Autor |
Wiadomość |
Ashanti
Dołączył: 27 grudnia 2004 Posty: 164
Skąd: Z jaskini behemota :P
|
Wysłany: 17 kwietnia 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
10 vallathal
Zgrzyt, skrzypienie metalu, łamanie gałęzi - takie odgłosy wychodziły z fortu, przygotowania trwały cały czas. Nie wiadomo było kiedy atak nastąpi. Ogólnie czas mijał wszystkim na rozmowach i ciężkiej pracy. Dzięki temu że przeciwnik zwlekał z atakiem biali nekromanci zdołali podbudować umocnienia i wytrenować walkę wręcz oraz inne dziedziny walki. Tymczasem Ashanti nie wiedziała co myśleć: z jednej strony była wściekła na Nagasha ponieważ zostawił ich na pastwę losu, z drugiej strony w jej umyśle rysował się jakiś zarys nadziei, że on wróci i pomoże wygrać bitwę. Traciła nadzieję na powrót do normalności, na okradanie jakichś bogaczy, na oszukiwanie w zakładach... bardzo jej tego brakowało, chociaż zawsze chciała rzucić to co było i wziąć się za poszukiwanie przygód.
- Uwaga !! Strzała - jakiś głos przywrócił demonkę do rzeczywistości, chwile po tym poczuła muśnięcie w nogę i to jak ktoś ją przewraca. Czas zaczął zwalniać, wszystko wokół zaczęło się robić ciemne. Jednak zanim zamknęła oczy zobaczyła stojących wokół ludzi a wśród nich Klaanga, potem nastała ciemność.
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 17 kwietnia 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Popołudnie, 10 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Nie! Głupcze! Zostaw to! - ryknęła jedna z czarodziejek zaczynając inkantację Lekkiej Lewitacji. Wiedziała że nie zdąży. Wiedziała że mag nie jest sobą. Wiedziała, że czas zmykać.
Sziiiis...
- Co to? - jęknął Fristron - Co to do cholery jest?!
- Zostaw to kretonie! - warknął Hell zabierając Bubeuszowi urządzenie
Sziiiiiiiis...
- Vertann Usume! - krzyknęła jedna z driad - Thiori Treighte, Vertann dial - upe! Kratonini perette eleighe! Eleighe perette Vertann Usume! Lavio! Lavio!
Driady podniosły krzyk. Lavio! Lavio! przetaczało się bez końca przez grotę. Z ciemności wynurzył się...
Trudno określić czym był. Trudno wyobrazić czym był. Nawet obłąkani prorocy nie wyśnili stworzenia tak szkaradnego jak syn Vertanna i Królowej Filhre. Jak niedojrzały driado - goryncz.
Najłatwiej było u niego wskazać łeb. Ogromny, pokryty kolcami, szlamem i inną bliżej nieokreśloną mazią, przywodzącą na myśl chrupiące kości i pękające ścięgna. Określenie reszty ciała było dużo trudniejsze. Pod głową majaczyło się coś w rodzaju ogromnego mózgu z wrośniętymi skrzydłami. Nogi przypominały... właściwie niczego nie przypominały. Po prostu były. Ohydne.
Groteskowy stwór mógłby budzić śmiech. Gdyby w ciepłej oberży śpiewał o nim uśmiechnięty bard. Ale w otoczeniu groźnie wyglądających driad, w jaskini, po której odbijały się krzyki Lavio! Lavio! budził grozę. Nieskończoną grozę.
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 18 kwietnia 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
11 Vallathal
Po dniu siedzenia w "więzieniu" entów do jaskini podszedł jeden z krzakoludzi.
- Masz szczęście, wielka rada właśnie przyszła. Masz do nich iść i wszystko wytłumaczyć - mówił krzakolud otwierając a raczej odsuwając gałęzie które torowały wyjście. Dla pewności jednak związał nekromancie ręce. Prowadził go przez chwile aż znaleźli się w środku tłumu (bo tak to można nazwać) entów i krzakoludzi.
- Masz złożyć pokłon wielkiej radzie !! - krzyknął strażnik po czym popchnął lisza na ziemie, lecz ten zamiast się wywrócić wyrwał się z więzów i rozciął strażnikowi ręke/gałąź. Gdy tylko inni to zobaczyli otoczyli Nagasha plączami aby nie mógł się wydostać.
- Czego od nas chcesz ?? - spytał najstarszy
- Pomocy, chce abyście razem ze mną i moimi przyjaciółmi zaatakowali rycerzy śmierci, a co za tym idzie również orków którzy zabijają i podpalają waszych braci. Przerabiają je na różne machiny którymi niszczą coraz więcej entów, a co wy robicie aby się im przeciwastawić ??
- Cisza !! Dosyć !! - krzyknął jeden z entów i udarzył gałęzią nekromantę.
- Nie !! Nie przstanę !! Przebyłem tutaj bardzo długą drogę, nieraz byłem w niebezpieczeństwie więc teraz się nie zamknę !! Jeżeli nie pomożecie nam to przegramy z rycerzami śmierci a oni zajmą całe te tereny. W późniejszym czasie zaatakują również was i nie jest przesądzone że ja będe jednym z nich. A ja znam się na zadawniu bólu waszym braciom - mówił lisz.
- Dobrze więc ! Ja oddam swoich braci pod twoje dowództwo - powiedział jeden z krzakoludzi.
- Ja natomiast nie zaryzykuję, skąd mam wiedzieć że nie jesteś wrogiem ??
- Ja również nie oddam !
- I ja też.
- Wychodzi więc na to że pod twoje dowództwo wejdzie 10 entów i 35 krzakoludzi, to wszystko na co nas stać. O nic więcej nas nie proś bo i tak ci się nie uda. Nasi bracia będą gotowi dopiero za 3 dni, wtedy będziesz mógł ich zabrać - ogłoszono.
