Autor |
Wiadomość |
Destero
Dołączył: 6 listopada 2004 Posty: 164
Skąd: Przybywamy z wielu miejsc... zdążamy do jednego...
|
Wysłany: 4 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
24 Blossonthal 1276r. II ery
Gdy Bubeusz i Fristron zasnęli Destero postanowił uzyskać trochę więcej informacji na temat pobytu poszukiwanego przez nich ifryta Hellburna. Oddalił się od obozowiska, które założyli na szczycie małego pagórka i skierował się w głąb lasu. Najpewniejszym, choć sprawiającym dużo kłopotów, informatorem Destero był zawsze Adriel, a nie było mowy o nawiązywaniu z nim kontaktu w pobliżu dwóch magów, których psionik, co by nie było, potrzebował. Biegł przez las kilka dobrych minut, aż wreszcie zatrzymał się w pobliżu małego jeziorka na środku polany. W jego tafli odbijał się czerwony księżyc i tysiące gwiazd z Koroną Świata na czele. Destero nie zachwycał się jednak pięknem tego widoku. Zsunął płaszcz z ramion i położył go na ziemi. Psionik wszedł do wody po kolana i „spojrzał” w jej toń. Powolnym ruchem zsunął opaskę z oczu i na powierzchni jeziorka ukazały się jeszcze dwa bliźniacze światła pośród gromady gwiazd, świecące wściekłą czerwienią. Odbicie Destero było nienaturalnie dobrze widoczne w ciemności nocy:
-Obudź się – wyszeptał psionik.
Nagle jego ciałem targnął atak bólu, gdy Adriel odpowiedział w umyśle Destero na jego wezwanie:
-Czego sobie życzysz... panie – ostatnie słowa ociekały jadem
-Daruj sobie – mentalny głos Destero nadal pozostawał spokojny - Wezwałem cię, bo potrzebuję informacji o...
-Ifrycie – dokończył za niego demon.
-Udzielisz mi ich.
-Oczywiście, że tak. Wiesz, że w tej kwestii nasze cele wyjątkowo się pokrywają.
-Oszczędź mi tej bezsensownej gadki. Nasz cele mogą być takie same, ale motywy z pewnością są inne. A teraz mów, co wiesz.
Destero wpatrywał się w swoje odbicie, które zaczynało już nabierać dobrze mu znanych kształtów. Demon chciał przeciągnąć konwersację i objąć kontrolę nad ciałem. Destero musiał się spieszyć.
-Gdzie jest ifryt?
-W pobliżu.
Mentalny atak, który Destero posłał w głąb swej jaźni sprawił, że sam padł na kolana, a jego odbicie zafalowało nienaturalnie. Mentalna walka z demonem miała to do siebie, że szkodziła zarówno jemu jak i Adrielowi. Uroki dzielenia jednego ciała i jaźni. Demon warknął w umyśle Destero:
-Spieszy ci się skoro posuwasz się do tego.
-Gdzie jest? – głos Destero przesiąkł mentalną sugestią.
Demon zachichotał złowrogo:
-Za tobą!
Psionik natychmiast zamknął oczy i odwrócił się by spojrzeć na jarzącego się w ciemności ifryta.
-Dlaczego mnie szukacie? – Odezwał się na powitanie Hellburn
-Wierzę, że masz coś, co jest mi potrzebne – powiedział spokojnie Destero wskazując na amulet na szyi Hellburna – oddaj mi to lub zgiń.
___________ Paradoxically, sins one can consider as forgiven are those he can't forgive himself... kore no nindo da |
|
Powrót do góry
|
|
|
Hellburn
Dołączył: 27 maja 2004 Posty: 164
Skąd: z pustynnych rejonów Bracady
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
24 Blossonthal
- Żadne z tych wyjść mi nie pasuje - uśmiechnął się Hellburn. Wiedział, że nie obejdzie się bez walki.
Destero wyszedł z wody, szybko podniósł płaszcz z ziemi i rzucił nim w Ifryta. Ognisty Rycerz rzucił ognistą kulą. Trafiła w tkaninę odrazu ją spalając w drobny pył. Psionik skoczył na Ifryta z wyciągnętą nogą. Hell zatoczył się parę metrów, wstał i pobiegł wprost na Destera. Chciał uderzyć w żebro, nie trafił, Psionik usunął się i zadał cios z łokcia, który powalił Hell'a na ziemię. Destero zrobił krok chcąc zmiażdżyć żebra Ifrytowi. Ten przepełznął w bok, szybko wstał i uderzył w przedramienie Psionika. Usłyszęli chrzęst łamanej kości. Zaraz potem pięść przeniósł na twarz. Destero upadł... posmakował krew w ustach... wypluł ją i użył swej psionicznej mocy, podniósł Hell'a nad ziemię i rzucił nim o pobliskie drzewo. Ifryt stracił przytomność. Psionik wolnym krokiem podszedł do zemdlałego Hellburn'a. Chwycił jego głowę i już miał rozwiązać problem Ifryta kiedy na pagórku zobaczył..... Fristona i Bubeusza.
___________ Damn! |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
24 Blossonthal
-HA! Znalazłeś tego padalca!- krzyknął Fristron i rzucił się na Hellburna. Lekko zdezorientowany Destero patrzał, jak mag z Avlee tłucze Hellburna po twarzy, lecz zaraz odepchnął Fristrona i już miał skończyć z ifrytem, kiedy las wypełniły słowa. Bubeusz krzyknął jakąś formułkę, przyjmując dziwną pozę i kierując swoją laskę w pierś ifryta. Klejnot zabłysł srebrnym światłem, rozlewając blask na całą polanę i pół jeziora. Światło przeskoczyło na ifryta, tworząc wielką kulę, w której znalazł się Hellburn. Destero i Fristron zostali odepchnięci i potoczyli się do wody.
-Co ty robisz?!- krzyknął ten drugi, jak tylko zdołał się podnieść.
-Ratuję mu życie?- zapytał niewinnym głosem Bubeusz.
-On zginie, czy tego chcesz, czy nie.- rzekł obojętnym jak zawsze tonem psionik, podchodząc powoli do Hella.
-Nie mam w zwyczaju zabijać kogokolwiek, kto uratował mi życie.- odparł Bubeusz i widząc zdumienie Fristrona, dodał:
-Przecież to on pomógł nam wyjść cało z zasadzki Kary! A poza tym może nam pomóc przeprawić się przez las. A tobie wystarczy, że odda amulet, nie?- zwrócił się do Destero. Tamten zastanowił się chwilkę i po chwili rzekł:
-Zgoda.-
Bubeusz wszedł sobie spokojnie w aurę otaczającą Hellburna i zerwał mu z szyi połyskujący wisiorek. Przy okazji wlał mu do ust jeden ze swoich eliksirów i natychmiast Hell otworzył oczy.
-Co się dzieje?!-
Bubeusz stał spokojnie w środku srebrnej kuli, przewracając w palcach amulet. Nagle usłyszał głos psionika:
-Daj mi to.-
Czarodziej wyszczerzył do niego zęby, korzystając z tego, że chroni go aura otaczająca ifryta. Wtem Hellburn złapał go za rękę.
-Co tu się dzieje!?- powtórzył głośniej. -Oddaj mój amulet!
Bubeusz rzucił amulet psionikowi, mówiąc do ifryta:
-Destero właśnie miał cię zabić i gdyby nie moja interwencja, leżałbyś już tutaj w kawałkach. Ja nic nie żądam w zamian, lecz ten oto pan w czarnym... To znaczy płaszcz już mu spaliłeś... W czarnej skórze chce, zebyś go poprowadził przez las. No a amulet to nie twoja sprawa.- Bubeusz spojrzał na zdumione oblicze ifryta i klasnął dwa razy w ręce. Srebrna aura zmieniła się w tysiące bąbelków, które już po chwili popękały rozwiane wiatrem na wszystkie strony. -No to idziemy!- i ruszył dziarsko na północ, jakby nic się nie stało.
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Rano, 25 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Fristron przeciągnął się. Ku ich szczeremu zdumieniu, Destero pozwolił przespać im drugą z rzędu noc. On, razem z Hellem przeszukali teren.
- Do wzgórza niedaleko - powiedział, kiedy Bubeusz i Fristron usiedli z nimi po pospiesznie zjedzonym posiłku - Będzie nieco wspinaczki, ale łagodnej.
- To ten pagórek? - spytał Bubeusz, wskazując na niewielkie zaokrogląne wzgórze na mapie
- Tak... z bliska nie jest takim pagórkiem. I jest, ku memu zdumieniu całkiem nagie. Już od samego początku nie porasta go najmniejsza trawa, czy coś w tym stylu.
- Hm... - mruknął Fristron - Coś jeszcze?
- Nic. Właśnie to mnie martwi. W okolicy wzgórza nie ma żadnych ptaków, nic.
- Hm... - zamruczał jeszcze raz mag z Avlee - Hm, hm, hm...
- Przestań hmkać - burknął Hellburn - I w drogę!
I ruszyli - jak rzekł, po skończeniu hmkowego nastroju Fristrona Hellburn - w drogę.
***
Popołudnie, 25 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Byli już całkiem niedaleko wzgórza. Fristron czuł lekkie mrowienie w palcach. Jak zwykle oznaczało to, że albo musi natychmiast ruszyć do toalety, albo wyczuwa nieprzychylną aurę. Jako że nic nie czuł w miejscach... no, wiadomo o co chodzi, toteż stawiał na aurę.
Coś się poruszyło. To nie był zwierz. Poruszyło się drugie coś. I trzecie, czwarte, piąte...
Dwadzieścia goblinów z lagami w rękach okrążyło ich. Na twarzach uczestników wyprawy zawisły kolejno:
- Destero - obojętność ( cóż by innego )
- Fristrona - nadzieja ( nie wiedzieć czemu )
- Bubeusza - zdumienie ( nic dziwnego )
- Hellburna - strach ( jako pierwszy dostrzegł lagi w rękach )
Fristron krzyknął coś niezrozumiale, charcząco. Ocharknął mu najroślejszy goblin. Zawiązała się niezwykła, charcząca rozmowa, której szczegółów tu podawać nie będę. Tak czy siak twarz wodza goblinów stopniowo łagodniała. W pewnym momencie znowu się wyostrzyła, po chwili dalej złagodniałą, i tak skokowo. W końcu krzyknął coś do goblinów i przeszedł na Wspólny:
- Witam, nazywam się Grmfghklest
- Hę? - zaniemówił Bubeusz
- Możecie mi mówić Gremyfklest. Tak mnie nazywają elfy.
- Gremyfkleście, to Bubeusz, Destero i Hellburn - rzekł Fristron. Bubeusz skłonił sie zwyczajnie, Destero nie poruszył się, a Hellburn pokłonił się niemal niezauważalnie. Za to Gremyfklest, w szerokim i niskim ukłonie rzekł:
- Panowie, tak być nie może. Ja dużo zniosę, ale tak być nie może. Ja wiem kto wy jesteście!
- Kim my jesteśmy?
- Tak, panowy. Bez urazów, ale wy zbóje zwykłe są.
- Hę? - zdziwił się ponownie Bubeusz
- No są wy, bo zabili wy wilki. I walczyliście z jakimiś nieludami też. I bili wy się sami. To zbóje wy, proste.
- Nie jesteśmy zbójami - rzekł Fristron - poszukujemy... czegoś - mruknął, spojrzał szybko na Destero, potem na Hellburna i ostatecznie znów na Gremyfklesta, po czym wbił oczy w ziemię.
- Nie zbóje wy? Jakże to? Mówią, że zbóje.
- Nie zbóje i tyle - powiedział obojetnym głosem Destero. Wszyscy zwrócili na niego oczy - Po prostu musieliśmy załatwić pewne porachunki.
- A wilki napadły nas... znaczy jego - mruknął Bubeusz, wskazując na faktycznie przez wilki zaatakowanego
- A ci nieludzie to były wampiry - zakończył wyliczankę Fristron - Sam widzisz, Gremyfkleście, że nie jesteśmy zbójami. Mogło dojść do strasznych rzeczy przez te wampiry w tym lesie, a nie doszło dzięki nam.
- No, ślachetni panockowie. Jak tak, to zapraszam do naszej kwatery!
- Śpieszno nam w drogę - mruknął Destero - Nie będziemy się zatrzymywać.
- A gdzieżeż wy zdążacie, panockowie ślachetni?
- Na północ, ku źródłom Ruadanu.
- I dalej... - westchnął Fristron
- No to ślachetnym panockom my przeszkadzać nie będziemy. Do widzonka!
I oddział pokracznych istot odszedł ku głębi lasu.
- Powiedz - mruknął Bubeusz - skąd, u licha znasz język goblinów.
- Z Avlee. - rzekł krótko
Powoli zbliżali się do wzgórza...
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
22 Blossnothal
-O tak nie ma to jak powiew ciepłego pustynnego wiatru w twarz - mruczała Ashanti
- Taa... o ile komuś czaszki z karku nie zwieje - odburknął Nagash
- Nie wiem o co ci chodzi nekromanto, wszystko idzie zgodnie z planem
- Tak, i właśnie chodzi o to że idzie za łatwo
- No to może to będzie dla ciebie wyzwaniem ?? - spytał barbarzyńca i wskazał na szarżujących orków
- Chyba żartujesz ?? Myślisz że 2 orków szarżujących wprost na mnie zrobi na mnie wrażenie ?? No chyba że weźmiesz pod uwagę 5 kuszników za skałami ..... - ciągnął lisz - Ja biorę kuszników wy resztę - powiedział i zaczął strzelać w kuszników za skałami. Tymczasem demonka i Klaang który niechętnie przyłączył się do walki powalili pozostałych.
- Dobrze, to teraz może nam wyjaśnisz co to za amulet którego szukacie ??
- Ech widzę że nie da rady ci nie mówić - mamrotał nekromanta - A więc ten amulet został stworzony 2000 lat temu przez maga zwanego Zarkabi. Stworzył go on podczas wielkiej epidemii Czarnej Duszy. Jest to choroba która "psuje", bo tak najlepiej to nazwać dusze poprzez zniszczenie w niej wszystkich wspomnień i uczuć. Epidemia została opanowana lecz amulet został skradziony.
- Przez kogo?? - spytała demonka
-- Przez kapłanów mroku, chcieli oni przemienić jego właściwości lecznicze w takie aby amulet działał na odwrót ....
- Czyli przemieniał dobre dusze w spaczone ??
- Tak... potem został on umieszczony w forcie Dark Kepp - kryjówce tych złodziei. Przez kilkanaście lat żaden z nich nie potrafił przekląć tego amuletu więc zostawiono go w spokoju, lecz dopilnowano do tego żeby nikt więcej go j nie dotknął. Krążą plotki że został ustawiony strażnik ale ja osobiście w to nie wierze.
- A jak ten amulet się wogle nazywa ??
- Zwą go amulet oczyszczenia - odpowiedział - już chyba wystarczająco się napytaliście nieprawdaż ??
- A jaki ty masz w tym interes liszu ??- spytała chytrze demonka - O ile pamiętam nieumarli ludziom nie pomagają, czemu więc ty miał byś to robić ??
- Nie twój interes !- krzyknął zdenerwowany lisz - Zamiast pytać lepiej się pośpieszcie, lat mi nie ubywa !!
Później *******************
-Tak, Tak
-Co tak ??- spytał Nagash
-Co ??
-Nic, nic tylko mi się zdawało – tłumaczył nerwowo lisz
-Tak, tak
-Co tak ?? – nekromanta wysłał mentalny sygnał aby nie wzbudzać podejrzeń
-Tak to odpowiedź na twoje pytanie – mówił głos
-Ale ja nie zadawałem żadnego pytania !!
-Zadawałeś .... - odpowiadał głos ciągle takim samym tonem
-A na jakie pytanie jest to odpowiedź – pytał Nagash
-Twoje pytanie brzmi : „ Czy to możliwe że wróciłem ??”
