajemniczego jegomościa z szelmowskim uśmiechem. Tak jak myślałem... był to sam hetman jOjO! Wypisz wymaluj jak na avatarze! Wraz z nim podążał Ixcesal (tutaj też „avatar prawdę Ci powie”). W piątkę udaliśmy się na poszukiwanie internatu. Powitała nas flaga Imperium i już dość liczne grono jego mieszkańców.
W oczekiwaniu na przydział pokoju, posiedzieliśmy czas jakiś w 26, gdzie miejscami panowała, jak to już napisał Faramir, tzw. „zręczna cisza”. Później wyszliśmy przed internat, zaczerpnąć powietrza... W końcu dostaliśmy klucze do pokoju i czas jakiś oddawaliśmy się odpoczynkowi po podróży.
Wieczorem miało miejsce ognisko, przy którym z wielką uwagą i zaciekawieniem słuchałem opowieści Imperatora Behemota o powstaniu i historii Jaskini. Były też psychologiczne testy Hubertusa. A później wycieczka do kałuży :) i podziwianie Drogi Mlecznej. Ech, jak pięknie widać gwiazdy nad Byczyną...
Aha, miał też być konkurs literacki „Przygoda w drodze na konwent”. Temat wymyślił jOjO i zapewne doczekałby się, a może jeszcze doczeka, opowiadania ze swoją osobą w roli głównej. Wszak nie musiałbym zbyt wiele dodawać od siebie do historii, którą przed chwilą zrelacjonowałem. Niestety, czasu na pisanie za bardzo nie było i w końcu z konkursu nic nie wyszło.
Sobota, 14.08.04
Ten dzień będę wspominał najmilej. Najpierw pochód przez miasto, później mecz... Ponieważ nie wziąłem ze sobą odpowiedniego obuwia, oglądałem zmagania Pazurów z trybun, ale za rok, kto wie... Trzeba trochę popracować nad kondycją :) Wielkie brawa dla Mr Rabbita za dwa gole! Chciałbym też podziękować jOjO za to, że nie zabrał mi Jagody na spacer dookoła bieżni. Dziewczyny jakieś takie zmienione wracały... ;)
Potem były próby w gimnazjum. Pierwsza wypadła fatalnie, później było coraz lepiej, i lepiej, i lepiej... :D W końcu nasza grupa teatralna zrobiła sobie przerwę, a ja wraz z Jagodą postanowiliśmy wykorzystać ją na znalezienie jakiejś knajpki czy czegoś, gdzie można by się posilić. Tak też zrobiliśmy. Później wróciliśmy do gimnazjum, okazało się jednak, że jest już zamknięte. W Domu Kultury też nikogo z teatrowiczów nie było, zdobyliśmy jednak od Grena :) numer komórki Guinei i zadzwoniliśmy do niego. Heh... Guinea zostawił komórkę w internacie, więc nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Jednak natrafiliśmy na siebie przypadkiem, kiedy Mi, Gui, Sandro, Far i Sam wracali (powodowani poczuciem winy:), jak napisał Faramir) do Domu Kultury.
Próby, które miały miejsce już w internacie... Ech... to było :) Najbardziej zapadną mi w pamięci słowa Guinei, wypowiedziane podczas przedostatniej próby. „To ja napisałem?” – zapytał z lekkim jakby zdziwieniem, a jednocześnie dumą, obserwując wyczyny Sandro i Faramira na scenie. A potem dodał „Ale się wczuwają”... a ja, oglądając któryś raz na żywo to, w czym sam brałem przecież udział, śmiałem się tak, jakbym wcześniej scenariusza nie czytał... Wiedziałem już, że będzie dobrze. I chociaż próba generalna wyszła słabo, ani przez chwilę nie wątpiłem, że właściwe przedstawienie będzie na miarę tej przedostatniej próby :) To była świetna robota. Dziękuję Wam! Mirabell, Guineo, Sandro, Faramirze, SAM-Uelu – cieszę się, że mogłem z Wami zagrać :) No i oczywiście dziękuję całej zgromadzonej publiczności za tak ciepłe przyjęcie naszego dzieła :)
Niedziela, 15.08.04
Ten dzień źle sobie rozplanowaliśmy, ale mądrzy „Gal and Jag Sp. z o.o.” po szkodzie. Wstaliśmy późno (gdzieś 10:30), zjedliśmy resztki nadającego się do spożycia jedzenia i, jako jedyni, udaliśmy się na niedzielną mszę św. do pobliskiego kościoła. Po powrocie spożyliśmy resztę resztek, spakowali to i owo, a kiedy wyszliśmy w końcu przed internat... okazało się, że przegapiliśmy zakończenie konwentu. Tak to jest, jak się z dziewczyną jedzie...