- Cholera - przeklnął cicho lisz - Przez ten czas może być już za późno. No ale cóż... lepiej poczekać niż nie mieć nic .....
10- 12 Vallanthal
Przez cały czas demonka leżała nieprzytomna na leżance. Gdy w pewnej chwili a tak naprawdę 2 dni po tym jak zemdlała) poczuła jakiś mocny zapach w nozdrzach. Był on tak mocny że musiała wstać i nabrać świeżego powietrza. Gdy tylko otworzyła oczy zobaczyła przed sobą elfa z torbą i jakimiś dziwnymi medykamentami.
- Nareszcie się obudziłaś - powiedział do niej elf
- Czy, czy ja żyje ?? - spytała niepewnie Ashanti
- Tak, całe szczęście. Nazywam się Thurvandel, jestem elfem-zielarzem. Ocuciłem cię a przede wszystkim pozbyłem się trucizny z twojego ciała.
- Jakiej trucizny ?
- Widzisz, w strzale która cię musnęła była trucizna, dziwię się tylko skąd się tam wzięła ponieważ wojska białych nekromantów nie używają trucizn. Prawdopodobnie w waszym obozie jest szpieg.
- No a ty skąd sie wziąłeś ?? Wcześniej cię nie widziałam.
- Gdy usłyszałem o chorobie królowej od razu chciałem wyruszyć w drogę gdy dowiedziałem się że wy już po nią wyruszyliście. Postanowiłem ruszyć za wami i jestem ..... - powiedział Thurvandel - a teraz połóż się i wypoczywaj.
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Islington
Dołączył: 7 czerwca 2004 Posty: 164
Skąd: Z otchłani półmroku (teraz masz się zacząć bać)!Spooky!
|
Wysłany: 28 kwietnia 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Południe 9 Vallathal
- Nie uważam tego za dobry pomysł - mruknął Isli do Dena
- Daj Dragowi szansę - powiedział Den. Szansa została ofiarowana, ale nie Dragowi tylko smokowi, który nagle przełamał zaklęcia unieruchamiające i zaczął chaotycznie uderzać na oślep
- Co on robi? - krzyknął Drag
- To taka druga reakcja mojego czaru - napuszył się Isli - nie ma to jak szkoła prawdziwej magii - smok nie panował nad rucham swojego ciała, mógł zrobić tylko jedno... nie ruszać się. Kiedy pojął, że kolejna próba kontrolowania własnych kończyn zejdzie na niczym stanął w bezruchu.
- Czego chcecie? Jesteście zwykłymi bandytami napadającymi na moją rasę, czy może macie do mnie jakąś konkretną sprawę? Macie jeszcze chwilę zanim przełamię zaklęcia i będziecie zmuszeni do odwrotu.
___________ "Ironia losu bywa czasem ironiczna"
"Ty wiesz swoje, ja znam prawdę"
"Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień" |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonthan
Dołączył: 27 września 2004 Posty: 164
Skąd: Smokozord --> twierdza Gorlice
|
Wysłany: 29 kwietnia 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Południe 9 Vallathal
- Czy ktoś mógłby wkońcu przestać mamlotać i wyjaśnić mi co wogóle znaczą te czary Isliego?? - wkurzył się Drag
Den wzruszył ramionami, Isli stał w bezruchu. Smok mający dobry słuch skierował głowę w stronę grupy.
- Ja już nie wiem... najpierw król każe mi go zabić, potem okazuje się że to mój dawny rywal... nie nie nie... musze kiedyś z tym skończyć... proponuję przejść do jakiś negocjacji... hmm... a gdyby tak przekonać smoka do postawienia się po naszej stronie? Będzie bronił ziem zachodnich... tylko trzeba przekonać do tego króla...
- Myślisz że dasz rade go przekonać? - spytał Den
- Będzie ciężko, ale trzeba zaryzykować... to jedyna szansa na szybkie zakończenie tej wojny... wprawdzie mnie tam wszystko jedno kto wygra, ale być może dostane za to troche więcej kasy - na twarzy łowcy pojawił się szyderczy uśmiech
___________ Wróg u Bram... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 6 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Popołudnie, 10 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Bubeusz sięgnął po kołowrotek. Hellburn bez oporu oddał mu go. A mag kręcił, kręcił, coraz szybciej i szybciej...
Wszystko zamarło. Zamarł syn Vertanna, zamarły driady, zamarli Mastorious, Fristron i Hellburn. Był tylko Bubeusz i kołowrotek. Szybciej i szybciej. I coraz szybciej.
I nagle driado - goryncz zaryczał i zaczął się wściekle miotać. W głowie Fristrona zaczęło kiełkować podejrzenie, co do przeznaczenia kołowrotka. Ale nie czas był o tym myśleć.
- Mastorious, Hell, bierzemy go pod pachy i do jeziora! Niech kręci tym! - wrzasnął mag
- Do jeziora? - spytał Hell. Fristron zacisnął zęby
- Wytrzymamy. Szybko!
Driado - goryncz rozszarpał kilka driad i wściekle zakręcił łbem. Driady zauważyły ich ucieczkę. Zaświszczały strzały, zamruczały inkantacje zaklęć, zatupotała pogoń za nimi. Wtedy stało się coś, co wszystkich zaskoczyło. Tylko Fristron podejrzewał, że to się stanie.
Driado - goryncz rozpadł się. Rozleciał na kawałki. Driady stanęły osłupiałe. Zbiegowie byli coraz bliżej jeziora, lecz powoli, powolutku podnosił się brzęk. Niczym rój rozwścieczonych os skoczyły za nimi. Nikt nie strzelał z łuku, nie mruczał zaklęć. Chciały ich rozerwać na strzępy. Własnoręcznie.