-Kim jesteś ??
-Dowiesz się wkrótce – powiedział głos i umilkł
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Destero
Dołączył: 6 listopada 2004 Posty: 164
Skąd: Przybywamy z wielu miejsc... zdążamy do jednego...
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
wieczór 25 Blossonthal 1276r. II ery
-Jak to zrobiłeś? – Zapytał Hellburn widząc, że Destero bez przeszkód porusza ramieniem, które nie tak dawno temu sam mu złamał.
Destero nie odpowiedział, a jedynie bawił się amuletem czerwonego diademu, obracając go w palcach.
-Pewnie jesteś z siebie cholernie zadowolony? – Powiedział z wyrzutem Hellburn, którego dalej dręczył fakt stracenia amuletu.
Destero podrzucił amulet w powietrze, złapał go zanim ten spadł na ziemię i wsadził do kieszeni czarnych, skórzanych spodni.
-Odezwij się jak do ciebie mówię! – Warknął groźnie ifryt
Destero poprawił opaskę na oczy i wysforował się przed ifryta.
-On tak chyba zawsze – powiedział Bubeusz do Hellburna zanim ten stracił nad sobą panowanie.
Ifryt przewrócił tylko oczami ze zrezygnowaniem.
-Wydawało mi się, że to ja mam prowadzić. – Rzucił w stronę pleców Destero.
Psionik odwrócił się w jego stronę z obojętną miną:
-Gadasz po próżnicy zamiast okazać się przydatnym. Powinienem był cię zabić, kiedy miałem ku temu okazję... Ale ten błąd można w każdej chwili naprawić.
-Spokojnie panowie – Fristron stanął między nimi – Im nas więcej tym lepiej. Nie wiadomo, co nas czeka, gdy uruchomimy wszystkie kręgi i znajdziemy ołtarz.
-Jakie kręgi? Jaki ołtarz? – Ifryt potraktował ich zaciekawionym spojrzeniem.
-Jeden krąg został już częściowo uaktywniony... – Odrzekł Destero ignorując pytanie ifryta.
-Co? – Zapytali chórem jego trzej towarzysze.
-Kiedy to się stało? – Zapytał zmieszany Fristron.
-Nie wiem – odpowiedź Destero wydawała się być szczera.
-To skąd wiesz, że w ogóle został uaktywniony? – W głosie Bubeusza pojawiły się wątpliwości.
-To mi powiedziało – Destero wskazał na amulet wiszący swobodnie na jego szyi – wczoraj w nocy.
-Jakie kręgi? Jak to aktywowane? – Hellburn zaczynał się irytować
-Jak to ci powiedziało? – Bubeusz i Fristron zapytali chórem
-Wszystko powiem wam przy następnym postoju. Na wzgórzu. – Psionik obrócił się w stronę ifryta – a oni wtajemniczą cię w całą sytuację... O ile wcześniej cię nie zabiję.
***
Po około godzinie marszu czwórka podróżników zawędrowała pod wzgórze wznoszące się pośrodku lasu Grifith. Wspinaczka, pomimo stromości zbocza, nie była trudna i już po chwili znaleźli się na szczycie łysego wzniesienia. Destero nazbierał drew i ułożył je w dziwny, mocno symetryczny ideogram, przypominający trochę wieloramienną gwiazdę.
-Po, co to? – Zapytał Fristron
-To profilaktyczna osłona przed demonami.
-Demonami? – Bubeusz był mocno zdziwiony.
-Sami mówiliście, że z tym wzgórzem jest coś nie tak. Wydaje mi się, że mogły tu rezydować wampiry, które spotkaliście kilka dni temu w lesie. Nie wiemy ile ich było i choć prawdopodobnie wszystkie są martwe to chyba nie chcecie ryzykować pogryzienia.
-I ten stos drew ma je powstrzymać? – Zapytał z niedowierzaniem Hellburn.
-Nie – odpowiedź Destero była krótka.
Psionik uklęknął przy ideogramie i podniósł nad niego otwartą dłoń, wnętrzem do dołu. Powietrze wokół jego ręki zafalowało jak w letnim upale, rozległ się przenikliwy gwizd, który sprawił, że wszyscy zatkali uszy dłońmi, a z ręki Destero buchnął pomarańczowy płomień zapalając ideogram.
-Jak to zrobiłeś? Mówiłeś, że nie jesteś magiem. Nie mogłeś wyczarować ognia. Kłamałeś? – Powiedział z wyrzutem i jednocześnie triumfem w głosie Bubeusz.
-Nie wyczarowałem ognia. Zapaliłem jedynie powietrze.
-To przecież nic nie zmienia. – Powiedział Hellburn.
- Kiedy rozpędzisz coś do dużej szybkości to pod wpływem pewnych sił ta rzecz się rozgrzewa. W miarę tego jak zwiększasz prędkość możesz to nawet zapalić. Siłą woli wprawiłem powietrze w ruch wokół mojej dłoni i rozpędziłem je tak, że aż zapłonęło.
-Im dłużej tego słucham mam wrażenie, że rozmawiam z jakimś naukowcem, a nie poszukiwaczem przygód. – Fristron nie ukrywał podziwu w swoim głosie.
-Nic nie wiecie – głos Destero był cichy – Ale to nie o mojej profesji przyszliśmy tu rozmawiać. Spójrzcie.
Psionik zdjął amulet z szyi i położył go w świetle ogniska ideogramu, które zdawało się płonąć wszystkimi możliwymi kolorami i oświetlało mocno cały szczyt wzgórza.
-Pewnie nie zająłeś się dokładnym obejrzeniem amuletu kiedy go posiadałeś – zwrócił się Destero do Hellburna.
Spaczona Korona świata wzeszła i świeciła wściekłą czerwienią. Destero wstał i podniósł amulet, zatrzymując go na linii swoich oczu i kierując wizerunek czerwonego diademu w stronę Korony świata. Niemal natychmiast z amuletu wydobyło się czerwone światło i otworzył się on.
-Zastanawia mnie skąd on to wszystko wie – Mruknął cicho Fristron.
Destero położył amulet na dłoni i pokazał go trójce towarzyszy. W środku amuletu także był świecący na czerwono wizerunek diademu, ale wokół niego znajdował się okrąg, na którym spoczywało pięć punktów. Każdy wskazywał inny kierunek i wszystkie z wyjątkiem jednego były szare. Jeden, wskazujący na północ, był pomarańczowy.
-Kropki to kręgi, amulet jest kluczem jak i kompasem. Te punkty pokazują kierunek, w którym się znajduje i stopień aktywności kręgu. Szare kręgi są nieaktywne, pomarańczowe częściowo, a czerwone oznaczają krąg całkowicie aktywny. Krąg w pobliżu Harrow został aktywowany kilka dni temu, lecz osoba która to zrobiła, nie miała klucza... Nie miała amuletu.
-Co się dzieje, jeśli krąg jest tylko częściowo aktywowany? – Spytał Bubeusz.
-Nie wiem. – Odpowiedział cicho Destero i zamknął amulet. Prześpijmy się teraz, ale najpierw opowiedzcie naszemu nowemu towarzyszowi co już wiemy.
Destero usiadł ze skrzyżowanymi nogami w pobliżu ogniska i zasnął w tej pozycji.
___________ Paradoxically, sins one can consider as forgiven are those he can't forgive himself... kore no nindo da |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonthan
Dołączył: 27 września 2004 Posty: 164
Skąd: Smokozord --> twierdza Gorlice
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
24 Blossonthal wieczorem
Drag pojechał konno śladami smoka na południe. Zaniepokoił go fakt, iż po drodze nikogo nie zauważył, a szlak był często używany. Droga do Morngram była brukowana, ale Drag jechał poboczem, by zbytnio nie wydawać swojej pozycji...
25 Blossonthal ranek
Drag jechał całą noc powoli. 4 godziny temu zboczył z drogi i pojechał w strone pól uprawnych leżących na północny wschód od miasteczka. Było mgliście, widoczność dochodziła do 50 jardów. Pola uprawne przez które jechał były zaniedbane. Nie było czemu się dziwić. Smok penetrował okoliczne pola i zabijał wieśniaków. Nikt od kilku miesięcy nie wychodził w pola, bo obawiano się smoka. Drag we mgle zbłądził i po paru godzinach, kiedy mgła opadła znalazł się na wschodzie pare mil za polami.
25 Blossonthal południe
Palące słońce okolicznych stepów dawało się we znaki. Drag skierował się na południe i po przekroczeniu drogi wjechał na prawdziwe pustkowia. Miejsce to wydawało się idealnym schronieniem dla smoka. Stepy... gdzieniegdzie zarośla... pustkowie... zdala od ludzi... brakowało tylko jednej rzeczy... wysokości. Błękitne smoki lubiały duże wysokości...
25 Blossonthal wieczór
Po wielu godzinach penetracji tych bezdroży, łowca nie znalazł tu nic, co mogło by naprowadzić go na ślady smoka. Rozpalił ognisko i postanowił że przeczeka tutaj noc. Wiatr zmógł się. Zaczęło wiać coraz mocniej. Waitr dawał się we znaki wszystkim mieszkańcom okolicznych wiosek, zrywając dachy domów. Na stepach gdzie przebywał łowca, wiatr tarmosił po ziemi kawałki konarów drzew, liście, i kłębki traw. Drag zgasił ognisko i położył się w pobliskich krzakach. Konia uwiązał do drzewa za skałami, by przypadkiem nie dostał jakimś większym konarem w łeb. Siła wiatru nie ustawała, a wręcz z każdą chwilą stawała się większa. Minęło kilka godzin i było już całkiem ciemno. Czerwona poświata rozjaśniła stepy...
26 Blossonthal ranek
Drag obudził się gwałtownie. Rozejrzał się dookoła i zobaczył wszędzie kawałki drzew, konarów i przywleczone z daleka kawałki dachów domów. Wsiadł na konia i zawrócił do Azarad...
26 Blossonthal wieczór
Drag dotarł do miasta pod wieczór. Czerwona poświata dawała się znowu we znaki. Szybko zwrócił konia stajennemu i zapłacił za jego wynajem. Przespał się w karczmie.
27 Blossonthal ranek
Drag ruszył w kierunku gór. Uznał, że te rejony są wyśmienitym siedliskiem dla smoka. A jego wyprawy na okoliczne wsie są wynikiem pewnej zagadki. Smok był w mieście, a to jest bardzo dziwne.
27 Blossonthal wieczór
Na noc Drag dotarł do stóp gór w pobliżu wioski Barrow. Długo wpatrywał się z tarasu pobliskiej gospody na szczyty koron gór. Wpatrywał się i myślał o swoim życiu. Miał już tego dość. Ciągłe uganianie się za latającymi stworzeniami. Wiecznie podróżuje i walczy, podróżuje i walczy... Te słowa nie dawały mu zasnąć. Tej nocy w jego snach pojawiły się demony jego przeszłości. Duchy tych których zabił. Przerażające wizje i widoki z przeszłości wprowadziły zamęt w jego głowie. Widział jak płonęły wioski... miasta... jak gineli niewinni ludzie... Jego myśli były zatrute:
Wszędzie dookoła tylko śmierć...
28 Blossonthal ranek
Drag nie mógł się pozbierać po nieprzespanej nocy. Pierwszy raz w życiu przeżył coś czego się spodziewał od dawna... załamania nerwowego. Nie mógł wytrzymaż już. Jakoś ogarnął się i wrócił do siebie. Ruszył w góry. Począł wspinać się wysoko, w nadziei że nie spadnie...
___________ Wróg u Bram... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 5 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Wieczór, 25 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Poczekaj - mruknął Fristron - wiesz, że widziałem podobny znak - tu wskazał na ideogram i rozłożony amulet - jako logo pewnego bordelu?
- Och, to naprawdę interesujące, ale nie musisz się chwalić, że bywasz w takich miejscach! - rzekł Hellburn
- Czy ja mówię, że tam byłem? - najeżył się Fristron - mówię tylko, że widziałem bordel z takim logo! Poza tym ta elfka była naprawdę ładna...
- I co?! Elfka! Czyli była jakaś elfka! - wrzeszczał Hell
- No i była, i co z tego? A jakby przed tobą taka rozłożyła nogi, to byś...?! - krzyknął Fristron
- Zamknijcie jadaczki przygłupy! - wydarł się Bubeusz
- Cicho - mruknął psionik
- Czemu? - zniecierpliwił się Fristron
- Cicho, muszę się skupić.
- Skup się - rzekł Bubeusz - a ja tymczasem opowiem wraz z Fristronem Hellowi co i jak.
- Ale, ale, poczekaj - rzekł Hell - no, z tą elfką... Masz rację
- Ja zawsze mam rację - odpowiedział Fristron
I opowiedzieli mu o wszystkim, a Destero myślał i myślał.
***
Południe, 26 Blossonthal (Kwiecień), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Gruby czarny ent, wlazł na płot i mruga... - nucił Fristron
- Przymknij się - rzekł krótko Destero
- Gruby czarny ent...
- Przymknij kłapaczkę, wiejski kuglarzu - wydarł się Hell
- ...będzie to bajeczka niedługa
Bubeusz bezceremonialnie walnął go w czerep. Mocno. Mag padł.
- No dobra, to kto go pierwszy niesie? Nie ja, uprzedzam.
- Mogę ja - rzekł psionik i pomachał Fristronowi łapami w okolicach tyłka, po czym ten sunął w pozycji siedzącej, obdzierając sobie przy okazji tylnią przestrzeń.
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Ashanti
Dołączył: 27 grudnia 2004 Posty: 164
Skąd: Z jaskini behemota :P
|
Wysłany: 8 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
23 Blossonthal
-Nie wiem jak ciebie ale mnie trochę dziwi zachowanie Nagasha, sądzę że on coś ukrywa – powiedziała Ashanti do Klaanga szeptem aby lisz który jechał obok nich tego nie usłyszał.
-Tak, mi też się tak wydaje. On ma jakieś inne plany niż przedstawił nam na początku. Myślę że tu nie chodzi o zdrowie królowej tylko o coś innego... – odpowiedział barbarzyńca gdy nagle usłyszeli krzyk lisza:
-No już prawie w Sandband jesteśmy, już widać pierwsze drzewa !! – wrzeszczał lisz.
-Liszu, wytłumacz nam czemu wogle tą wyprawę zorganizowałeś ??
-No wiecie... przecież chcę zdobyć amulet który uzdrowi królową.
-Ale to nieprawda. Wiemy że masz inne plany! Gadaj jakie!!
-Nie wiem o czym mówicie !! – próbował bronić się przed oskarżeniami Nagash – O patrzcie, już jesteśmy.
Widok był okropny. Okna i drzwi pozabijane deskami, na dodatek co chwilę ze szpar wylatywały magiczne pociski. Cały teren wyglądał jakby przeszło tamtędy tornado a potem wojna.
-To drugie jest prawdziwe, właśnie jest tu wojna pomiędzy białymi i czarnymi nekromantami. Czuć to po ich magii. Wygląda na to że założyli tu gangi, które walczą ze sobą tyle że nie wiem o co... – mruczał lisz.
-To może się spytamy ?? – zaproponowała Ashanti.
-Jak chcecie to idźcie, zginiecie od razu. Oni nie cierpią żywych istot, przynajmniej ci czarni nekromanci.
-Jacy biali jacy czarni ?? O co w tym chodzi ?
-Biali specjalizują się w białej nekromancji a czarni w czarnej, rozumiesz ?? – spytała Ashanti ciepłym głosem Klaanga.
-No chyba .... – wyjąkał.
-Jedynym naszym – ba, waszym ratunkiem jest dołączenie się do białych nekromantów, oni będą łaskawsi i możliwe że was wypuszczą – myślał Nagash ustalając kolejne punkty ich planu gdy nagle przed nimi pojawił się jakiś człowiek w białej szacie:
-Witajcie! Musicie się szybko schować, widzę że jest z wami arcylisz, może się nam przydać – powiedział i wepchnął ich do otworu w ścianie. Za chwilę ktoś do was przyjdzie a w tym czasie postrzelajcie sobie w tamtych w czarnych płaszczach – powiedział i zniknął gdzieś za domem.