Później spakowaliśmy resztę tego i owego i wyruszyli w drogę powrotną. Przepraszamy niniejszym wszystkich, z którymi chcieliśmy się pożegnać, a nie udało się nam. Głupio wyszło, ale teraz nic nie poradzimy. Mamy nadzieję, że nie chowacie urazy.
Do Kluczborka dojechaliśmy wraz z Ann i Ra-Vem. Naprawdę miło się gawędziło. Dowiedziałem się m.in., że mam sobowtóra! Taa... najlepiej wtedy poczuliśmy, że konwent trwał za krótko.
___________ Mowa jest srebrem, lecz milczenie złotem. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Eldacar
Dołączył: 17 stycznia 2003 Posty: 164
Skąd: Opole
|
Wysłany: 20 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Galador (cytat): |
Do Kluczborka dojechaliśmy wraz z Ann i Ra-Vem. Naprawdę miło się gawędziło. Dowiedziałem się m.in., że mam sobowtóra! |
Zabawne, ale kiedy w zeszłym roku Ann z Ra-Vem odwiedzili Opole także dowiedziałem się iż jestem uderzajaco podobny do jednego z ich znajomych... ciekawe... :)
___________ "I know not with what weapons World War III will be fought, but World War IV will be fought with sticks and stones." A. Einstein |
|
Powrót do góry
|
|
|
Ra-V
Dołączył: 4 lipca 2002 Posty: 164
Skąd: Zielona Góra alias Chimera
|
Wysłany: 20 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Hehe - doladnie Eld - Tyś jest podobny do znajomego - a Galador za to do kuzyna - mam jeszcze do "obsadzenia" siostre, mame i babcię - ftoś chętny? :P
Nio ale żarty na bok :)
Cieszę się wielce, że Was spotkałem w rzeczywistym świecie - pikne to uczucie widzieć 50tkę Jaskiniowców w jednym miejscu. Obyśmy spotkali się za rok - conajmniej w takim samym składzie.
Tak jak wielu z Was pisało już wcześniej te dwa/trzy dni to jednak za mało. Z Galadorem dopiero w pociągu zdążyliśmy słowo zamienić a to i tak przy przeszkadzajacym stukocie kol...
Konwent nie byłby jednak tym samym gdyby nie niesamowite przedstawienie przygotawane przez Osadową ekipę. Gratulacje Mirabell i Panowie. Ech - za rok trza jakąś komerę załatwić i jeszcze raz nam to zagracie! To by była dopiero pamiątka.
Wnoszę także protest przeciwko uporczywemu omijaniu pokoju nr 31 w podsumowaniach na najweselsze miejsce w internacie. U nas ciszy nie było - oj nie było :P Kto nie wierzy zapraszamy serdecznie za roq :)
Jeszcze raz wielkie podziękowania dla Grenadiera - bez Ciebie nigdy nie udałoby się zorganizować Jaskiniowego spotkania. Mam nadzieję, że masz ochotę to jeszcze raz powtórzyć :)
Do zobaczenia za rok!