Czwórka przyjaciół wskoczyła do jeziora. Woda, początkowo chłodna, pod wpływem temperatury ciała Hella szybko się ogrzewała. Ale uciekali. Driady nie odważyły się wejść, widząc, że do wody wskoczył ifryt.
Bubeusz oprzytomniał, wierzgnął i zaczął płynąć własnoręcznie, o nic nie pytając.
Dostrzegli światło. Odbili się, popłynęli szybciej. Temperatura wody stawała się nie do wytrzymania. Zaczynało im też brakować powietrza.
Wynurzyli się i szybko wyskoczyli na brzeg. Tylko Hellburn roztropnie został w wodzie, by driady nie zachciały przypadkiem rzucić się za nimi w pogoń.
- Ale co to było? Ten kołowrotek? - wykrztusił, gdy tylko ochłonął Mastorious
- Efriecta numbilis cum - mruknął Fristron
- Efekt symulacji bólu?
- Nikt nie próbował z tak mocną dawką, jaką Bubbi poczęstował tego stwora.
- Więc... przez to on się rozpadł?
- Wygląda na to, że jego ciało tak reaguje na taki bodziec. Swoją drogą współczuję mu.
- Czy ktoś - warknął Hell,nie wychodząc z wody - może mi powiedzieć, o co chodzi?
- Ten kołowrotek służył do zadawania bólu stworowi.
- Po co?
- A po co ojciec pasem ojcowskim łoi syna? Najwyraźniej ten jest niegrzeczny.
- Zamontowali mu takie coś, co odbierało te fale - rzekł Mastorious, łapiąc wreszcie, o co chodzi - które wytwarzał kołowrotek. Silna magia. I gnomia technika.
- Tak czy siak - rzekł Hellburn, rozumiejąc, że prawie nic nie rozumie - warto zwiedzić tą salę.
Salę skąpaną w mroku, pomyślał Bubbi. Bardzo mocno skąpaną w mroku.
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 8 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
10 Vallathal
Bubeusz spojrzał na tajemniczy kołowrotek, który wciąż trzymał w ręku. Dopiero po chwili dotarło do niego, co się stało.
-W takim razie ta cała puszka jest już niepotrzebna.- powiedział i wrzucił maszynkę do wody.
-Niee!!- krzyknął Fristron, szybko rzucając telekinezę. Urządzenie dziwnie zakręciło w powietrzu, kończąc swój lot w rękach maga z Avlee.
-A po co Ci to?- zdziwił się Hellburn.
-Chociażby po to, żeby przekierować te fale na ciebie- odparł Fristron robiąc perfidną minę. -A tak naprawdę, to myślę, że może uda nam się to sprzedać za parę groszy. Nie zapominajmy, że od dłuższego czasu nie miałem nic w ustach.
-A gdzie chcesz to sprzedać? Nie zapominaj, ze siedzimy gdzieś pod ziemią, odcięci od świata i nie mamy pewności co do tego, czy zobaczymy jeszcze kiedyś słońce...- burknął Bubeusz.
-Ale się z Ciebie optymista zrobił, nie ma co.- odrzekł Fristron.
-Może tak się ruszycie i pójdziemy?- zapytał niewinnie Mastorious.
-W te ciemności?- przeraził się Fristron.
-A masz jakieś inne wyjście?- odpowiedział Hellburn. -No chyba że chcesz się popluskać we wrzącej wodzie, a potem uciąć sobie miłą pogawędkę z driadami...
-Bub, rzuć no tu trochę światła i idziemy! Tylko żwawo!
Ponury pochód znów maszerował w ciemnym tunelu. Bubeusz rozświetlał swoją laską ciemności przed nimi, za nim szedł Hellburn, mający w razie czego obronić białego maga przed niespodziewanym atakiem, za nimi maszerował cichy Mastorious, a na samym końcu dreptał Fristron, któremu coraz bardziej burczało w brzuchu. Zarosły korzeniami i opleciony przez pajęczyny tunel dawał do zrozumienia, że tędy od dawna nikt nie chodził.
-Zastanawiacie się może, gdzie się teraz podziewa Destero?- zapytał po dłuższej przerwie w rozmowie Bubeusz.
-Jakbyśmy nie mieli ważniejszych problemów na głowie...- mruknął Hell.
-No pewnie, co cię tam będzie obchodził Destero, jaśnie hrabia w końcu dba tylko o swoje dupsko...- wtrącił się Fristron.
-Dawno nikt Ci zębów nie wybił?!- krzyknął Hellburn, któremu w tym momencie skończyła się cierpliwość.
-Zaraz spokojnie, nie tak...- zaczął się bronić zaskoczony mag.
-Uspokójcie się! I bez tego mamy wystarczającą ilość kłopotów!- próbował interweniować Mastorious, lecz wściekły Hell nawet go nie słyszał. Po sekundzie ifryt już tarzał się razem z Fristronem po ziemi. Bubeusz przysłonił twarz ręką, kiwając głową i zastanawiając się, co by było, jakby teraz się coś wyłoniło z tunelu...
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 8 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Późny Wieczór, 10 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
I faktycznie - z ciemności wyłoniła się maszyna nieco przypominająca kombajn bez dachu. W środku siedział gnom, wyraźnie zaskoczony widokiem grupki przyjaciół. Owa grupka zresztą zamarła. Pierwszy odezwał się Fristron:
- Jedzenie! - wrzasnął, z impetem zrzucając z siebie Hella i podbiegając do maszyny - Dobry gnomie, chyba nie pożałujesz talerza zupy strudzonym podróżnikom?
- Bo jak nie... - mruknął Bubeusz, czując, że też robi się głodny
- Cicho Bubbi - rzekł Fristron - dasz talerz zupy?