Wszędzie było pełno trupów, na ulicy walały się dziesiątki zwłok.
-Szybko!! Chodźcie za mną, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce !! – krzyknął tym razem elf również w białej szacie – Szybko !!!
-No to idziemy !! – krzyknęła Ashanti a gdy tylko wszyscy wybiegli cały dom się zawalił.
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Destero
Dołączył: 6 listopada 2004 Posty: 164
Skąd: Przybywamy z wielu miejsc... zdążamy do jednego...
|
Wysłany: 8 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek 27 Blossonthal 1276r. II ery
-No pięknie – wrzasnął Bubeusz starając się przekrzyczeć hałas wzbudzany przez wzburzoną Ruadan.
Rzeka sprawiała wrażenie, jakby nad jej wodami szalał sztorm. Wielki fale obijały się o stromy brzeg i skały sterczące z wody, ochlapując czwórkę towarzyszy. Krople wody syczały i zamieniały się w parę dotykając ciała Hellburna, na co Fristron krzywił się strasznie.
-Jak przejdziemy? – Zwrócił się Bubeusz do Destero – Moglibyśmy obejść to miejsce i przeprawić się w spokojniejszym, ale musielibyśmy nadłożyć sporo drogi. Z tego, co wiem to kaskada kończy się dopiero kilka mil przed Azarad, a idąc dalej na wschód jest jeszcze gorzej.
-Fristron – Destero obrócił się do maga, który masował sobie obolałe pośladki – Potrzebna mi lina, długa lina.
-I skąd mam ci niby tą linę wziąć – rzucił obrażonym tonem Fristron do psionika – jestem...
-Jesteś magiem – dokończył za niego Destero – wyczaruj jedną.
-To nie takie proste - wtrącił się Bubeusz – zaklęcia kreacji to jeden z najtrudniejszych aspektów magii.
-Jesteś w stanie to zrobić? – Psionik zwrócił się do Fristrona ignorując drugiego maga.
-Tak, ale... – Zająknął się Fristron -... Ona może nie wytrzymać naszego ciężaru, a poza tym nie wiem czy będę w stanie utrzymać koncentrację na tyle długo żeby...
-Zrób to – głos psionika był niewzruszony – albo cię zabiję.
Hellburn parsknął i pokręcił głową, a Fristron skulił się tylko i zaczął inkantację.
-Nie ma, co – warknął Bubeusz – ładny z ciebie przyjaciel.
-Nie oceniajcie mnie wedle swoich miar – Destero odwrócił się i wszyscy wiedzieli, że rozmowa się zakończyła.
Po kilku chwilach u stóp Fristrona leżał długi zwój grubej i lekko postrzępionej liny.
-No proszę – powiedział mag – może nie jest najlepszej jakości, ale jest.
Destero nie zaszczycił maga spojrzeniem, a zamiast tego zwrócił się do Hellburna:
-Weź jeden koniec liny i przenieś go na drugi brzeg. Taki dystans chyba jesteś w stanie przelecieć. Jesteś w końcu ifrytem, więc woda ci nie straszna nawet, jeśli spadniesz.
Hellburn wziął linę w dłonie, a jego nogi przeistoczyły się w ognisty wir, syczący straszliwie, kiedy dosięgały go, co większe fale. Po chwili ifryt był już po drugiej stronie i przywiązywał linę do wielkiego kamienia, podczas gdy Destero robił to samo z drugim jej końcem na przeciwnym brzegu.
-Pospieszcie się – powiedział Fristron – ciężko mi utrzymywać koncentrację w takim hałasie.
Hellburn skończył wiązać linę i przeleciał przez rzekę do reszty towarzyszy.
-Wiesz, jaka jest twoja w tym rola – psionik zwrócił się do ifryta, który pokiwał głową dając znak, że rozumie.
Bubeusz stawiał już pierwsze kroki na chyboczącej się linie, kiedy Destero zawołał:
-Czekaj! Naprawdę sądzisz, że lina wytrzyma twój ciężar. Zobacz, jakiej jest słabej jakości.
-No to, co mam zrobić? – Odkrzyknął mag – przecież po to ją tu zawiązaliście, żeby przejść po niej na drugi brzeg.
W odpowiedzi Hellburn podleciał do niego i złapał za ramiona.
-Będę cię podtrzymywał. Dzięki temu lina nie będzie tak bardzo obciążona.
Po kilku minutach karkołomnego stąpania po linie Bubeusz był już na drugim brzegu, a Hellburn leciał po drugiego towarzysza. Destero wyszedł mu na spotkanie.
-Teraz ja. Mag musi utrzymać linę w jednym kawałku. Nie możemy ryzykować.
Hellburn złapał go za ramiona i pomógł przedostać się na drugi brzeg. Tym razem poszło o wiele szybciej niż w przypadku Bubeusza, gdyż psionik doskonale utrzymywał równowagę. Kiedy byli na drugi brzegu ifryt zawrócił szybko po Fristrona. Mag nie był zadowolony krocząc po linie. Świadczyły o tym jego zamknięte oczy i wyzwiska Hellburna pod jego adresem.
-Nie denerwuj się tak, bo jeszcze stracisz koncentrację i lina pęknie – warknął w jego stronę ifryt.
-D... Do... Dobrze ci mówić. T... Ty możesz p... przelecieć!
Lina zaskrzypiała.
-Pęknie – spokojnie oświadczył Destero.
Fristron zachwiał się niemal wyślizgując się z rąk Hellburna. Lina zatrzęsła się i z nieprzyjemnym trzaskiem pękła. Ifryt ugiął się pod ciężarem maga.
-Psia mać- wrzasnął Bubeusz – trzymaj się go!
Destero był obojętny.
Hellburn i Fristron nic nie mówili zbyt zajęci zaistniałą sytuację. Hellburn z zaciętą twarzą bronił się przed magiem próbującym wspiąć mu się na plecy.
-Poparzysz się głupcze! – Krzyknął na Fristrona, który zaraz się, w miarę, uspokoił.
Hellburn ostatkiem sił doleciał do końca liny, która wisiała teraz swobodnie na wysokim, prawie klifowym brzegu rzeki.
-Łap linę - warknął na Fristrona.
Mag nie widząc innego wyjścia zrobił jak mu kazano i już po chwili trzymał się kurczowo liny. Hellburn wylądował w tym samym czasie koło Destero i Bubeusza.
-Właź na górę – krzyknął Bubeusz do Fristrona.
-Nie mogę – odkrzyknął mu mag.
Destero bez słowa podszedł do kamienia, a w jego ręce pojawił się, nie wiadomo skąd nóż.
-Właź na górę albo odetnę linę.
-Co!?- Krzyknęli jego trzej towarzysze.
-Raz – psionik miał kamienną twarz.
-Na bogów nie rób tego! – Wrzasnął Fristron
Bubeusz zrozumiał, o co chodzi psionikowi, ukrył swój uśmiech przed Fristronem, złapał Hellburna za ramię i wspólnie z nim oddalił się kilka kroków.
-Nie zostawiajcie mnie z nim do cholery jasnej! – Krzyknął zdesperowany mag.
-Dwa.
Fristron pod wpływem strachu spanikował, a jego mięśnie otrzymały nową falę energii. W desperacji zaczął piąć się po linie w stronę Destero, i już po chwili siedział koło niego dysząc straszliwie.
-Nienawidzę cię – wycharczał wycieńczony mag.
Psionik wstał i obojętnym tonem powiedział:
-Masz pięć minut na dojście do siebie. Stąd już blisko do pierwszego kręgu, a ja chcę do niego dojść jak najszybciej.
Bubeusz uśmiechnął się mimo woli widząc, w jaki sposób Destero skłonił maga do ciężkiej wspinaczki, która w normalnych warunkach byłaby dla niego niemożliwa. Hellburn siedział na trawie ledwo zipiąc po szamotaninie z Fristronem.
-Dziesięć minut – poprawił się Destero i usiadł w cieniu drzewa.
___________ Paradoxically, sins one can consider as forgiven are those he can't forgive himself... kore no nindo da |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 8 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
23 Blossonthal
-Jeszcze trochę i zginęlibyśmy pod ruinami domu – wysapał Nagash lecz zaraz odskoczył na bok aby uniknąć kolejnego ataku
-A macie wy!! – krzyczała Ashanti i strzelała kulami ognia. Całe otoczenie wskazywało to że od dawna trwa tu wojna pozycyjna. Wszystkie domy były pozamieniane w twierdze, które były zdolne przetrzymać potężny atak. Wtedy na ulicę wkroczyły szkielety które miały zabić ilu tylko się da lecz nie wykonały swojego zadania gdyż rzucił się na nie Oran.
-Dobra robota piesku ale uważaj bo możesz zginąć – mówił Klaang jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.
Za chwilę grupa zombii zaczęła się zbierać na tyłach domu opanowanego przez przeciwnika, lecz cały odział się rozsypał ponieważ tuż za nimi stało trzech białych nekromantów i odesłało ożywieńców tam skąd przyszły czarami. Walka trwała bez ustanku lecz Ashanti, Klaang i Nagash musieli szybko zmienić miejsce aby nie znaleźć się między dwiema armiami.
-Za mną. Znam bezpieczne miejsce !! – krzyknął ktoś.
-Nie mamy wyboru, musimy za nim iść bo zaraz nas okrążą!! – powiedziała Ashanti po czym zaprzestała swjego ataku kulami ognia i wskoczyła do jakiegoś tunelu z którego dochodził głos, zaraz po niej skoczyli Nagash z Klaangiem i jeszcze paru innych „białych” . Tunel był bardzo długi a przede wszystkim ciemny, tak ciemny że nie było widać w nim absolutnie nic. Po chwili, zjeżdżąjąc dojechali do celu i upadli na betonową posadzkę. W środku biegało pełno białych nekromantów, jedni wskakiwali do tuneli inni przenosili broń inni robili jeszcze co innego.
-Wow, oni stworzyli nawet własne podziemie w którym mają sieć komunikacyjną !! – powiedział z zachwytem lisz.
-Tak, rzeczywiście imponujące – dodała demonka.
-Oran !! Oran !! Gdzie jesteś ?? Oran ?? – krzyczał barbarzyńca a tymczasem Oran podszedł z wielką kością udową w pysku. – No tu jesteś !! Jak dobrze...
-Tu jesteście bezpieczni, wybaczcie ale muszę lecieć – wiecie obowiązki wzywają. - powiedział ktoś i pobiegł dalej.
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 8 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
27 Blossonthal
-Muszę ci powiedzieć, że ten psionik mnie zadziwia...- rzekł Bubeusz do Fristrona, po którym jeszcze spływały krople potu. Jak zawsze oddalili się podczas marszu od reszty grupy.
-Żartów ci się jeszcze zachciało?!- odwarknął mag z Avlee. -To jakiś psychopata!
-Przesadzasz, jemu się po prostu śpieszy.-
-Zaczynam powoli żałować, że podczas tej walki pomagałem jemu, nie Hellowi.- odrzekł nachmurzony mag. Na te słowa Bubeusz wybuchnął szczerym śmiechem. Zaskoczony Fristron zrobił głupią minę.
-Ale się napomagałeś, na pewno by sobie bez ciebie nie poradził. Te twoje razy to prędzej rozbudziły Hella, niż mu cokolwiek zaszkodziły.- odrzekł wciąż jeszcze śmiejący się Bubeusz.
-Pfff! Następny się znalazł... Ale ty chociaż masz uczucia...- odrzekł tamten, a Bubeusz zachichotał.
Maszerowali przez równinne łąki Alanzyr, podziwiając "piękne" krajobrazy. Dookoła nich widać było tylko pokrytą mgłą trawę, miarowo przechodzącą w niebo. Wkrótce za ich plecami ustał nawet szum rzeki i dookoła rozlała się cisza, a odgłosy ich kroków mknęły daleko w bezkresną przestrzeń. Bubeusz dotrzymywał kroku zmęczonemu Fristronowi, przez co zostali w tyle. Destero maszerował z przodu, a zamyślony Hellburn szedł koło niego ze spuszczoną głową.
-Patrz na niego, jaki ważny!- wybuchnął nagle Fristron.
-Hę?- Wyrwany z myśli Bubeusz wrócił na ziemię i spojrzał półprzytomnie na kolegę.
-Sobie dziarsko pełen dumy idzie przodem, szpanuje wytrzymałością i siłą, puszy się przed wszystkimi, jaki to on wielki, że nas prowadzi przez te tereny...- zaczął pomstować w bezsilnej wściekłości Fristron.
-Nie zapominaj, że on nie ma uczuć.- wtrącił się biały mag. -Po drugie wcale siłą nie szpanuje, tylko mu się śpieszy, a jeśli chodzi ci o wygląd, to nie zapominaj, że przedtem chodził okryty płaszczem, no i po trzecie ja doskonale znam te tereny, więc bez niego byśmy nie zginęli...-
-Aj tam takie gadanie!- przerwał mu mag z Avlee. -Byś tak stanął w mojej obronie od czasu do czasu...-
Bubeusz wetchnął i nic nie odpowiedział. Destero zatrzymał się nagle.
-Oo, przerwa na herbatkę!- wykrzyknął uradowany Fristron. Lecz kiedy doszli do psionika, rzekł:
-Co się tak grzebiecie? Mamy jeszcze kawał drogi do przejścia!
-Ale ja muszę odpocząć!-
-Odpoczniesz jak dojdziemy.- padła zimna odpowiedź. Oczy Fristrona zapłonęły nienawiścią, kiedy patrzał na oddalające się plecy psionika.
-Masz, wypij. Już to chyba przerabialiśmy.- rzekł Bubeusz do kolegi, dając mu malutką buteleczkę eliksiru. Mag wziął i wypił. Od razu w jego mięśniach zagościło przyjemne ciepło, a zmęczenie gdzieś uciekło. Bubeusz też wypił drugą fiolkę, bo rónież był okropnie zmęczony. Pomaszerowali szybko dalej, a Bubeusz poganiał jeszcze przyjaciela, gdyż wiedział, że za parę godzin czar minie i wyczerpanie się skumuluje. Chciałby, żeby do tego czasu już doszli do kręgu.
Biały mag też był trochę zły na Destero, że traktuje ich na pewno nie jak równych sobie wspólników, lecz wiedział, że człowiek, który nie ma uczuć zachowuje się dużo inaczej niż powinien. Tolerował jednak jego zachowanie, zdając sobie sprawę z tego, że psionik na pewno sam specjalnie się nie pozbawił uczuć, tylko stało się to wbrew jego woli. Co więcej Bubeusz pragnął poeksperymentować trochę z psionikiem, żeby odkryć, co jest tego przyczyną i w miarę możliwości spróbować zniwelować tą "uczuciową klątwę". Z tymże było to raczej niewykonalne, ale ambitny mag nie przejmował się tym za wiele. Postanowił nie dzielić się tym zamiarem z Fristronem, obawiając się nieobliczalnej reakcji kolegi.
-O czym tak myślisz?- z rozważań wyrwało go ponownie pytanie Fristrona.
-Myślę sobie, że jak już dojdziemy na miejsce, to Destero zajmie się kręgiem, ja pójdę poszukać składników na elikisr, a ty padniesz na ziemię.-
-Bardzo zabawne, znów ci się kpin zachciało? O jakim eliksirze mówisz?-
-Mówię o tej miksturze, co ją przed chwilą piłeś, ona po czasie przestaje działać i znów zaczniesz odczuwać zmęczenie, a w połączeniu z tym zmęczeniem które jeszcze cię czeka... Hmmm... Zdaję się na twoją wyobraźnię...- odrzekł Bubeusz i zauważył że mag z Avlee przyspiesza kroku.