___________ See you in Tibia!
Lista Jaskiniowych Chimeryjczyków - tutaj
Więcej tutaj... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Ingham
Dołączył: 1 kwietnia 2001 Posty: 164
Skąd: Ciechanów
|
Wysłany: 20 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Ra-V (cytat): |
Hehe - doladnie Eld - Tyś jest podobny do znajomego - a Galador za to do kuzyna - mam jeszcze do "obsadzenia" siostre, mame i babcię - ftoś chętny? :P
|
Ja biorę siostrę! Ja biorę siostrę :P
___________ Tylko modlitwa może Was zbawić! |
|
Powrót do góry
|
|
|
jOjO
Dołączył: 10 stycznia 2000 Posty: 164
Skąd: Onionburg
|
Wysłany: 21 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Mr. Rabbit (cytat): |
konkursie nazwanym "kop jOjO" |
tu chyba emocje poniesły kronikarza
bo to był konkurs kopania jojo :!:
mie nik nawet nie próbował! :D
___________ Baruk Khazad! |
|
Powrót do góry
|
|
|
jOjO
Dołączył: 10 stycznia 2000 Posty: 164
Skąd: Onionburg
|
Wysłany: 21 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
Galador (cytat): |
usiedliśmy naprzeciw pewnego jegomościa zaczytanego w książce pod dziwnym tytułem (nie pamiętam jakim). |
Feliks Koneczny "Polskie Logos i Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski"
daje wiele do myślenia... także w kontekscie Jaskini...
Galador (cytat): |
Aha, miał też być konkurs literacki „Przygoda w drodze na konwent”. Temat wymyślił jOjO i zapewne doczekałby się, a może jeszcze doczeka, opowiadania ze swoją osobą w roli głównej. Wszak nie musiałbym zbyt wiele dodawać od siebie do historii, którą przed chwilą zrelacjonowałem. Niestety, czasu na pisanie za bardzo nie było i w końcu z konkursu nic nie wyszło. |
ech... a coż szkodzi zrobić to BEZ nagród, a ot, dla dobrej opowiesci?
Galador (cytat): |
Chciałbym też podziękować jOjO za to, że nie zabrał mi Jagody na spacer dookoła bieżni. Dziewczyny jakieś takie zmienione wracały... ;) |
o żesz! sędzia za wcześnie gwiznął!! to Jemu podzięqj ;)
Galador (cytat): |
No i oczywiście dziękuję całej zgromadzonej publiczności za tak ciepłe przyjęcie naszego dzieła :) |
bo i było to wyśmienite!
zaiste, aż trudno było uwierzyć, że to tylko ten jeden dzień prób
a przecież wiedzieliśmy!
byliście wspaniali i bardzo osobiście proszę o więcej na kolejnych Konwentach!
Galador (cytat): |
jako jedyni, udaliśmy się na niedzielną mszę św. do pobliskiego kościoła. |
z zażenowaniem pewnym stwierdzam, że mimo DWÓCH (osobista wizyta w okolicy kościoła) prób dowiedzenia się KIEDY jest msza, nie udało mie się to... :(
___________ Baruk Khazad! |
|
Powrót do góry
|
|
|
Anonymous
Dołączył: nigdy Posty: 164
Skąd:
|
Wysłany: 28 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
BUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1
A ja i Sharwyn nie mogłyśmy przybyć!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wiecie, że próbowałyśmy? Ale cholerne PKP i ich "zawieszone kursy"! Pociąg Słupsk - Wrocław przez Piłę Poznań i Koszalin nie wyjechał tego dnia! Cóż, mam nadzieję, że się dobrze bawiliście...
|
|
Powrót do góry
|
|
|
jOjO
Dołączył: 10 stycznia 2000 Posty: 164
Skąd: Onionburg
|
Wysłany: 29 sierpnia 2004 I już po... czyli nasze relacje...
|
|
|
ech... siakoś dziwne to, że tak prędko się wyczerpały tematy wspomnieniowe...
czy tylko tyle tego było??
___________ Baruk Khazad! |
|
Powrót do góry
|
|
|