- Chwileczkę - burknął gnom - co tu robicie?
- Kręgi... - zaczął mruczeć mag z Avlee - psionik... driady... goryncze... jeziora... ifryty... to długa historia...
Gnom patrzył na przyjaciół podejrzliwym wzrokiem. Po chwili jednak wzrok mu zelżał.
- Dobra, opowiecie mi przy zupie - rzekł gnom. Fristron odetchnął z ulgą.
Pobiegli truchtem za przedziwnym pojazdem.
***
Ranek, 11 Vallathal (Maj). MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Nie mogłeś zamieszkać gdzieś bliżej? - stęknął Fristron
- Chciałem żeby mój dom był dobrze ukryty, a zarazem by było blisko do wyjścia na powierzchnię... o, to mój dom
Niewielki murowany domek wydawał się dla wędrowców istnym pałacem.
- Zapraszam, zapraszam... no, zaraz będzie ogórkowa
- Ogórkowa? - zdziwił się Fristron - A skąd masz warzywa?
- Ogórki to, według ostatnich odkryć nie warzywa - zaczął wykład gnom - a owocem...
- Dobrze - przerwał Mastorious uprzejmym tonem - ale skąd masz ogórki?
- Mówiłem że blisko stąd do powierzchni - uśmiechnął się gnom
Weszli do środka. Fristron westchnął z błogością. Bubeusz mruknął, że owszem, lubi ogórkową, ale wolałby rosół z roka.
- Ach, gdzie nasze maniery - rzekł Mastorious - zapomnieliśmy się przedstawić. To Fristron z Avlee, to Bubeusz, ten burkliwy ifryt to Hellburn, ale wszyscy mówią mu Hell, a ja jestem Mastorious
- A mnie zwą Preston Thierccophe - rzekł gnom - chodźcie, nalewam
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 9 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek, 11 Vallathal
-...albo zaczekajcie chwilkę, zawołam najpierw moją żonę, wypadałoby, żeby też zjadła z nami.
-Thierco?- wykrztusił Fristron.
-Mów mi Preston.- odrzekł gnom pokazując mu wszystkie zęby. Po chwili wszyscy siedzieli przy prostokątnym, rozległym stole, przykrytym nieumytym obrusem. Czekali na Prestona, który poszedł zawołać małżonkę i wpatrywali się w wielki kocioł, z którego wydobywały się kłeby pary i pysznego aromatu ogórkowej.
-Mniam...- Fristron wywalił jęzor i zaczął pocierać ręce. Siedzący obok niego Hellburn stuknął go łokciem w żebro.
-Zachowuj się jakoś! Nie chcę, żeby nas stąd wywalili przed skończeniem zupy. A za ten tekst w tunelu, to jeszcze Ci się dostanie..-
-Zamknij się, Preston wraca! Ała, i przestań mnie bić!
W drzwiach stanęła uśmiechnięta para. Gnomica weszła pierwsza i dygnęła lekko, mówiąc:
-Witajcie, na imię mi Enna.
-Uhm.. Bardzo nam przyjemnie..- Bubeusz, jako że siedział najbliżej, powstał i przywitał ją w imieniu całej grupy. Zasiedli do stołu i Preston zajął się nalewaniem ogórkowej.
-Mogę spytać, co to za urządzenie, którym po nas przyjechałeś?- przerwał milczenie Matorious.
-A to to taki mały pojazd, który ułatwia mi poruszanie się w tych tunelach. Codziennie robię obchód.
-W celu?
-W celu sprawdzenia czy wszystko jest w porządku, a do tunelu, w którym was spotkałem, jeżdżę zwykle po wodę. To podziemne jeziorko jest jedynym źródłem wody w okolicy.
-W takim razie chyba zrobimy sobie mały zapas tej wody, jeśli pozwolisz.
-Oczywiście, ale najpierw zupa.- gnom zrobił wesołą minę, a Fristron zauważył, że lubi tego gnoma.
Zajadali się bez słowa, tylko gnomie małżeństwo świergotało nieustannie. Po skończonym posiłku (pomińmy przykry incydent, w którym to część zupy za sprawą kłótni Fristrona i Hellburna wylądowała na podłodze) grupka wesołych towarzyszy napełniła swoje tobołki niezbędnymi artykułami i wyruszyli w dalszą drogę, pożegnawszy uprzednio przemiłych gospodarzy.
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 12 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Południe, 11 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Podejrzana parka - mruknął Hell
- Co w nich podejrzanego? - zdziwił się Bubeusz
- Ogórki! Pod ziemią! - warknął ifryt -
Fristron pokręcił z rezygnacją głową. Bubeusz westchnął głośno.
- Patrzcie! - krzyknął Mastorious - Wyjście! Powierzchnia!
Faktycznie, pomiędzy gąszczem stalaktytów, stalagmitów i kolumn skalnych przedzierał się blask słoneczny.
Przeszli przez ten malutki labirynt. Zobaczyli na północy Daishad a na południu spore miasto. Daleko na horyzoncie majaczył się inny łańcuch gór.
- Co to za miejsce? - spytał Fristron
- Ironthal - rzekł Bubeusz - Bastion cywilizacji przed Daishad. Dalej już jest tylko Sandbend, ale to mała oaza, i... - tu zadrżał
- ...i Dark Keep - dokończył spokojnie Mastorious
- Na razie może lepiej skoczmy do miasta napić się Syrenek, albo i czegokolwiek innego, przespać się i zdobyć prowiant. - rzekł Hellburn
- W tej kolejności - wtrącił Fristron
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 12 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
14 Vallathal
Nagash razem z entami i krzakoludźmi wędruje od kilku godzin. Mimo iż próbują nie zwracać na siebie uwagi (szczególnie wroga) ciągle są atakowani przez orków. Straty nie były poważne, można nawet powiedzieć że znikome lecz Nagasha coś innego niepokoiło. Odkąd wyruszył z fortu nekromantów do lasu, nie odstępowało ich a raczej jego na krok. Wiedział że to gdzieś się czai. Pewnego razu postanowił to zbadać. Odłączył się od grupy entów a sam zaczaił się w krzakach.