-Ten potwór robi to specjalnie! Chce nas tak wykończyć, żebyśmy nie mieli sił go kontrolować podczas aktywacji kręgu!-
-Chciałeś raczej powiedzieć: przeszkadzać, nie kontrolować.- odparł Bubeusz i zachichotał. Rozmowa się urwała.
Robiło się już ciemno, kiedy na horyzoncie ukazały się kamienne sylwetki.
-No nareszcie!- wysapał Fristron, który miał już wątpliwości, czy Destero przypadkiem nie "wywiódł ich w pole".
Zanim doszli, zrobiło się już całkiem ciemno, lecz czerwone światło Korony nie oblało krainy, gdyż konstelacja była zasłonięta chmurami. Doczłapali się do kręgu i część z nich padła na ziemię bez czucia, zupełnie tak, jak to przewidział Bubeusz.
-Co dalej?- spytał mag.
-Nie ma światła Korony, nie można otworzyć amuletu, a co za tym idzie nie można aktywować kręgu.- rzekł Destero.
-Że co?! I będziemy teraz czekać cały dzień na następną noc?!- wykrzyknął Fristron.
-Na to wygląda...- odrzekł Bubeusz, widząc, że Destero nie spieszy się z odpowiedzią.
-Więc gnaliśmy taki kawał na daremno?! Zatłukę go!- zawołał Fristron. -Ale to jutrooo...- I zasnął. Tymczasem na twarzy Bubeusza zagościł uśmiech. Wszystko wskazywało na to, że właśnie nadarzyła się okazja do "akcji".
-To rozbijcie obóz, a my, stare pierniki, odpoczniemy.- rzekł do Hella i Destero. Zaraz potem zapadł w błogi sen, którego nie mąciły żadne koszmary. Nie przeszkadzało mu nawet niewygodne miejsce do spania (spalona ziemia), a skupiona wokół energia nawet pomogła szybciej odzyskać siły.
Ranek, 28 Blossonthal
Kiedy Bubeusz otworzył oczy, szybko je zamknął, żeby nie oślepnąć od świecącego mocno słońca.
-Co? Jak? Już tak późno?- wymamrotał zrywając się z miejsca na równe nogi. Zauważył śpiących towarzyszy. Zachichotał cichutko i pobiegł do kręgu. Wiedział, że w takich magicznych miejscach zwykle rośnie wiele przdatnych ziół. Nagle zatrzymał się w pół kroku, słysząc z tyłu głos:
-Gdzie leziesz? Wracaj!- Destero stał na nogach, zupełnie jakby tak stał od paru minut.
-Idę zebrać zioła na eliksir wzmacniający!- odkrzekł Bubeusz. Wrócił jednak do towarzyszy.
-Ale skoro juz wstałeś, to zabiorę się za zioła później, bo chciałem zamienić z tobą parę słów.- Bubeusz postanowił wypytać o wszystko Destero, choć wiedział, że tamten mu nic nie powie.
-Nie będę owijał w bawełnę, bo wiem, że to nic nie da. Co się stało z twoimi uczuciami?-
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Thurvandel
Dołączył: 8 listopada 2004 Posty: 164
Skąd: inąd
|
Wysłany: 10 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
27 Blossonthal/Kwiecień, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Wóz wlókł się gościńcem leniwie. Woźnica, przygarbiony dziadyga odziany w stary brudny płaszcz, chrapał na koźle. Jego siwa skołtuniona broda miarowo wznosiła się i opadała w rytm charczącego oddechu. Nagle wyleniały siwek który ciągnął wehikuł gwałtownie stanął i prychnął. Dziadek spadł z kozła, prosto nosem na zad konia. Gwałtownie przebudzony zaczął kląć i chrząkać, po czym całkiem stoczył się na zakurzony trakt. Puścił wiązankę na siwka i jego klaczkę-mamusię, podniósł się z ziemi i otrzepał szatę z kurzu. Zakłapał bladymi oczyma i rozejrzał się dookoła.
- Aaa... takie buty. Mądry konik. Jednak prawda co gadają, że koń człeka nie najedzie.
Rzeczywiście przed białawym wałachem, na gościńcu leżała jakaś postać, odziana w pozdzierany płaszcz podróżny. Woźnica splunął, po czym poczłapał w kierunku leżącego.
- Hy... ki czort. Musi ktoś go capnął... Jak capnął to i obłuskał ze złotka... Się sprawdzi - dziadek obszukał starannie podróżnego, złotka nie znalazł. Podróżnik miał tylko skórzaną torbę pełną flakoników, pergaminu i sprzętu podróżnego, oraz wąski, zdobiony sztylet - Osz ty w dziurę karpia... Elf. Nedabri znak... Elfi pecha niosą. Tfu.
Dziad już miał wsiąść z powrotem na wóz i objechać elfa, lecz ten niespodziewanie poruszył się i mruknął coś pod nosem. Otworzył oczy i półprzytomnie powiódł wzrokiem po wozie i wozaku. Wstał chwiejnie. Twarz miał podrapaną, włosy zmierzwione i zakurzone, a odzież powydzieraną i postrzępioną. Gdy dostrzegł na ziemi rozgrzebaną torbę, szybkim ruchem dobył sztyletu i doskoczył ku dziadkowi, który w ostatniej chwili uskoczył do tyłu.
- Hola panie... godzi się to tak wybawca nożem żgać? - wrzasnął dziadek. Elf skrzywił usta w grymasie bólu
- Nie chrzań... wy ludzie byście dla miedziaka rannego dobili, by go z dobytku obłupić do końca - starzec lekko się zmieszał.
- No skądże znowu mości elfie. Jam pomóc chciał. Nie szlachetno to przecie rannego na szlaku ostawić. Ja napoić mogę, wozem służyć, na...
- Daj sobie spokój. Poradzę... nie potrzeba mi pomocy... - elf nachmurzył się, podniósł torbę, postąpił kilka kroków na przód, zatoczył się i zemdlał.
___________ There are three kinds of people on this world. These who can count and these who cannot. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Destero
Dołączył: 6 listopada 2004 Posty: 164
Skąd: Przybywamy z wielu miejsc... zdążamy do jednego...
|
Wysłany: 12 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek 28 Blossonthal 1276r. II ery
Destero obrócił się powoli w stronę Bubeusza.
-Chcesz wiedzieć coś o mojej przeszłości? – Powiedział spokojnie psionik – Nie zdajesz sobie nawet sprawy, o co prosisz.
-Więc mnie oświeć – Nalegał biały mag
-Gdybyś dowiedział się o pewnych rzeczach, które skrzętnie ukrywam, twoja egzystencja okryłaby się mrokiem, a nie światłością. – Chociaż głos Destero był obojętny to Bubeusz odczytał w nim ostrzeżenie.
-Co tak strasznego musiało się wydarzyć, że straciłeś możliwość jakiegokolwiek odczuwania?
-Na tym świecie są potworności, których nie możesz sobie wyobrazić... Czasem znajdują się o wiele bliżej niż sobie to wyobrażasz i niż byś tego chciał. Czekają, obserwują, słuchają.... A w końcu budzą się niszczą wszystko, co znasz.
-Ktoś zniszczył coś, co było dla ciebie cenne? Odebrał ci kogoś dla ciebie ważnego? – Głos Bubeusza drżał lekko na myśl o tym, że jednak wyciągnie coś z tego tajemniczego... człowieka?
-Powiedziałem to już raz. Nie oceniajcie mnie wedle własnych miar. Twe codzienne lęki są niczym w obliczu potworności, których byłem świadkiem, których doświadczyłem i których sam dokonałem. Zabijałem ludzi za samo to, że nie chcieli mi zejść z drogi, wyrywałem im serca, bo stali pomiędzy mną a moim celem, niszczyłem ich sny, bo było mi to potrzebne. – Psionik mówił spokojnym metodycznym głosem, zupełnie jakby nauczyciel prowadził nudną lekcję, a Bubeusz zaczynał czuć gęsią skórkę na całym ciele – Pewnie uważasz, że jestem zły do szpiku kości, uważasz mnie za potwora, któremu obojętny jest los innych ludzi... Cóż pewnie masz rację.
-Bogowie – wyszeptał z drżeniem w głosie mag – kim ty jesteś?
Destero przesunął rękę w stronę opaski na oczy, ale nie zdjął jej:
-Zastanów się jednak nad tym jak pojmujesz zło. Czy boisz się istoty bezsprzecznie złej, nie mającej żadnego pojęcia o tak zwanych dobrych uczuciach? Oczywiście, że tak! – Odpowiedział za Bubeusza psionik – A teraz wyobraź sobie istotę, która nie tylko jest do szpiku kości zła i zepsuta, ale również zna wszelkie pozytywne uczucia... Zna je i potrafi je wykorzystać przeciwko tobie. Zło nie jest koniecznie najgorszą rzeczą na świecie. Całkowicie zła istota nie jest w stanie zadać ci tak wielkiego bólu, jak ktoś, kto zna wszystko, co znajduje się w twoim sercu, ktoś, kto wie jak obrócić przeciwko tobie, nadzieję, radość, miłość... Potrafi sprawić, że znienawidzisz te uczucia. Dopóki tego nie zrozumiesz nie staraj się nawet zrozumieć, dlaczego jestem takim, jakiego mnie znasz... Czy raczej takim, za jakiego mnie uważasz?
Bubeusz stał tylko z rozdziawionymi ustami wpatrywał się jak oniemiały w psionika, który jak gdyby nigdy nic ułożył się pod kamieniem i zaczął drzemać. Biały mag chciał początkowo obudzić go i wyciągnąć z niego więcej informacji, ale po głębszym namyśle zdecydował, że boi się konsekwencji. Otrząsnął się z gęsiej skórki, która pojawiła się na całym jego ciele i cichym krokiem oddalił się od śpiącego Destero. Postanowił, że póki, co nic nie powie Fristronowi. Ten i tak był już wystarczająco przerażony towarzystwem tajemniczego psionika. Spacerując rozległą łąką, porośniętą w całości kępami fiołków, Bubeusz zastanawiał się, jak skończy się ich znajomość z Destero... Zastanawiał się i zamartwiał.
***
Noc 28 Blossonthal 1276r. II ery
Chmury tej nocy nadal zasłaniały część nieba, ale Korona Świata była w pełni widoczna, więc rytuał aktywacji kręgu mógł odbyć się bez przeszkód. Czwórka towarzyszy przyglądała się kilkumetrowym, czarnym obeliskom ustawionym w koło. Ziemia w zasięgu kilkunastu metrów od kręgu była całkowicie wyjałowiona, a Fristron wątpił nawet, czy mieszkały w niej jakiekolwiek dżdżownice lub inne robactwo. Wszyscy czuli magię, która wręcz przesiąkała powietrze wokół niech, drażniła ich, łaskotała, zakłócała koncentrację.
-Więc jak go uruchomimy? – Zapytał zaniepokojonym głosem Fristron.
-Jeszcze nie wiem – odparł spokojnie Destero.
-Jak to nie wiesz!? – Warknął Hellburn – Chyba nie powiesz mi, że ciągnąłeś nas tu tylko po to, żeby powiedzieć nam, że nie wiesz jak uruchomić ten parszywy krąg!?
-Powiedziałem, że jeszcze nie wiem – rzekł niewzruszonym głosem psionik – Poza tym nie zapominaj o tym, że pewne informacje dotyczące jego aktywacji już posiadamy. Wiemy, że konieczny jest do tego amulet, a zdobycie reszty informacji jest tylko kwestią czasu.
-Więc powiedz mi jak masz zamiar je zdobyć mości psioniku – odezwał się kpiącym głosem Hellburn.
-Cierpliwości. Musimy jeszcze chwilę poczekać. – Destero wskazał na konstelację Korony Świata, a potem na miejsce, gdzie chmury przykryły księżyc swą gęstą i nieprzeniknioną zasłoną. – Musimy poczekać, aż krąg zostanie skąpany w krwawym świetle księżyca.
Wszyscy umilkli i nie widząc innego wyjścia, oraz nie mając ochoty na kontynuowanie bezcelowych dyskusji z psionikiem, zasiedli na wyjałowionej ziemi i czekali.
***
Noc 28 Blossonthal 1276r. II ery
Około godziny później Destero poruszył się niespokojnie, co nie umknęło jego towarzyszom.
-Co się stało? – Spytał wyraźnie zaniepokojony Bubeusz
-Amulet drgnął. – Psionik wstał i zaczął iść w stronę kręgu – Chodźcie. Zaraz się zacznie.
Kiedy tylko podeszli do kręgu zauważyli strasznie mocne i jaskrawe światło bijące z wielu punktów na kręgach, które już znajdowały się w zasięgu blasku księżyca. Gdy znaleźli się na tyle blisko by widzieć dokładnie Fristron powiedział cicho do towarzyszy:
-To runy. Słyszałem kiedyś o księżycowym piśmie. Czy to jest to samo? – Zwrócił się do Destero.
Psionik przystanął przy pierwszym z kamieni i przyłożył dłoń do jednej z run. Odsunął ją gwałtownie po chwili i poszedł do drugiego obelisku. Bubeusz podbiegł do miejsca gdzie przed chwilą stał Destero i sam położył swoją dłoń tam gdzie wcześniej psionik, po to tylko by zaraz zabrać ją krzywiąc się z bólu.
-To nie jest zwykłe księżycowe pismo – oświadczył – Te runy wydzielają ciepło. Właśnie się oparzyłem.
Fristron wszedł do środka kręgu i z niepokojem zaczął obserwować, jak runy zaczynają świecić wściekłą czerwienią podobnie jak konstelacja, w miarę jak światło księżyca przybierało na sile. Był prawie pewien, że ich temperatura też się zwiększy, ale jakoś niespieszno mu było do sprawdzania prawdziwości swej tezy. Zrobił to jednak Hellburn, na którym temperatura magicznych znaków nie robiła wrażenia.
-Robią się coraz gorętsze – powiedział niespokojnym tonem ifryt – nawet ja to poczułem.
-Czy ktoś z was może odczytać te runy? – Zapytał się Bubeusz.
-Ja mogę. – Usłyszeli cichy głos psionika. – Nie patrzcie w moją stronę choćby nie wiem, co się działo i unikajcie kontaktu wzrokowego ze mną.
-Co? Dlaczego? – Zapytał zdziwiony Bubeusz.
-Po prostu tego nie róbcie – powiedział głośniej Destero i każdy wyczuł w tym subtelne ostrzeżenie mówiące „Spójrz a zginiesz”.
Chcąc nie chcąc jego towarzysze odwrócili się od niego, wyszli z kręgu i zaczęli czekać z niecierpliwością. Destero przyglądał się znakom runicznym i choć je poznawał to nie zmieniało to faktu, że nie potrafił ich odczytać. Znał jednak kogoś, kto będzie mógł to zrobić. Zdjął opaskę z oczu i zachwiał się pod siłą mentalnego ataku Adriela.
-Ta sprawa musi być naprawdę nagląca skoro wzywasz mnie po raz drugi w tak krótkim okresie czasu. – Rozległ się drwiący głos demona w jego głowie.
-Zamilcz i okaż się przydatny – Destero wiedział, że tą sprawę musi załatwić tak szybko jak się da.
-Stajesz się naprawdę nieuprzejmy i...
Destero rozpętał w swej jaźni niematerialną burzę psioniczną. Czuł jak demon stara się wycofać w najgłębszy zakamarek ich wspólnego umysłu, ale nie pozwolił mu na to. Chwycił go swą siłą woli i wciągnął w samo serce burzy. Jego ciało zachwiało się pod wpływem bólu, jakiego doświadczał razem z Demonem.
-Nie mam na to czasu – powiedział spokojnie ignorując ból Destero
-Powiem, co chcesz wiedzieć parszywy bydlaku – wrzasnął Adriel w jego umyśle – Jesteś głupcem skoro posuwasz się do takich rzeczy.
-Co jest na tych kręgach? – Spytał spokojnie psionik.
-Runy...