- Emru naligi selum - mówił syczący głos - Twoja dusza jest moja - zabrzmiał po raz drugi głos. Lisz był bardzo zdenerwowany. Stracił zupełnie pojęcie w którą strone ma iść. Chwile później leżał nieprzytomny w krzakach.
- Liszu żyjesz ? - pytał ent który nad nim stał.
- Że żyje to truno odpowiedzieć lecz nic mi chyba nie jest oprócz tego że nie wiem co się stało i że jestem całkiem wyczerpany.
- Szliśmy gdy nagle spostrzegliśmy że cię nie ma. Gdy wreszcie jeden z nas cię zauważył widział nad tobą dziwne stworzenie. Mówiło w nieznanym mi języku lecz wyglądało na to że coś z ciebie wylatuje do jego ręki a zza jego płaszcza wylatywało coś czarnego co wchodziło w twoją czaszkę.
- Mówisz serio ?
- Tak, mogę przyrzec. Ale teraz jeżeli pozwolisz to ruszajmy bo orki wykryją naszą pozycję
Przez cała drogę nekromanta zastanawiał się nad tym co powiedział mu ent.
- Co to mogło być i co ze mną robiło ? - te pytania nurtowały jego umysł.
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Bubeusz
Dołączył: 13 lipca 2004 Posty: 164
Skąd: a żebym to ja sobie przypomniał... :)
|
Wysłany: 13 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Południe, 11 Vallathal
Ruszyli żwawo w kierunku miasta. Wizja ciepłego łóżeczka i pysznej, przyzwoitej strawy dodawała im dużo więcej sił, niż zrobiłby to jakikolwiek eliksir Bubeusza.
-Jak już będziemy w mieście, to zrobimy taką małą naradę, bilans naszej podróży.- powiedział Bubeusz. -Więc Syrenki odstawimy na jutro, chce was widzieć trzeźwych.
-Przestań udawać Destera!- fuknął Fristron, który już czuł w ustach smak Kuszących Syrenek.
-Bubeusz ma rację, najpierw powinniśmy sobie wyjaśnić parę spraw.- rzekł Mastorious.
-A co tu jest do wyjaśniania?- zapytał mag z Avlee.
-Nie zapominaj, że nie towarzyszę wam od samego początku..
-Popieram.- dodał Hellburn szczerząc zęby. Oczywiście powiedział tak tylko i wyłącznie po to, żeby zrobić Fristronowi na złość, bo sam też wolałby zostawić obowiązki na później.
Wieczór, 11 Vallathal
-Musiałeś akurat tak zamówić pokoje?! Mam już dość towarzystwa tego pana co idzie za mną!- stękał Fristron.
-Och, jakie zabawne...- zza pleców Fristrona doleciał ich głos Hellburna. Niosący klucze Bubeusz westchnął i nie odpowiedział, zdając sobie sprawę z tego, że i tak nic to by nie zmieniło. Pokoje zostały specjalnie tak podzielone, żeby Bubeusz mógł w spokoju wtajemniczyć Mastoriousa.
-No to jesteśmy umówieni - dzisiaj śpimy, a jutro wszystko przedyskutujemy i pójdziemy na Syrenki. Jutro, a nie dziś w nocy, Frist!- powiedział Bubeusz, rzucając im klucze. Następnie wszedł do pokoju i zatrzasnął drzwi.
Ranek, 12 Vallathal
-I jak się spało?- zapytał Mastoriousa uśmiechnięty Bubeusz, składając pościel.
-Gdyby nie to, że w środku nocy obudziły mnie jakieś krzyki z sąsiedniego pokoju, to w porządku...- odparł biały nekromanta. -Fristron coś tam krzyczał, że Hell spalił mu poduszkę, czy jakoś tak...
-Hmm? Ja tam nic nie słyszałem.- powiedział Bubeusz, zabierając się za czesanie włosów. -A może zrobię warkoczyki na brodzie?
-Nie rób z siebie głupka, nie ma na to czasu.- odpowiedział Mastorious. Nagle ktoś zapukał.
-Możesz wejść Fristron.- rzekł Bubeusz, nie przerywając czesania.
-Skąd wiedziałeś, że to ja?!- mag z Avlee wparował do pokoju, zapominając się przywitać.
-A kto to mógł być, jak nie Ty? Hellburn przecież nie przybiegłby tutaj narzekać, jaką miał okropną noc.- biały czarodziej zachichotał.
-Ej no przecież to nie moja wina, że ten ifryt jest ifry.. tfu! Irytujący. A poza tym mają tutaj takie niewygodne łóżka! I okno się zacięło, jak chciałem otworz...
-Daruj sobie, idziemy.-
Siedzieli wszyscy na dole, zajmując najciemniejszy stolik w najciemniejszym kącie karczmy. Bubeusz rozłożył mapę. Fristron sączył powoli jeden malutki kufelek Syrenek. Biały mag zezwolił na to tylko dla świętego spokoju. O tak wczesnej porze nie musieli się raczej obawiać podsłuchu, ale mimo wszystko zniżyli głosy do szeptów. Nie przejmując się tym, że wyglądają jak jakaś zwariowana szajka bandytów planujących atak na miasto, Bubeusz powiedział, kreśląc palcem po mapie:
-Na sam początek chciałbym zauważyć, że calem naszej wędrówki jest aktywacja kręgu na pustyni. Bez amuletu nie da się tego osiągnąć, a ów amulet miał ze sobą Destero. Na dodatek nie wiemy, co się z nim stało i czy kiedyś się jeszcze spotkamy. Kolejną sprawą, którą chciałbym omówić, jest fakt, że oglądając ową mapę, zauważyłem, że coś mi tu nie pasuje… Pamiętasz, jak Destero opowiadał nam o pięciu kręgach?- zwrócił się do Fristrona.