Potężny atak mentalny Destero uciszył natychmiast Adriela.
-Nie staraj się wypróbować mojej cierpliwości. – Powiedział cicho Destero.
-To glify strażnicze. Nie mają większego znaczenia – warknął demon. – Są tu prawdopodobnie po to by nie pozwolić takim jak wy uaktywnić krąg.
-Usunę je amuletem? Jeśli tak to powiedz jak.
Bubeusz patrzył, wraz z pozostałą dwójką towarzyszy, z niepokojem jak Destero klęczy przed jednym z kamieni bez ruchu, a wokół jego twarzy unosi się delikatna czerwona poświata, ledwo widoczna na tle jarzących się czerwienią run. Nagle Psionik poprawił coś na twarzy i wstał.
-Chodźcie – zawołał do trójki towarzyszy – Wiem już, co musimy zrobić.
Bubeusz, Fristron i Hellburn podeszli do Destero, który stał pośrodku kręgu i dotykał ręką ziemi. Wstał, spojrzał po ich twarzach i oświadczył spokojnie:
-Kopcie.
Po kilku minutach kłótni, w której Fristron narzekał, że jest magiem, a nie robotnikiem, wszyscy złapali za łopaty wyczarowane przez Bubeusza. Ziemia była wyschnięta na popiół, ale kopanie i tak było utrudnione. Dziura, którą kopali pośrodku kręgu miała już niemal metr głębokości i trzy metry szerokości, ale ziemia obsypująca się z jej ścian skutecznie spowalniała ich pracę. Hellburn zaczął myśleć, że w takim tempie kopanie zajmie im czas do rana i znowu będą musieli czekać całą noc, ale kiedy jego łopata uderzył o coś twardego ponure myśli wyleciały mu z głowy.
-Teraz bądźcie ostrożni – powiedział Destero – nie możemy uszkodzić konstrukcji.
Resztę pracy wykonali gołymi rękami. Im dłużej odgarniali ziemię, tym bardziej widoczny stawał się obiekt, do którego tak usilnie starali się dokopać. Kiedy skończyli stali na „podłodze” z kamienia, pokrytej w całości dziwnymi znakami i rysunkami, zapełniającej całą przestrzeń dziury. W jej środku był okrągły otwór, z którego wybiegało pięć dziwnie przezroczystych, wydrążonych, promieni – jak nazwał je Bubeusz -, a każdy z nich skierowany był w inny monolit z kamienia.
-Są ze szkła? – Zapytał Fristron wskazując promienie.
-Nie wiem, ale lepiej nie chodź po nich, bo nie wiadomo, co mogłoby się z nimi stać. – Opowiedział mu cicho Destero.
-Więc, co teraz? – Hellburn uklęknął zmęczony.
-Trzeba przekręcić klucz i otworzyć drzwi. – Psionik wyciągnął amulet z kieszeni. – Wyjdźcie lepiej z dziury i obserwujcie wszystko z zewnątrz. Mam dziwne przeczucia, co do tego i nie bardzo spodobało mi się to, co wyczytałem z run.
-Co wyczytałeś? - Zapytał Fristron wspinając się już po lekko pochylonej ścianie.
-Nieważne. Wyjdźcie stąd – powiedział cicho Destero.
Trójka jego towarzyszy wiedziała, że nie ma sensu się z nim spierać, tak, więc wyszli z dziury i przyglądali się temu, co robi psionik z bezpiecznej odległości. Destero podniósł amulet, kierując, wizerunek czerwonego diademu w stronę korony świata, która była już niemal w zenicie. Z amuletu wystrzeliło czerwone światło i otworzył się on z głuchym trzaskiem. Spojrzał na mały otwór w kształcie okręgu, znajdujący się pośrodku dziwnego kamiennego podłoża i włożył w niego amulet tak, by światło spaczonej Korony Świata padało na niego pod kątem prostym.
Reakcja była natychmiastowa.
Amulet zaczął się żarzyć czerwonym światłem, a z jego środka wystrzelił cienki, i również czerwony promień, którego koniec ginął gdzieś na nieboskłonie. Destero odsunął się od amuletu pod ścianę, a kiedy spostrzegł, że promień zaczyna się poszerzać i to w dużym tempie, rzucił się na ścianę i zaczął się wspinać szukając drogi ucieczki. Kiedy był w połowie drogi, zauważył, że strumień czerwonej energii przestał rosnąć w miejscu gdzie zaczynały się przezroczyste promienie, które teraz również świeciły na czerwono. Usłyszał pełne zdumienia westchnienie Fristrona i wspiął się szybko na górę. Kiedy wyszedł z dziury, jego oczom ukazało się pięć, już nie nieregularnych kamieni, ale idealnie foremnych, czarnych obelisków, pokrytych czerwonymi runami, które pulsowały światłem o tym samym kolorze.
-To już? – Spytał Bubeusz.
W tym samym momencie ziemia zadrżała lekko, a obeliski oblały się w całości czerwienią. W tym samym momencie centralny promień znowu zaczął się poszerzać.
-W nogi!– Krzyknął Fristron – Za granicę kręgu!
Nikt się z nim nie spierał, nawet Destero, i już po kilku sekundach stali za kręgiem, patrząc jak czerwony promień obejmuje go całego, ograniczając widoczność w środku kręgu do zera. Promień zdawał się drżeć lekko, ale nie wyglądało na to, że wydostanie się poza granicę wytyczoną pięcioma obeliskami. Nagle zerwał się silny wiatr, a światło nabrało na intensywności do tego stopnia, że wszyscy musieli zamknąć oczy. Jedynie Destero, z opaską na oczach, patrzył dalej na to, co się dzieje. Kiedy pozostała trójka poszukiwaczy przygód otworzyła oczy ukazał się im niepokojący widok. Podłoga, kręgu nie znajdowała się już metr pod ziemią, a unosiła się w powietrzu kilka centymetrów, nad nią! Dopiero teraz zauważyli, że była to podstawa całej konstrukcji. Pięć kilkumetrowych obelisków stało na jej brzegach, a u ich stóp kończyły się czerwone promienie wychodzące z centrum kręgu, gdzie amulet emanował mocnym światłem krwistego koloru. Fristron zauważył, że nigdzie nie ma śladu ziemi, która przecież musiała zostać wypchnięta na powierzchnię, przy podniesieniu się tak wielkiej konstrukcji. Bał się myśleć, co się z nią stało, i bał się myśleć, co stałoby się z nimi gdyby zostali w granicy kręgu, kiedy ten się aktywował.
-Co to jest!? – Krzyknął Bubeusz.
Wszyscy spojrzeli na środek kręgu, gdzie poświata wydobywająca się z amuletu zaczęła się formować w jakiś nieokreślony kształt. Najpierw wydawało im się, że ta dziwna „mgła” będzie wylewać się z amuletu bez końca, aż zajmie cały obszar kręgu, ale w pewnym momencie, amulet przygasł lekko, a mgła przestała się z niego wydobywać. Czerwona poświata zaczęła – ku niepokojowi towarzyszy – przybierać kształty bardzo zbliżone do ludzkich. Po chwili stała przed nimi istota zbudowana z czerwonej poświaty, mająca zamiast nóg zwiewną suknię i unosząca się nad podstawą kręgu. Fristron przełknął ślinę, gdy zauważył olbrzymi, nie całkiem materialny, ale z pewnością groźny, miecz w jej zwodniczo delikatnej dłoni. Postać przypominała trochę ludzką kobietę, o czym świadczyły jej krągłe kształty, charakterystyczne rysy twarz, oraz burza długich włosów. Pomimo jej piękna towarzysze nie odważyli się wstąpić do kręgu. Nagle istota przemówiła:
-Rytuał rozpoczął się – Jej głos zdawał się odbijać echem od, nieistniejących przecież, skał wyimaginowanego wąwozu. – Czy jesteście gotowi na kontynuację?
Bubeusz poruszył się niespokojnie i zwrócił się do Destero:
-Wiedziałeś o tym?
-Miałem pewne przypuszczenia. – Odparł spokojnie psionik
-On miał przypuszczenia! – Wyszeptał ostro Fristron. - Przecież mogliśmy zginać gdybyśmy zostali w kręgu, a teraz jeszcze ta... To... Coś!
-Jesteśmy gotowi – powiedział Destero do tajemniczej postaci, ignorując narzekania maga.
-Jest was pięcioro. Rytuał może się zacząć. Niech wybrany wstąpi do kręgu. – Mówiąc to jarząca postać opuściła olbrzymi miecz.
-Pięcioro? – Bubeusz zdziwił się mocno. – Przecież jest nas czwórka.
Wszyscy zignorowali uwagę maga, koncentrując się bardziej na postaci w środku kręgu. Przez chwilę wszystkim przeszło przez myśl, że to Destero powinien wstąpić do kręgu, bo to w końcu on zdawał się wiedzieć najwięcej o jego tajemnicy.
-A więc wybraliście – odezwała się donośnym głosem postać.
-Co!? – Krzyknął Fristron – Przecież jeszcze nic nie powiedziałem!
Destero wystąpił kilka kroków do przodu:
-Czyta w waszych myślach. Wydaje się wam, że to ja jestem najwłaściwszy na to miejsce, bo wiem o najwięcej o kręgu. Nie można was winić za takie rozumowanie. – Psionik obrócił się w stronę postaci – Jestem gotów.
-Stań, więc przede mną i niech test się rozpocznie. – Zagrzmiała postać.
Destero nie znał czegoś takiego jak wahanie toteż natychmiast stanął z podniesioną głową przed jarzącą się czerwienią istotą. Wszyscy myśleli z początku, że psionika czeka ciężki bój z postacią, jednak ta niespodziewanie przemówiła.
-Czym jesteś? Czy jesteś w stanie postawić się przeznaczeniu, jakie wyznaczył ci los, czy może wierzysz w to, że musisz płynąć wraz z jego prądem w korycie rzeki zwanej życiem? Czy uważasz, że możesz zmienić to, co jest już przesądzone tylko, dlatego, że poświęcasz temu całe swe istnienie? Czy żyjesz, czy może tylko istniejesz?
Zapadła cisza. Bubeusz i reszta patrzyli ze zdziwieniem i niepokojem na zaistniałą sytuację. Destero sprawiał wrażenie jakby w ogóle nie słuchał, co mówi do niego strażniczka kręgu i to sprawiało, że jego towarzysze bali się konsekwencji nie odpowiedzenia na zadane pytanie.
-Co to ma być za pytanie? – Warknął cicho do Hellburn do Fristrona.
Mag w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Destero zdawał się wpatrywać w chmury, leniwie sunące po gwieździstym niebie i zasłaniające, co trochę część Korony Świata. Bubeusz zaczynał bać się, co się stanie, jeśli chmury całkowicie zasłonią konstelację. Czy rytuał zostanie przerwany? Miał wrażenie, że psionik powinien się pospieszyć, choć zdawał sobie sprawę, że pośpiech w tej sytuacji był niewskazany. Destero opuścił wzrok na strażniczkę.
-Chcę udzielić odpowiedzi. – Oświadczył spokojnie
Trójka jego towarzyszy wstrzymała oddech czekając na moment, który przesądzi o ich sukcesie.
-Mów więc. – Przemówiła swym nieziemskim głosem postać – Udowodnij, że jesteś w stanie odkryć tajemnicę kręgów i kroczyć ścieżką, która zaprowadzi cię do celu, którego tak bardzo pragniesz. Czy jesteś w stanie zdecydować o swoim przeznaczeniu?
-Tak - Destero nawet nie zadrżał głos. Odpowiedź padła natychmiast i niemal bez zastanowienia.
Cisza przeniknęła każdy atom w promieniu kilku mil. Bubeusz miał wrażenie, że stracił kilka uderzeń serca, aż postać przemówiła.
-Zdecydowałeś – jej głos wydawał się być strasznie nienaturalny wśród wszechobecnej ciszy – Lecz twoja odpowiedź jest nieprawidłowa. Odejdź z tego miejsca i zabierz ze sobą słabych towarzyszy. Rytuał nie odbędzie się. - Mówiąc to postać odwróciła się.
-Mylisz się – powiedział cicho Destero – Nie zgadzam się z twoją odpowiedzią.
-Śmiesz kwestionować prawdy płynące z ust strażniczki kręgu?! – Głos postaci zamienił się w straszliwy ryk. Potężny podmuch wiatru rozwiał włosy i szaty czterech towarzyszy, oraz sprawił, że zasłonili uszy dłońmi.
-Mylisz się. – Kontynuował spokojnie psionik – Rytuał się odbędzie. Nie zadałaś tego pytania po to by sprawdzić moją wiedzę i podejście do kwestii bycia, ale po to by sprawdzić moją determinację w sprawie uaktywnienia kręgu. Jaka by moja odpowiedź nie była ty stwierdziłabyś, że jest ona nieprawidłowa, a jeśli ja przyjąłbym to z pokorą pozbyłabyś się mnie, uważając, że nie jestem godny dostąpienia sekretu pięciu kręgów. Nie mam zamiaru się wycofać tylko, dlatego, że mi tak mówisz. Masz odprawić rytuał aktywacji kręgu.
Cisza... Długa, nieprzerwana... Niezmącona żadnym, nawet najcichszym dźwiękiem... Absolutna... I wtedy rozległ się grzmot. Czerwona postać rozpłynęła się na wietrze, który zerwał się z niesamowitą gwałtownością. Obeliski na granicach kręgu zaświeciły niesamowicie jasnym, nie czerwonym, lecz białym światłem, które o dziwo wcale nie różowiało w czerwonej poświacie, a błyszczało nieskazitelną bielą. Krąg zadrżał, a zaraz po nim zatrzęsła się ziemia.
-Co to było? – Zapytał z drżeniem w głosie Bubeusz
-Destero złaź stamtąd! – Krzyknął Hellburn – I zabierz amulet!
Psionik wyrwał przedmiot ze środka kręgu i zeskoczył z niego, lądując koło swych towarzyszy. Ziemia zaczęła mocniej drżeć.
-Patrzcie! – Krzyknął Fristron wskazując na krąg, który zaczął wznosić się wyżej nad ziemię. Kiedy był już około metra nad ziemią zauważyli, dziwną kulę, pokrytą świecącymi bielą runami, umieszczoną pośrodku spodniej strony kręgu. Rozległ się straszliwy grom, a ziemia zatrzęsła się tak, że cała ich czwórka padła na kolana. Z nieba spadł szeroki biały promień, który uderzył w środek kręgu, lewitującego już jakieś 2 metry nad ziemią. Z dziury, w której zakopana była wcześniej podstawa kręgu wychynęła świetlista kula, podobna do tej u spodniej strony podstawy kamiennego pierścienia i zatrzymała się około półtora metra poniżej niej. Nagle obydwie rozjarzyły się mocno i połączyły mniejszym, choć jaśniejszym, promieniem podobnym do tego, którego koniec niknął gdzieś na nieboskłonie. Ze spodniej kuli, po całej dziurze rozlało się mocne światło, ograniczające widoczność wewnątrz niej do zera. Ziemia przestała drżeć, a wiatr się uspokoił. Ze zdziwieniem towarzysze zauważyli, że nastał ranek.
-Pierwszy promień skierował się ku centrum – Rzekł Destero i wskazał na trawę.
Fristron podszedł bliżej by zobaczyć, na co wskazuje psionik, i zauważył, jak kłosy zielonej trawy pochyliły się dziwnie do siebie, tworząc w ten sposób dziwną linią, sięgającą aż horyzontu.
-Ścieżka promienia – rzekł spokojnie Destero – Pierwszy rytuał zakończył się.
___________ Paradoxically, sins one can consider as forgiven are those he can't forgive himself... kore no nindo da |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 12 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek, 29 Blossonthal
Cała trójka stała jeszcze chwilę wpatrując się w krąg i dopiero po chwili dotarły do nich słowa Destero. Spojrzeli na niego dziwnie.
-I co? Już?- zapytał Bubeusz głupio.
-Można dotykać?- zapytał Fristron głupio.
-Co dalej?- zapytał Hellburn i było to istotnie mądre pytanie.
-Trzeba aktywować pozostałe cztery kręgi. Pomiędzy tymi kręgami istnieją tak silne powiązania, że można je wykorzystywać do przenoszenia się między nimi. Nie wiem tylko, czy teleportacja po aktywowaniu jest nadal możliwa i jak dokładnie ona przebiega.- odparł psionik, podczas gdy obaj magowie pobiegli już dawno do kręgu i zaczęli wszystko brać pod lupę, nie mogąc wyjść z podziwu dla takiej potężnej magii.
-Zaczekamy, aż ci dwaj się uspokoją i wyruszamy dalej?- zapytał Hell.
-Zanim wyruszymy muszę zbadać krąg dokładnie i zobaczyć na czym polega ta teleportacja...-
Podbiegł do nich Bubeusz z przerażeniem na twarzy i wykrztusił:
-Najpierw musimy rozwiązać jeszcze jeden problem!
-Jaki?
-Niziołki z pobliskiej wioski widziały i słyszały nasz rytuał... Zaniepokoiły się tym więcej niż bardzo, a co gorsza wzięły nas za jakieś demony czy inne plugastwa i...- ziemia zaczęła ponownie drżeć, tym razem jednak od tupotu nóg. Usłyszeli krzyki pospólstwa, a na horyzoncie pojawiła się przerażona gromadka uzbrojonych w kosy, cepy i inne narzędzia rolne malutkich chłopów.
-Ja to załatwię dyplomatycznie.- powiedział biały mag i wyszedł im naprzeciwko. -Dobry ludu! Jesteśmy wysłanikami króla i przybyliśmy tutaj, aby raz na zawsze położyć kres czerwonym nocom! Żadne z nas tam demony, po prostu trzeba było aktywować krąg, żeby ryt...- Destero podbiegł szybko do maga i złapał go za szyję. Bubeusz przewrócił się do tyłu.
-Zamilknij, bo zginiesz! Cały świat nie musi wiedzieć o naszej misji.- rzekł cicho (i oczywiście obojętnie) psionik. Tymczasem Fristron, który za bardzo nie był przyjazny Destero, uznał to za atak i szybko pobiegł Bubeuszowi na pomoc. Z jego laski wystrzelił niebieski promień, który trafił psionika w plecy. Magiczna siła spowodowała, że Destero przeleciał przez Bubeusza i potoczył się parę kroków w dół (krąg bowiem znajdował się na wzniesieniu).
-Co ty robisz!?- krzyknął czarodziej do maga z Avlee, a niziołki cały czas stały i patrzyły na nich niezbyt przyjaźnie. Kiedy do akcji wszedł Hellburn, próbując wszystkich uspokoić, chłopi uznały ich za demony i czarowników, co wiadomo jak się skończyło. Szarżująca grupa obrała sobie za cel Destero, który stoczył się najbliżej nich i z wściekłym wyciem natarła na psionika, wystawiając swoje kosy i kije.
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 12 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Południe, 29 Blossonthal (Kwiecień) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Po półgodzinie towarzysze pozbyli się niziołków, ale jako że Fristrona pozbyć się nie mogli, denerwowali się wszyscy (oprócz, rzecz jasna obojętnego Destero):
- Musiałeś wybiegać przed nas? Ifryt przekonuje innych, że nie jest demonem - gderał mag nad uchem Hellburna - A ty czemu rzuciłeś się na Bubeusza - teraz męczył Destero - a ty czemu...
- ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknęli zgodnie Biały Mag i ifryt
- Myślę, że możemy już wrócić do kręgu - rzekł Destero, a wszyscy się zgodzili
Po kolejnej półgodzinie dotarli do aktywowanego kręgu. W istocie niziołków już nie było. Fristron, którego hobby to teleportacja, popędził badać, czy mogą się przenieść aktywowanym kręgiem. Wrócił po godzinie, z nietęgą miną.
- Teleportować się można - rzekł powoli - ale uruchomiony krąg prędzej nas rozszczepi, niż rzuci w okolice następnego kręgu.
Bubeusz sprawiał wrażenie, jakby nie słuchał Fristrona. Patrzył gdzieś ponad jego ramieniem, a minę miał coraz bardziej głupią.
- Co? - spytał poirytowany brakiem zainteresowania ze strony towarzysza mag z Avlee.
- TO - powiedział cicho, lecz wyrażnie Bubeusz.
Wszyscy spojrzeli w kierunku wskazanym przez niego i zgodnie zmienili miny na jeszcze głupsze od Białego Maga (oprócz Destero). Ich oczom ukazała się osada. Nie wiadomo skąd się tu wzięła, ale było w niej coś, co przyprawiało podróżników o dreszcze. Przegniłe bale, składające się na wieże strażnicze, czarna flaga powiewająca na środku osady...
- Może stąd pojdziemy? - spytał Hellburn. Wszyscy powoli pokiwali głową. Jednak nim zdążyli się wycofać ze środka wyskoczyły trzy zjawy i jeden wampir. Doleciały do towarzyszy i zaczęły ich wściekle atakować. Fristron rzucił Odesłanie i pozbył się jednej. Tym samym sposobem Bubeusz pozbył się następnej, Destero, który wziął na siebie wampira, przywrócił w nim tradycyjną równowagę między życiem i śmiercią, tak aby odszedł, a Hellburn podgrzał temperaturę wokół ostatniej do takiego stopnia, że nie wytrzymała. Trójka z uczuciami uśmiechnęła się z radości ze zwycięstwa.
- Całkiem nieźle - rozległ się za ich plecami zimny głos.
Wszyscy czworo jak na komendę odwrócili się. Wisiał tam w powietrzu upiór.
- A co powiecie na to? - spytał, wskazując za nich.
Znów odwrócili się i ujrzeli armię nieumarłych wyskakujących z osady. Hell rzucił Kulę Ognia, Fristron i Bubeusz Falę Odesłania, zaś Destero walczył z upiorem.
Kiedy sytuacja zaczynała wyglądać bardzo źle nad ich głowami rozległ się kobiecy głos:
- NIE!
Fristron odwrócił się. Stała tam Kara. Trzymała w sobie tak wiele mocy... Niszczyła armie nieumarłych za pomocą jednego ruchu ręki. Ale zaraz, przecież ona też jest nieumarła...
Fristron mdlał.
Zapomnienie to jedyna droga do celu...
***
Czas i miejsce nieznane
Szara mgła wchodziła powoli po schodach.
Zapomniałeś... nareszcie... Przeznaczenie... odsuń życie...
Szept powoli stawał się głośniejszy. Postać stanęła. Tak, to była postać...
Chodź... odrzuć słabości... przemień się...
Biały strumień many uderzył w człowieka.
Przyjmij to... nie odrzucaj przeznaczenia...
- Nie! - zawołała postać. Głos należał do mężczyzny.
Nie niszcz przyszłości... nadeszła Zmiana... tyle czekałem...
- Nie - powiedział mężczyzna, osuwając się na kolana
Odrzuć przeszłość... liczy się to co nastąpi...
- Nie... - szepnął człowiek, upadając. Zemdlał. Strumień many wciąż go przybijał do ziemi.
***
Popołudnie, 2 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Fristron obudził się.
- Żyje! Żyje! Nie umarł! - krzyczał Bubeusz
- Co? - zdziwił się Hellburn
- Otworzył oczy, spójrz!
- Pójdę zawiadomić Destero. Bądź co bądź to on się zapierał przy leczeniu.
Fristron usłyszał trzask, zamrugał i ujrzał uśmiechniętą twarz Bubeusza.
- Co... gdzie ja jestem? Gdzie Kara? Kim był ten mężczyzna? Czyj to był głos?
Bubeusz spojrzał ze zdziwieniem.
- Wiesz... Karę uśmierciliśmy na polance ze dwa tygodnie temu. A o jakim głosie i mężczyźnie mówisz?
- Tych na schodach...
Twarz Bubeusza wyrażała bezbrzeżne zdumienie.
- Oj, dobra. Ale Kara nam pomogła w walce?
Zdumienie powiększyło się.
- Wiesz co... - powiedział Fristron opadając na poduszkę - lepiej opowiedz mi wszystko od momentu wyjścia armii nieumarłych z osady. A może to też mi się przyśniło?
- Nie, to było naprawdę. Nie pamiętasz co było?
- Jakbym pamiętał tobym nie pytał. Wydawało mi się, że pomogła Kara.
- Więc jak wyszła ta armia umarlaków, to ty zacząłeś mieć drgawki. Nagle skoczyłeś i zawisłeś w powietrzu. Później coś przeleciało z oślepiającym blaskiem przez polankę i nieumarli oraz osada zniknęli. Ty zemdlałeś. Destero cię zbadał i uznał, że nie wiadomo jak, ale twoja krew zamieniła się na moment w żywą manę i przegoniłeś truposzy. Chcieliśmy cię pochować, bo wyglądałeś na martwego, ale Destero uparł się, żeby cię tu przynieść i próbować wyleczyć.
- Tu... to znaczy gdzie?
- Do kliniki w Harrow oczywiście. Musieliśmy się nieźle natrudzić, aby ich przekonać, że nie jesteśmy demonami, a Hell jest porządny i dobry.
Fristron rozmyślał. Powoli docierały do niego słowa Bubeusza: Chcieliśmy cię pochować, bo wyglądałeś na martwego, ale Destero uparł się, żeby cię tu przynieść i próbować wyleczyć. Psionik uratował mu życie.
- Destero... ten chędożony skurczybyk... uratował mnie?
Bubeusz pokiwał głową. Fristron zadumał się. Miał dług wdzięczności wobec tego, kogo najchętniej by się pozbył, gdyby dał radę.
W tym momencie do środka wpadł Hell, a za nim wsunął się Destero.
- Kiedy będziesz mógł wyruszyć w dalszą drogę? - zapytał bez wstępu psionik
- Nie wiem. Chyba jutro.
- Zgoda.
- Masz pojęcie ile leżałeś? - spytał Hell
- Nie.
- Trzy dni! Bez jedzenia i picia!
Fristron w chwili gdy usłyszał "jedzenia i picia", poczuł, że jest naprawdę głodny i spragniony.
- Macie coś do żarcia?
Bubeusz obiecał coś przynieść. Hell wyszedł za nim. Fristron leżał na łóżku. Destero stał nieco dalej.
- Podobno to ty mnie uratowałeś - rzekł cicho mag z Avlee
Destero pokiwał lekko głową, nawet się nie odwracając.
- Dziękuję - powiedział powoli
Psionik odwrócił się i spojrzał na niego.
- Wiem że to i tak nic nie da. Ty jesteś wyprany z uczuć i w każdej chwili możesz narazić moje życie, albo i mnie zgubić, aby osiągnąć cel. Ale i tak ci dziękuję.
W tym momencie do sali wpadł Bubeusz z pieczenią i Hell z butlą wody i butelką wina. Fristron z trudem wstał i zabrał się wraz z innymi do jedzenia.
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Hellburn
Dołączył: 27 maja 2004 Posty: 164
Skąd: z pustynnych rejonów Bracady
|
Wysłany: 13 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek, 3 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Destero, Bubeusz, Hellburn i Friston stali nad dużym wykonanym z jesionu stołem. Destero rozłożył mapę:
- Biorąc pod uwagę wypadek który miał miejsce 4 dni temu - rzekł swym pustym głosem - lepiej by było iść do południowego kręgu w Lesie Mistwood - wskazał miejsce palcem.
- Krąg kamieni na pustni jest bliżej - zauważył Bubeusz
- Ale trzeba się wspinać po Kręgosłupie lub przepłynąć rzekę Ruadan nie mówiąc już o przejściu fortu Damarys - w ustach Psionika to zdanie brzmiało dziwnie.
- Jeśli o mnie chodzi - rzekł spokojnie Friston - to dam sobie rade. Nie jest ze mną tak źle. Wkońcu trzymam się na nogach i jestem pełen energii - zaśmiał się.
- No... nie wiem - stwierdził Ifryt.
- Wystarczy że ja wiem Hell - odpowiedział chłodno mag z AvLee.
Destero zwinął mapę i schował do kieszeni spodni.
- Idźmy już, Kręgosłup Starożytnych czeka...
Popołudnie, 3 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Długo jeszcze ? - wydyszał Friston.
- Miałem rację - powiedział złośliwie Hellburn - ale teraz już nie ma odwrotu - spoważniał.
Maszerowali bez odpoczynku około sześciu godzin. Kręgosłup widniał w oddali, ale nie dane było im się tam dostać w tym samym dniu.
- Pół godziny odpoczynku - powiedział obojętnym tonem Psionik.
Późny wieczór, 3 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Nareszcie !! - krzyknęli uradowani Bubeusz i Friston.
- To dopiero połowa sukcesu - uświadomił ich Ifryt patrząc na szczyty znikające w chmurach - proponuję zacząć jutro. Będziemy potrzebować masę sił.
Destero kiwnął głową.
___________ Damn! |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 13 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
30 Blossonthal
-No dobrze, jesteśmy w jakiś podziemiach ale my mamy przecież dotrzeć do Dark Keep !! – krzyknęła Ashanti
-Racja, tylko musimy się jakoś stąd wydostać tylko jak skoro nad nami toczy się walka ?? – spytał Klaang
-Albo uda nam się wydostać bez walki albo będziemy musieli wziąć udział w konflikcie – mruczał Nagash po czym złapał jakiegoś nekromantę który akurat tędy przebiegał, przyłożył mu do gardła miecz i powiedział :
-Słuchaj no, albo nam zaraz skombinujesz mapę albo zginiesz, rozumiesz??
-Taak, tak już zaraz przyniosę – powiedział przestraszony. Widział w oczach lisza taką nienawiść i gniew jakie jeszcze nigdy nie widział w życiu. Szybko odskoczył w tył i pobiegł po mapę. Po chwili wrócił ze zwojem w ręce i rozwinął na ziemi.
-A teraz wskaż mi pozycje czarnych nekromantów, tylko szybko !! – ryknął Nagash
- Więc tak, tu aż do końca zabudowań teren jest zajęty, tutaj wszystko jest okrążone, a tu cały teren jest okrążony i tylko nieliczne bojówki jeszcze tam stacjonują – wskazywał na mapie palcem.
-A jak jest tutaj ?? – pokazał Nagash i wsłuchał się w to co mówił jego rozmówca
-Nooo, mamy tam całkiem niezłe zapasy ale niestety ten teren jest zajęty przez wroga
-Co ???? Jak to możliwe ?? Przecież to jedyna droga przez którą dali byśmy rade przejść do Dark Keep – krzyknęła Ashanti wyraźnie zdenerwowana
-Spokojnie mamy jeszcze wyjście tędy
-Eee nie za bardzo, ten odcinek jest całkiem zniszczony i nie da rady tam przeżyć nawet dnia
-Czyli jedyna droga prowadzi przez góry starożytnych, tam okrążymy ich wojska i przejdziemy za nimi – powiedział Klaang który dobrze znał te tereny
-Tak tyle że przejście do Dark Keep jest również zajęta przez dzikie bandy zombie – mówił człowiek-nekromanta
-Ehh czy tu jest jakakolwiek droga która jest bezpieczna ?? – spytała demonka
-Nie za bardzo, mamy strasznie małe dostawy i nasze wojska nie mają zbyt dużo do zrobienia ponieważ jesteśmy okrążeni i tego.... – próbował tłumaczyć człowiek
-Agrr wy niekompetętni idioci !! Zmarnowaliście jedyną szanse wygrania tej wojny !! – powiedział zirytowany głupotą białego nekromanty
-To nie nasza wina !! My nie zajmujemy się walką lecz zdobywaniem wiedzy i tworzeniem nowych wynalazków , tymczasem czarni nekromanci zostali stworzeni do tego aby bronić i atakować nowe tereny. Niestety wystąpił między nami konflikt. Oni chcieli zająć nasz teren z którego wydobywaliśmy cenny surowiec. Sprzeciwiliśmy im się i zorganizowaliśmy armię, nie dziw się że słabo nam idzie ponieważ nigdy nie walczyliśmy.