-Raczej… Ale zechciej przypomnieć.- odpowiedział mag z Avlee.
-Więc… Destero pokazywał nam pięć kręgów: koło Harrow, ten który aktywowaliśmy, następnie na pustyni, na bagnach na zachodzie i w lasach Damar i Mistwood. Punkt kulminacyjny ich energii miał się znajdować na południe od Ironthal, miejsca gdzie jesteśmy.
-No i?- zapytał Fristron. Hellburn i Mastorious póki co słuchali.
-Przypatrz się uważnie tej mapie, drogi Fristronie.
-Nie wiem o co ci chodzi, mapa jak każda inna…- mruknął zapytany, wlepiając oczy w mapę.
-Spójrz na Perłowy Archipelag…- rzekł Bubeusz i z satysfakcją obserwował, jak oczy Fristrona stają się idealnie okrągłe.
-Szó… Szó..- wymamrotał zaskoczony mag z Avlee.
-Tak, przyjacielu. Otóż zauważyłem szósty krąg. Na owym archipelagu znajduje się szósty krąg, który pozwala nam obalić hipotezę Destera.
-Nie wierzę własnym oczom! Przecież on nie mógł tego przegapić! Może ta mapa jest niedokładna? A może szósty krąg powstał dużo później niż pozostałe?
-Nie mam najmniejszego pojęcia. Nie ma wśród nas już Destera, który by nam to wyjaśnił. Ale zauważcie, że bez amuletu nie możemy już aktywować kręgów, więc udanie się na pustynie uważam za bezcelowe. Jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy, to wybranie się na te tereny, gdzie rzekomo miał znajdować się Ołtarz i dokonanie osobistej obdukcji.- mówił Bubeusz, popijając z kufelka Fristrona, którego tak zatkało, że nawet tego nie zauważył.
-Jeżeli diagnozy Destera są prawidłowe, a Ołtarz rzeczywiście tam jest, to na pewno wyczujemy jakąś magię, bądź aury. Zastanówcie się nad tym. Ja chciałbym na sam koniec jeszcze dodać, że zrobiłem przegląd w swojej saszetce... - urwał i położył na stół coś, co przypominało skórzany worek, który uprzednio odpiął od pasa.- ...i zauważyłem, że oprócz pustych menzurek po moich miksturach i tych dwóch eliksirów, które znaleźliśmy w jaskini...- mówiąc to wykładał wszystko kolejno na stół. - ...są tam jeszcze stronnice o Koronie Świata, wyrwane z mojej księgi oraz kartka, którą dałeś mi w Azaradzie, Fristron. Pozwolę sobie przytoczyć jej treść. Dla informacji: jest to fragment księgi, który opisuje Ołtarz Zmian: Korona Świata należy do najpotężniejszych konstelacji. Diadem umacnia jej astralną pozycję. Do zmiany wyglądu konstelacji potrzebne są najsilniejsze czary i artefakty, które tworzą razem Ołtarz Zmian. Oprócz tego trzeba odprawić Rytuał Spaczenia, który wymaga Eliksiru Nowego Świata i trzech innych artefaktów, oraz około dwunastu strumieni many naraz. Dlatego zmianę, spaczenie, bądź zniszczenie Korony uważa się powszechnie za niemożliwe. Teraz tutaj wymienione są artefakty niezbędne do utworzenia owego Ołtarza, składniki Eliksiru Nowego Świata oraz niezbędne artefakty konieczne do odprawienia Rytuału Spaczenia.- podał karteczkę Mastoriousowi. –Myślę, że fakty tu zapisane są dla nas teraz szczególnie ważne. Fristron, masz jeszcze tą swoją makietę? Fristron? Słyszysz mnie?- czarodziej spojrzał na maga z Avlee, który jak zahipnotyzowany wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie karczmy. Otrząsnął się i spojrzał przytomniej na Bubeusza.
-Ty wiesz, co mi przyszło do głowy?- zapytał cicho.
-Skąd niby miałbym wiedzieć?-
-Ten cały tekst również może być wyssany z palca. Owego wieczoru, jak poszliśmy na Syrenki pod „Ciekawskiego Rumaka” do naszego pokoju włamała się Kara… Twoja magia wykazała, że ona grzebała coś przy tej księdze. - dramatyczna przerwa - A zaklęcia powodujące iluzję uczone są już na pierwszym roku…-
-Niesamowite…- szepnął Bubeusz. –A ja Cię wtedy pytałem, jakim cudem tak szybko znalazłeś to, czego szukaliśmy przez tyle dni…
-Z tego wynika, że wszystkie źródła, na których się opieraliśmy są bezpodstawne. I co teraz?- mruknął Fristron w zamyśleniu.
___________ Caveant consules ne quid detrimenti IJB capitat ;) |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 13 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
14 Vallathal, wieczór
- A więc tak, jesteśmy sto metrów od zamku. Jak na razie nie widać śladów walki a to oznacza że sie nie spóźniliśmy. Wy zaczekacie w pobliskich zaroślach a ja spróbuję się tam dostać i zbadać co się dzieje. Gdy wszystko będzie w porządku wtedy po was wrócę. Gdybym nie wrócił przez noc wracajcie do swoich - tłumaczył Nagash.
- Przecież nie będziemy mogli cię zostawić samego ! - odpowiedział mu ent
- Wziąłem za was odpowiedzialność i jeżeli mamy się wszyscy wykrwawić w jakiejś pułapce to wolę to lepiej sprawdzić aby wam to zaoszczędzić - odpowiedział lisz
- Od kiedy przejmujesz się tak naszym życiem ? Przeciez jesteś nekromantą, ważniejsze dla ciebie jest czy zginęliśmy i czy możesz nas ożywić do swojej armi. Nawet jeśli to pułapka to zaatakujemy wroga, nawet jeśli musielibyśmy ponieść najwyższą cenę.
- Dobra, ale teraz tu poczekajcie. - powiedział Nagash i ruszył. Od razu gdy stał sie widoczny został zatrzymany przez wartowników.
- Kim jesteś ? - krzyczeli gotowi do zadania ciosu
- To ja Nagash.
- Nie znam takiego. Czego chcesz ?
- Ehh przyprowadźcie pod brame Ashanti, demonkę.
- Nic z tego, już raz o mało nie straciła życia prze zabłąkaną strzałę.
- Albo ją tu zawołasz albo twoja rodzina zawiśnie na drzewie, rozumiesz?
- Tak jest! - odkrzyknął i pobiegł w głąb fortyfikacji. Drugi ze strażników stał nadal przed nim z kusza gotową do strzału.
- Kto mnie wołał ? - spytała demonka która właśnie wyszła zza bramy - To ty ? Nagash, wróciłeś ?? Gdzie byłeś ?
- Nie mamy na to czasu, ściągnąłem wsparcie. Otwórzcie bramy.
- Nie możemy. Tylko ktoś wyższy rangą może wydać taki rozkaz - krzyknęli strażnicy
- Dobrze wiem że są takie rozkazy ale jeżeli nie otworzysz tej bramy to możemy zginąć - tłumaczyła Ashanti.
- Albo zaraz otworzycie albo powąchacie kwiatki od spodu ! - tym razem porządnie zdenerwowany lisz szykował kule energi w swojej lasce. Reakcja strażników była następująca: jeden z nich zaczął biec z mieczem lecz został odepchnięty przez demonkę. Drugi zdołał wystrzelić strzałę z kuszy która leciała Nagashowi wprost między oczy. Jeszcze sekunda a lisz wydałby z siebie ostatnie słowo gdy nagle został odepchnięty gałęzią enta
- Dzięki, jeszcze troche i bym nie mógł ci tego powiedzieć. A teraz szybko wchodźcie do środka.
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 14 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Ranek, 12 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Zapadła chwila milczenia. Wszyscy patrzyli na usatysfakjonowanego Bubeusza.
- Zadam jedno proste pytanie - rzekł cicho Fristron - skąd wiesz, że amulet TEŻ nie był pomyłką Destera? Pokazywał jedynie pięć kręgów...
Teraz Bubeusz zamilkł.
- Mimo wszystko uważam, że warto najpierw udać się do Daishad - kontynuował wywód Fristron - Jeżeli nie uda nam się uaktywnić kręgu, wrócimy tutaj i pójdziemy do rzekomego miejsca ołtarza. Ale... jeżeli jest sześć, a nie pięć kręgów to ołtarza na pewno tam nie ma. Zresztą nawet jakby był, nic z tym nie moglibyśmy zrobić. Nie wydaje mi się, że jest zbyt blisko skorupy ziemi. A nawet jeśli, to może być chroniony zaklęciami tłamszącymi...
Bubeusz zakołysał się. Chyba pierwszy raz usłyszał od Fristrona rzeczowe argumenty, a nie marudzenie.
- Ponadto, jestem niemal całkowicie pewien, że tamten amulet jest niepotrzebny do uruchomienia kręgu na Daishad. - zakończył
- Jak to?! - wykrzyknęli naraz towarzysze, co spowodowało zaciekawione spojrzenia wśród innych gości. Fristron milczał jak grób, dopóki ostatni z ciekawskich nie przestał na nich zerkać. Wtedy powiedział cicho, ledwo dosłyszalnie.
- Spójrzcie tu.
Wyjął z jednej z przepastnych kieszeni opasłą instrukcję obsługi symulatora bólu. Otworzył prawie na środku, przekartkował szybko księgę i rzekł:
- Mam.
Spomiędzy kartek wysunął cieniutką książeczkę, wręcz broszurkę.
- Delikatnie... tylko żeby nie zniszczyć - mruczał do siebie
- Zanim nam cokolwiek o tym powiesz - rzekł Mastorious - zważ, że o kręgach musiałby mówić stary pergamin. A to nie przetrwałoby w podróży nawet dwóch miesięcy.
- Tak... - rzekł, mruknął coś cicho i broszurka zaczęła puchnąć. Po chwili zmieniła się w księgę.
- Doskonały kamuflaż - mruknął Bubeusz
- Przeczytałem tu - rzekł Fristron, kładąc księgę runiczną na stole - że każdy z kręgów ma oddzielny amulet. Każdy pokazuje stan pięciu kręgów...
- A więc... ale... przecież... - zaczął jąkać się Bubeusz
- Jak to odkryłeś? - burknął Hell
- W nocy - wyszczerzył zęby Fristron - chciałem poczytać do snu, jak mi spaliłeś poduszkę. Dawałeś dosyć światła.
- JA spaliłem poduszkę?! - wykrzyknął Hell - To znaczy... chrapałeś jak stado wołów z reumatyzmem!
- CHRAPAŁEM? - ryknął Fristron, tracąc nad sobą panowanie - Ja CHRZĄKAŁEM cicho! Nigdy, przenigdy, nikt mi nie powiedział że chrapię!