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 14 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek, 4 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Płomień dziś niespokojny - rzekł Fristron
- Co? - zdziwił się Bubeusz
- To takie powiedzonko... - mruknął Hell
- Otóż to - westchnął mag z Avlee - dziwny dzisiejszy poranek.
- Co w nim dziwnego? - spytał Biały Czarodziej
- Nie wiem. Jednak nikt nigdy nie wie czemu płomień jest niespokojny... do czasu aż ukaże się jakaś katastrofa, przybędzie wróg, czy coś w tym rodzaju.
Powoli zbliżali się do pierwszego szczytu Kręgosłupa (Fristron cały poprzedni wieczór narzekał, że przechodzą w jednym z najtrudniejszych miejsc, aż Destero złapał go za szyję, przycisnął twarz do mapy i spokojnie wyjaśnił, że tutaj jest najmniej gór do przebycia, chyba że poszliby daleko na południe).
Po półgodzinie wspinali się już po łagodnym zboczu. Na razie łagodnym... Nagle na Fristrona spadło coś dużego, ciężkiego i białego.
- Co to? - spytał zaskoczony
- Pewnie jakiś ptak na ciebie narobił - rzekł, chichocąc Hellburn. W tej samej chwili podobne "coś" spadło na niego. Teraz chichotał Bubeusz. Na niego też owa rzecz spadła, a jako że Destero chichotać nie mógł, zaczął to robić Fristron. Po chwili rozpętała się prawdziwa ulewa "cosiów".
- No i masz - burknął Hell - po coś chichotał? Nie narobiły na ciebie drugi raz, a zaczęły robić jak szalone.
- Płomień dziś był niespokojny... - powiedział wolno Fristron
- ... jak zawsze gdy znajdzie się ktoś, kto ośmieli się próbować swych sił z Kręgosłupem. To przeszkoda.
- Urok Robienia przez Ptaki na Głowę? - zdziwił się Bubeusz - nie słyszałem o tym
- Nie bądź głupi - żachnął się Fristron - to nie ptaki. Ale co to jest...
Gęsto padające "cosie" stawały się coraz większe. Wreszcie, kiedy na Fristron spadł "coś" tak olbrzymi, że ten zachwiał się i upadł, uznali, że należy się gdzieś schować i przeczekać. Destero wyglądał, jakby nie brał takiej możliwości pod uwagę, ale kiedy Bubeusz także został przygwożdżony i niemalże wbity w ziemię, musiał ulec.
- Ludzie - mruknął
***
Popołudnie, 4 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Ziew... - ziewnął Fristron
Siedzieli w obszernej grocie, którą odnalazł nie wiadomo skąd, nie wiadomo gdzie Destero. Była to początkowo szczelina tak ciasna, że Bubeusz, który wychudzony bynajmniej nie był, zaklinował się i poświęcili pół godziny na wyciąganie go dalej. Stopniowo korytarz rozszerzał się, aż w końcu zamieniał się w obszerną i - co ważniejsze - suchą grotę. Fristron zapewne podzieliłby los Bubeusza, gdyby nie trzy dni ostrej diety, której skutków w Harrow nie zdążył nadrobić.
- Co ziewasz? - burknął Hell
Burczał od momentu, kiedy weszli do groty. Coś mu się w niej nie podobało.
- Nie można już poziewać w spokoju? - obruszył się mag
- Nie - odburczał ifryt
- Dajcie spokój! - żachnął się Bubeusz - Fristron, nie ziewaj jak Hellburnowi nie pasuje, a ty Hell nie burcz, jak Fristronowi nie pasuje!
- To niech najpierw on nie ziewa - burknął Hell
- To niech najpierw on nie burczy - rzekł, ziewając Fristron
Bubeusz pokręcił głową i westchnął.
- A tak w ogóle to zastanawialiście się, gdzie jest Destero? - psionik poszedł nieco w głąb niemal natychmiast, jak tu przybyli.
- Nie wie - e - em - Fristron i tym razem nie stłumił potężnego ziewnięcia. Hell zaklął cicho.
***
Wieczór, 4 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Nie ma mowy. Wyruszamy. - rzekł spokojnie Destero
- Przecież nic nie spaliśmy! - wrzasnął, machając łapami Fristron
- Wyjątkowo się z tym marudą zgadzam - burknął Hell
- Trzeba było spać, kiedy mnie nie było. Ulewa ustała, idziemy dalej.
- Mogłeś nam powiedzieć, żebyśmy poszli spać, bo wieczorem mamy ruszać!
Pierwszy raz kłócili się zażarcie z psionikiem. Fristron miał już serdecznie dość tych ciągłych rozkazów, półsłówek i niespodzianek. Wdzięczność za uratowanie życia już dawno wyparowała.
- Idziemy - powiedział, podchodząc do szczeliny prowadzącej na zewnątrz
- Jeszcze nie skończyliśmy! - wycedził przez zęby mag z Avlee
- Ja już skończyłem - powiedział spokojnie, zgrabnie przesuwając się przez szczelinę.
Bubeusz westchnął, czarem rozszerzył niefortunne przejście, szybko przez nie przelazł i przywrócił do poprzedniego stanu. Hell wyszedł za nimi i Fristron - chcąc nie chcąc - także.
***
Ranek, 5 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Całkiem nieźle - rzekł Fristron wdrapując się na szczyt i patrząc to na wschód - na Ruadan, zielone pola i ukwiecone łąki, a w oddali Azarad - to na zachód - na następne szczyty, jeszcze bardziej strome i jeszcze wyższe od tej pierwszej góry.
Bubeusz wlazł na szczyt ostatni i wysapał:
- Destero, mam nadzieję, że robimy tu popas, co?
Psionik pomyślał chwilę i rzekł:
- No dobra. Ale tylko pół godziny.
Fristron rzucił się na występ skalny ze strony, po której zamierzali zejść, gdyż było to jedyne okoliczne miejsce, gdzie mógł się położyć.
- Zbudźcie mnie po tej półgodzinie!
Pozostali wzruszyli ramionami, a Bubeusz poszedł poszukać jakiegoś innego występu. Hellburn zamyślił się, co nie zdarzało się często. Destero pustym wzrokiem patrzył na krajobraz Wschodniego Ervandoru.
- W sumie kiepsko, że ten kraj zostanie zniszczony - mruknął ifryt - ludzie...
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonthan
Dołączył: 27 września 2004 Posty: 164
Skąd: Smokozord --> twierdza Gorlice
|
Wysłany: 16 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
28 Blossonthal wieczór
Przez cały dzień wspinaczki Drag nie wyszedł wyżej niż 300 stóp. Powodem były strome ściany i glony na kantach wystających skał... Przenocował na małym występku skalnym.
29 Blossonthal
Drag zmienił kierunek wspinaczki. Skierował się na lewo od swojej obecnej pozycji i półkami skalnymi przeszedł około 1000 stóp w kierunku północnym. Tam znalazł łagodniejszy stok i począł znów się wspinać. Skały były jednak bardziej porośnięte glonami i pare razy omało nie spadł w dół... Po kilku godzinach doszedł w miejsce gdzie stromość skały uniemożliwiała mu dalszą wspinaczkę. Musiał zawrocić w dół...
30 Blossonthal
Ponownie półkami skalnymi skierował się na północ. Po kolejnych 1000 stopach doszedł na urwisko. Nie miał wyjścia, musiał się wspinać... Po kilku godzinach ujrzał w końcu łagodny stok, lekko opadający z najwyższego szczytu tych gór... Na samym szczycie dostrzegł jakąś budowle, przypominającą wieże...
- Wieża smoka? - pomyślał i postanowił bliżej się przyjrzeć owej budowli... Ruszył więc stokiem ku górze...
1 Vallathal
Na swej drodze napotkał wiele pułapek, celowo zastawionych... Jakieś szczęki... wbite kolce... przykryte dziury... Zdziwił się, pułapki te miały już parę lat, ale na pewno nie były dziełem smoka. Caly dzień zajeło mu ich omijanie...
2 Vallathal
Drag był już w połowie drogi na szczyt. Coraz wyraźniej widział wieżę, ale słońce dawało się we znaki dość mocno i nie mógł dokładniej się przyjrzeć owej budowli... Gęstość pułapek wzmogła się... coraz trudniej wychodził na górę...
3 Vallathal
Słońce paliło mocniej niż w poprzednich dniach... Pułapki skończyły się... Drag szedł już powoli, gdyż nie miał już sił... Przez pare ostatnich dni wszedł wyżej niż powinienen... Różnica ciśnień sprawiła, że serce dawało się we znaki... Nie mógł złapać oddechu...
4 Vallathal
Przez cały dzień, Drag walczył z krążeniem... Dopiero pod sam wieczór jego organizm dostosował się do panujących tu warunków...
5 Vallathal Ranek
Drag doszedł do wieży. Przyjrzał się budowli z bliska i obszedł ją dookoła. Na szczycie wieży dostrzegł dużą lunete obserwacyjną. Stwierdził że nikogo nie ma i nadzwyczajnie w świecie postanowił skorzystać z lunety robiąc włam... Podszedł do drzwi i chwycił za klamkę... DZZZ DZZZ DZZZ.
- AAAA!!! - Draga pokopała jakaś siła i ręka zdrętwiała mu... - niech to szlag... trafiłem na chate jakiegoś maga...
Drag postanowił wywalić zawiasy w drzwiach, więc wyciągnął sztylet i począł grzebać w drzwiach... Ku jemu zdziwieniu drzwi zamieniły się w kamień... - Pięknie - rzekł obstukując kamienne drzwi... Wpadł na pomysł wejścia przez okno, więc począł wspinać się po lekko nachylonym pierwszym segmencie wieży... Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt iż nagle zaczęła ściekać woda z owej wieży... Drag szybko chwycił sztylet i wbił go w wieże. Teraz wspinał się powoli, uważając by nie zjechaćwraz w wodą...
- Skubaniec pomysłowy... - mamrotał do siebie
Po chwili dotarł na koniec pierwszego segmentu wieży i podszedł do okna. Rozejrzał się co jest w środku i jednym ruchem ręki rozbił witraż...
- No... teraz pójdzie już z górki...
Drag wszedł do środka i rozglądnął się po pomieszczeniu. Same stare meble i mnóstwo książek. Żadnych pajęczyn...Pozaglądal tu i ówdzie i swój wzrok skierował na schody prowadzące na drugi segment wieży. Pewnym krokiem ruszył na górne piętro. Kiedy tylko postawił stope na pierwszym schodzie usłyszał stuknięcie na półkach z ksiązkami. Obrócił głowe w tamtym kierunku i spostrzegł że jedna książka wysunęła sięz półki.
- Co jest grane... o nie! - w tym smaym momencie wszystkie ksiązki zaczęły lecieć w jego kierunku - To jakiś obłęd!! - Drag skierował się do drzwi jakie ujrzał obok regału z szafą. Natychmiast je otworzył i zamknął.
- Hehe i po kłopocie... - natychmiast rozejrzał się po pomieszczeniu czy nie ma w nim jakiś książek... na szczęście nie było. Zobaczył kolejny witraż i wszedł na stół by przez niego wyjrzeć. Na stole obok ujrzał kota.
- Co jest kotku... gdzie twój właściciel? He? - Kot donośnie zamiałczał, a Drag obrócił się do okna. Po chwili usłyszał grubszy ryk...
- O nie... tylko nie to... - ponownie obrócił się w kierunku kota, a na jego miejscu zobaczył... Cerbera
- ŁOOOO - wykrzyczał Drag i ruszył w kierunku drzwi - AAAA!! - tutaj wciąż latały książki. Łowca ruszył na schody pędzony świadomością, że goni go cerber. Stworzenie było szybsze od niego, więc po paru schodach wskorzył na żyradol. Cerber stał na dole i próbował doskoczyć do niego.
- A se skacz ile wlezie... hehe - Nagle żyrandol zaczął przesuwać się w dół...
- O nie... to nie może być prawdą... - Drag był już na krawędzi załamania, wszystko w tym domu latało, fruwało i cudowało.
- Tak łatwo się nie poddam... - Łowca wskoczył na najwyższy regał i wskoczył na schody. Szybkim biegiem dotarł do drzwi na górze... Na szczęście były otwarte. Otarł sobie czoło i wszedł na wyższy segment wieży, na sam szczyt. Tam przystal do lunety i począł obserwować góry, szukając jakiegoś śladu, który mógł go naprowadzić na smoka... Skierował lunetę na pustynie i ujrzał przez zbliżenie jakąs grupe osób idących przez pustynie...
- A ci dokąd idą... pogieło ich całkiem? Wlec się przez pustynie...
___________ Wróg u Bram... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 17 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
5 Vallathal
Nagle luneta zaskrzypiała donośnie.
-Co znowu, do licha?!- odskoczył od niej Drag, myśląc, że już nie było w stanie go zaskoczyć. Jednak kiedy luneta rozwinęła skrzydła i zmieniona w jastrzębia poszybowała w chmury, opadła mu szczęka. Rozejrzał się dookoła. Z krawędzi dachu wystawały cztery wielkie kolce, które wycelowane w jeden punkt, tworzyły osobliwą konstrukcję. Oprócz tego na szczycie wieży Dragonthan nie zauważył absolutnie nic, nie było nawet żadnego murku, czy ogrodzenia, które zabiezpieczałoby przed spadnięciem z wieży. Wobec tego łowca nie miał wyjścia- musiał zejść schodami na dół. Ale najpierw postanowił odpocząć i przygotować się psychicznie na spotkanie z... mieszkańcami wieży.
Bubeusz poczuł delikatne łaskotanie na twarzy.
-Hę? Kto...?- otworzył oczy i ujrzał białego jastrzębia, który patrzył mu się w oczy.
-Luneta! Co ty tu robisz?- czarodziej od razu oprzytomniał i skoczył na równe nogi. Ptak tymczasem wleciał mu na ramię i zaczął skrzeczeć, tak, że obudził wszystkich oprócz Fristrona.
-Co się dzieje?- wymamrotał Hellburn, wstając i otrzepując się z popiołu, który jeszcze niedawno był mchem porastającym skałę. Zobaczył, że Bubeusz trzyma jakiegoś skrzeczącego ptaka w ręce i wypowiada zaklęcie.
-Oho, dawno nie mieliśmy ptactwa na obiad! Mogę służyć ogn...- zawołał ucieszony ifryt, lecz nagle na jego oczach jastrząb przeobraził się w skrzypiącą lunetę. Mag przyłożył ją sobie do oka i skierował na swoją wieżę, która już od dłuższego czasu widniała na horyzoncie.
-Nie wierć się tak, Luneta, bo nie mogę ustawić ostrości!- rzekł do lunety, a ta usłusznie przestała skrzypieć i się kręcić. Kiedy wszystko było ustawione, biały czarodziej ujrzał na szczycie wieży siedzącego człowieka, opierającego się o jeden z kłów wystających z dachu.
-Oho! Mamy gości!- rzekł do siebie i dotknął laską lunety, która od razu odzyskała ptasie kształty i znów usiadła mu na ramieniu.
-Zaraz, o co tu chodzi?!- wykrzyknął ifryt, który nie lubił niespodzianek. Czarodziej tymczasem wypuścił Lunetę, mówiąc:
-Leć, moja droga i nie pozwól mu zejść na dół, zanim nie wejdę do domu!- biały ptak poszybował w kierunku wieży i już wkrótce zniknął na tle bladych chmur.
-O co tu chodzi!? Co to za luneta!?- Hell podszedł do czarodzieja i potrząsnął nim energicznie.
-Nn-nie p-podddob-ba ci się takie imię dla jastrzębia? A właściwie dla jastrzębiczki? Mi tam się podoba...- wymamrotał Bubeusz.
-Uuuuaa... Już minęło pół godziny?- Fristron przetarł oczy i ziewnął przeciągle (na co ifryta znów krew zalała). Spotkał się z totalną ignoracją, gdyż Bubeusz zaczął rozmowę z Destero, a Hell udawał, że go nie zna.
-Musismy czym prędzej wyruszać do mojej wieży, tam ktoś siedzi! Włamali mi się do domu!- krzyczał Bubeusz, a Destero spokojnie odrzekł:
-Ruszać możemy w każdej chwili, ale to ja decyduję, w którą stronę.
-W takim razie zaczekajcie na mnie, sam skoczę do wieży i zaraz wrócę.- odrzekł zdenerwowany czarodziej.
-Ja idę z tobą! Mam dość towarzystwa tego ważniaka!- z ziemi rozległ się głos Fristrona.
-Nie pójdziecie...- powiedział spokojnie psionik.
-Co nie pójdziemy!? Co nie pójdziemy?!! A właśnie, że pójdziemy! Nie masz prawa nam rozkazywać! Mam złodzieja w domu, co ty sobie myślisz...- wybuchnął Bubeusz, lecz przerwał, żeby uslyszeć wypowiedziane cicho słowa:
-Nie pójdzieCIE, tylko pójdzieMY wszyscy razem...-
Popołudnie, 5 Vallathal
Drag otworzył oczy po przyjemnej drzemce.
-Oho, luneta wróciła...- mruknął, patrząc na przekrzywiającą łebek i wpatrującą się w niego ciekawe, zapewne od dłuższego czasu jastrzębicę.
-Co tak patrzysz?- nie wytrzymał. -Człowieka na tym zadupiu nie widziałeś?-
Ptak zaskrzeczał z oburzeniem, lecz się nie poruszył.
-Zmieńże się znów w ten teleskop, żebym mógł popatrzeć na świat!- rozkazał mu Drag, lecz Luneta nie zareagowała. Łowca postanowił przestać tracić czas na jastrzębia i skierował się w stronę klapy na podłodze. I tu znów czekała go niespodzianka, bo Luneta od razu przyfrunęła i stanęła na klapie, patrząc z gniewem na niego. Dragonthan zdziwił się troszkę, lecz zaraz potem ponowił natarcie na klapę. Ptak poderwał się do lotu skrzecząc i rzucił się na niego. Drag szybko zasłonił oczy przed pazurami, które wbiły mu się w ramię. Siła z jaką ptak uderzył w łowcę, powaliła go na kamienną posadzkę. Łowca stęknął i szybko podniósł się na nogi. Spojrzał na krew cieknącą mu po ramieniu. Ptak tymczasem siedział dalej na klapie, patrząc na niego zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć: "Ostrzegałem". Draga opuściła cierpliwość. Wyszarpnął swój złoty miecz i machnał parę razy jastrzębicy przed dziobem. Luneta odleciała szybko i zaczęła krążyć mu nad głową.
-Ha! I co teraz, mądralo?- zakpił z niej Dragonthan, chwytając lewą ręką za uchyt od klapy w podłodze. Nie zdążył pociągnąc, kiedy ptak od razu zwalił się na niego i przewrócił go tym razem na brzuch. Szpony zgrzytnęły o płaszcz ze smoczych skrzydeł. Mocno już zdenerwowany Drag teraz wkurzył się nie na żarty. Nie szukał nawet miecza, który wypadł mu z ręki, tylko od razu przekręcił się i rzucił na Lunetę. Zaczęła się krótka szamotanina, podczas której smocze pazury na rękawicach łowcy zrobiły swoje. Po chwili Drag zorientował się, że nie trzyma już ptaka, tylko starą, podrapaną lunetę. Odrzucił ją na bok, wstał i podniósł klapę, przez którą wszedł do środka budynku. Zaczął ostrożnie schodzić krętymi schodami na dół. Przed sobą trzymał miecz i pamiętając o pułapkach, rozglądał się co krok dookoła. Zszedł już prawie na sam dół, kiedy usłyszał z dołu jakieś słowa. Podszedł bliżej i usłyszał tupanie po podłodze oraz głos starego maga:
-...w laboratorium go nie ma, więc ciągle musi być na górze!-
-Niesamowita dedukcja...- dołączył się dużo młodszy głos. -A jak zamierzasz go stamtąd wykurzyć?
-Zobaczysz!- odparł stary mag i na chwilę zapanowała cisza. Serce Dragonthana zabiło mocniej, lecz nie ruszył się on z miejsca. Stał tak przez chwilkę, bojąc się poruszyć, kiedy znowu odezwał się starzec:
-Kurczę, gdzie to było? Dałbym głowę, że gdzieś za tą szafą był... O! Tu się schowałeś!-
Usłyszeli głośne zgrzyty i trzaski.
-Co ty tam robisz?- zaniepokoił się Hellburn, patrząc na pochylonego za szafą Bubeusza.
-Nic, po prostu jego żołądek domaga się jedzenia. Przypominam, że dziś jeszcze nie było obiadu...- odparł Fristron, lecz przerwał mu Bubeusz:
-Uruchomiłem mechanizm, za moment zobaczymy owego "włamywacza". Przygotujcie się!-
Trzeszczało, trzeszczało i nagle wszystkie schody złożyły się jednocześnie w gładką jak lód zjeżdżalnię. Zza drzwi na piętro usłyszeli czyjś krzyk i łomot, do złudzenia przypominający odgłos przewracania się kogoś na twardą posadzkę. Bubeusz zachichotał, a jednocześnie drewniane drzwi pękły z trzaskiem i na środku pokoju wylądował oszołomiony Dragonthan. Rozejrzał się po pokoju i zobaczył, że jest otoczony przez cztery oryginalne postacie.
-Wpadka, panie włamywaczu!- rzekł z tryumfem Bubeusz.
-Nazywam się Dragonthan.- odparł tamten.
-Dobra, dobra, gadaj lepiej, co robiłeś w mojej wieży!- powiedział Bubeusz, który miał cały czas laskę wycelowaną w niecodziennego gościa. Mag był troszkę zdziwiony widząc równie niecodzienny ubiór przybysza, lecz kiedy na ramieniu Draga zobaczył krwawe ślady po szponach Lunety, na jego twarz wróciła surowość.
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonthan
Dołączył: 27 września 2004 Posty: 164
Skąd: Smokozord --> twierdza Gorlice
|
Wysłany: 17 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Popołudnie, 5 Vallathal
- No cóż... zwiedzałem sobie... - Drag poczuł laske pod gardłem... - no dobra, wpadłem rozglądnąć się przez lunete...
- Po co? - zapytał drwiąco Bubeusz
Tymczasem Hellburn dojrzał swymi oczami symbol głowy smoka i dwa skrzyżowane ostrza na mieczu Draga... i rzekł:
- To łowca smoków...
- Jacy niewychowani... - rzekł Bubeusz przykladając mocniej laske do gardła...
- To co miałem zrobić? Wysłać ci kartke z zawiadomieniem?
- Wiesz co? zamknijmy go w piwnicy... - rzekł Fristron
Nagle coś wstrząsło wieżą... Błękitny smok przeleciał nad wierzchołkiem i strącił czubek wieży ogonem...
- A to co ma być? Trzęsienie ziemi? Który się tu bawi czarami? - wysunął Bubeusz
- Panowie... przedstawiam wam cel mojej wizyty... - rzekł Łowca wybiegając z wieży i kierując się do skarpy - większy niż myślałem...
- Co on tu robi?! - krzyczał zdenerwowany Bubeusz
Smok oddalił się nad pustynie... na horyzoncie było widać już tylko mały punkcik, który po chwili zniknął. Drag korzystając z zamieszania powoli i po cichu zrobił pare kroków do tyłu...
___________ Wróg u Bram... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 17 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
...lecz od razu zatrzymał się, poczuwszy na plecach koniec laski.
-A ty dokąd się wybierasz? W tył zwrot!- usłyszał głos Bubeusza. Drag posłusznie wrócił na miejsce, zdając sobie sprawę z tego, że przed potężną magią płaszcz go jednak nie ochroni. Cała grupka stała przed wejściem do wieży, a koło nich leżał kawałek jednego z kamiennych kłów, który smok strącił ogonem.
-No to co z nim zrobimy?- zapytał Fristron Bubeusza.
-Zróbcie z nim cokolwiek, byle szybko...- wtrącił się Destero, który z założonymi rękami obserwował niebo.
-No musimy go jakoś przykleić, bo bez niego wieża straciła magiczną aurę...- zaczął dumać Bubeusz
-O czym ty mówisz!?- wykrzyknął Drag, ktoremu nie bardzo uśmiechało się bycie w jakikolwiek sposób przyklejonym.
-Jak to o czym? O tym kawałku południowego kondensatora!- Bubeusz wskazał laską na kamienny kolec, leżący nieopodal wejścia do wieży.
-Ekhm... Mam wrażenie, ze mamy wazniejsze sprawy na głowie...- rzekł Hellburn, który o mało nie wybuchnął śmiechem, widząc minę Dragonthana. Lecz Bubeusz go nie słuchał, tylko poprosił Fristrona o pomoc w przeniesieniu kamiennego kawałka na górę. Ustalili, że Bubeusz wejdzie do góry i przechwyci kieł, podany mu przez Fristrona, a następnie przyczepi go na swoim miejscu. Kiedy mag zniknął w drzwiach wieży, Hell zapytał Destero:
-To co z nim zrobimy?
-Nie wiem jeszcze. Prawdopodobne puścimy go wolno.- odparł psionik, obserwując Fristrona, który siedział na kamiennym odłamku i oglądał paznokcie. Nagle z góry rozległ się wrzask Bubeusza:
-Ty cholerny piekielniku jeden ty!!!- na górze ukazała się czerwona ze złości twarz czarodzieja. -Coś zrobił z moją Lunetką!!??
-Ups. Przypomniało mu się...- wymamrotał Drag i odkrzyknął:
-Ona pierwsza mnie zaatakowała!-
W lasce Bubeusza już błyskało, lecz mag prawdopodobnie przypomniał sobie, że musi oszczędzać energię na przeniesienie "kondensatora", bo skończyło się tylko na groźbach:
-Porachuję ci kości później! fristron, możesz zaczynać!-
Na te słowa mag z Avlee wstał, skupił się i po chwili wśród błekitnych błysków kamień uniósł się nad ziemię i powoli powędrował do góry.
-Skup się, skup się, uda się... Wolę nie myśleć, co by było, jakby taki klocek spadł komuś na nogę...- mamrotał Fristron, przykładając dłonie do skroni.
-Co ty robisz, skup się!- usłyszał z góry wołanie Bubeusza. Kamień bowiem zrobił ciekawy piruet w powietrzu. Kiedy wreszcie znalazł się na odpowiedniej wysokości, Bubeusz przejął "pałeczkę" i usadowił wielki kieł na swoim miejscu. Następnie rzucił scalenie i kamień znów stał się jednością z wieżą. Cała operacja jednak kosztowała go tyle sił, że upadł na kolana i zaraz potem zemdlał, podobnie jak Fristron, kiedy wykonał swoją część zadania.
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 17 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Wieczór, 5 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Nie dane im było zaznać spokoju.
- Obudź ich - rzekł Destero - a ja przytrzymam tego tutaj
Hellburn podszedł najpierw do Fristrona i z wyraźną przyjemnością potrząsnął nim wrzeszcząc:
- Pobudka, skurczybyku!
Fristron obudził się, usiadł i spytał:
- Kto zgasił światło?
Było to o tyle głupie, że w wieży było dość jasno...
Po obudzeniu Bubeusza czwórka towarzyszy udała się na naradę. Urywki zdań, które usłyszał Drag były dość niepokojące:
- ...daj spokój, nie jesteśmy kanibalami...
- ...śmierć, powiadam, śmierć przez zagłodzenie!
- ...a może by (...) szczurom...
W końcu Destero wstał i rzekł:
- Jako że brakuje nam wojowników w drużynie, warunkowo pójdziesz z nami - w tym momencie Bubeusz burknął coś niezrozumiale, ale Fristron uważał, że towarzystwo psionika będzie dostateczną karą. To samo zresztą myślał Hell o towarzystwie Fristrona - i pomożesz nam dostać się do kręgów.
- Jakich kręgów? - spytał Drag
- Tego dowiesz się później. Dość już czasu straciliśmy... Bubeuszu, mówisz, że masz tu jakieś urządzenie, które przywróci nas tam, gdzie byliśmy?
- Tak jest, pierwszy szczyt Kręgosłupa - odpowiedział Bubeusz. Na twarzy Fristrona rozlał się uśmiech. Ech, hobbyści...
Fristron majstrował coś przy teleporcie, co Bubeusz skwitował krótkim "Zostaw to!". Pierwszy z magów z obrażoną miną odszedł od teleportu. Po chwili przenieśli się w miejsce, z którego wyruszyli.
***
Ranek, 6 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- A właściwie czemu nie moglibyśmy najpierw zabić smoka? - spytał po raz setny Drag
- Bo straciliśmy dość czasu na ciebie i twój włam do domu Bubeusza - odpowiedział po raz setny Fristron.
- A właściwie czemu nie mógłbyś się przymknąć? - zaproponował po raz setny Hell
Bubeusz westchnął. Fristron po raz setny mruknął do niego:
- Lubię jak Hell wkurza się na kogoś innego. To taka miła odmiana.
- Możecie przestać?! - wrzasnął Bubeusz, kiedy Drag chciał zapytać sie po raz sto pierwszy o powód, dla którego nie mogli najpierw zabić smoka.
Schodzili ostrożnie ze szczytu. Bubeusz, zapytany przez Hella o powód, dla którego nie mogli teleportować się od razu na Daishad wyjaśniał mu cicho, opowiadał o tunelach teleportacyjnych, przejściach i barierach, granicach mocy naszych bohaterów, a Fristron, który przysłuchiwał się temu wykładowi co jakiś czas dorzucał potwierdzenie, sprostowanie, bądź rozwinięcie tematu. Nic dziwnego, że Hella ogarnęła nagle dziwna senność...
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Islington
Dołączył: 7 czerwca 2004 Posty: 164
Skąd: Z otchłani półmroku (teraz masz się zacząć bać)!Spooky!
|
Wysłany: 17 lutego 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Wieczór, 5 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Zmierzchało już, szczupła postać wędrowała w cieniu niedaleko wieży.
Czyżby On? Tutaj? różne myśli przychodziły mu do głowy
Ostatecznie postać ruszyła w swoją stronę wyczekując nadchodzącego dnia.
Ranek, 6 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Nagle cała grupa usłyszała ryk smoka
- To on! - krzyknął Drag natychmiast gotów rzucić się na smoka, którego nie było widać.
- Uspokój się wreszcie - powiedział Hell
Schodzili dalej, ostrożnie i powoli. I wtedy pojawił się on, błekitny smok.
Zawirował dwa razy nad nimi, ale zupełnie nie zwracał na nich uwagi. Wykonywał jakiś dziwny taniec w powietrzu, którego nikt nie mógł pojąć.
Po chwili zobaczyli sylwetkę, która trzymała się ogona smoka, po czym strącona spadła w przepaść.
- Szkoda go - powiedział Drag - gdybym ja był na jego miejscu! - Nagle w oddali zobaczyli drugą sylwetkę, która wyraźnie się do nich zbliżała.
Okazało się, że był to elf, który po złapaniu kontaktu wzrokowego z Dragiem nagle uśmiechnął się.
- Witaj Dragonthanie - powiedział - Słyszałem o tobie już niejedno, to zaszczyt móc cię spotkać - elf skłonił się nisko
- Gdzież moje maniery! - zaśmiał się - Jam jest Islington
___________ "Ironia losu bywa czasem ironiczna"
"Ty wiesz swoje, ja znam prawdę"
"Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień" |
|
Powrót do góry
|
|
|