- Celibat - mruknął cichutko, cichuteńko Bubeusz
- Słyszałem to - warknął mag z AvLee
- Może byś nam już powiedział, co jeszcze wykryłeś? - zapytał Mastorious
Fristron odczekał, aż znowu przestaną się na nich gapić, a potem rzekł.
- We wszystkich dokumentach jest mowa o pięciu kręgach. Pamiętaj, że Destero miał starszą mapę. To -wskazał na krąg na Perłowym Archipelagu - mogło powstać ze względu na pomyłkę katrografa, albo miała tu być imitacja kręgu!
- Lepiej to sprawdzić - rzekł Bubeusz
- Pewnie - warknął Fristron - lećmy przez cały kontynent, bo Bubi nie jest czegoś pewien. Jak będziemy uaktywaniać kręgi na południu, to tam też zajdziemy.
- A czego musimy szukać, by uaktywnić krąg na Daishad? - spytał Bubi
- Oka. Ale nie ma problemu - Oko jest już na kręgu. A raczej nad kręgiem.
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
- Tak tu pisze - rzekł Fristron - jeżeli odejdziesz od kręgu nie uaktywniając go, Oko rozpłynie się w dłoni.
- Hm... - mruknął Bubeusz - hm... więc co robimy?
- No... - zaczął Fristron
- Ee... - rzekł inteligentnie Hell
- Idziemy na Daishad, a potem wracamy, by sprawdzić co z tym ołtarzem? - zaproponował Mastorious. Rozległ się ogólny pomruk wyrażający zgodę. Fristron z radością powitał kolejkę Syrenek, "zapomniał" podać jeden Hellburnowi i sam go wysączył, przez co Bubeusz musiał zrezygnować ze swojego, by zapobiec bójce. Zapomnieli o wyprawie i upili się na umór. Spali do następnego ranka...
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonis
Dołączył: 8 lutego 2005 Posty: 164
Skąd: Ze smoczego raju, gdzie mięcho jest nieszczęśliwe
|
Wysłany: 14 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
3 Vallathal
Smoczy wojownik Dragonis cały dzień dziś przeklina. Dostał wiadomość od zwiadowców, że mag Sinsjur rośnie w siłę.
- Pięknie... a miałem wspaniały dzień - mruczy - a mistrz wymaga, żebym tam poleciał... no tak... cena bycia pół - smokiem...
Dragonis wiedział, że obowiązkiem Wojownika Smoczego Zakonu jest niszczenie zła na pustyni Daishad, a tam potężny czarnoksiężnik gromadzi armię
- Muszę przekonać mistrza, że równie dobrze mogę strzelić sobie z kuszy w głowę. To ma tyle samo sensu - i znów zaczął przeklinać w co najmniej 19 językach.
4 Vallathal
Pewnego słonecznego ranka w pobliżu Zakonu Smoczych Wojowników...
- To nie ma sensu - Dragonis wciąż kłócił się z mistrzem Wathem
- Sam nie poradzę sobie z Sinsjurem! TO SAMOBÓJSTWO! - dokończył. Na to spokojny mistrz odpowiedział:
- Nie pójdziesz sam. Przydzielę ci 30 najleprzych wojowników i 5 zwinnych smoków. I Fafnira. - przekonywał go Wathem.
- No... dobrze. A więc na co czekamy? - Dragonis po godzinie był gotowy i wyszedł na dwór. Czekali tam na niego pomocnicy, Smoki Cienia i Fafnir - jego ulubiony ognisty smok. Wsiadł na swą bestię, otrzymał ostatnie wzkazówki od mistrza i podeciał w stronę Dark Keep.
11 Vallatha
W czasie lotu mruczał pod nosem - Sinsjur zbiera armię, w Evandorze wojna, smoki zbzikowały, nieumarli hasają po pustyni... Ale miło. - i zniżył nieco lot, ponieważ zbliżali się do Kręgosłupa Starożytnych.
13 Vallathal
Dragonis już od dłuższego czasu leciał nad pustyną, gdy ujrzał dziwną budowlę z kamienia. Nie była to zwykła warownia czy fort, od tego miejsca promieniowała energia. Pogrążył się w zamyśleniu i w takim stanie leciał długi czas.
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Ashanti
Dołączył: 27 grudnia 2004 Posty: 164
Skąd: Z jaskini behemota :P
|
Wysłany: 17 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
14 Vallathal, środek nocy
Wszyscy, którzy mieli na czym siedzieli przy ognisku. Ogień wydawał z siebie bardzo dużo ciepła ponieważ Ashanti co chwile dorzucała magicznego płomienia.
Enty jednak trzymały sie z daleka od ogniska rozmawiając o tym jak to będzie po tym "jak wygrają" gdy nagle z wieży strażniczej słychać głos:
- Do broni ! Wróg nadchodzi !
Gdy Klaang wszedł na mury dodał:
- Uwaga ! Katapulta! - krzyknął gdy nagle nad głowami świsnął wielki płonący głaz i uderzył w jeden ze słomianych namiotów podpalając go.
W całej fortecy (bo tak ją można nazwać po tygodnu barykadowania) szalał pożar. Wszyscy, którzy mieli pod ręką wodę próbowali gasić płomień, na szczęście
było tam mnóstwo magów specjalizujących się w magii wody i szybko uporali sie z pożarem. Wtedy pojawiło sie kolejne zagrożenie, były nim wielkie trebusze
które dziesiątkowały obrońców. Gdy pierwsze oddziały wroga ruszyły pod mury Thurvandel wydał rozkaz wylania na nich wrzącej smoły.
Zadziałało natychmiastowo, następne odziały wpadały w wilcze doły które wcześniej były starannie kopane.
- Czy zauważyliście że tu są tylko trzy grupy orków ? Oni chcą nas zagłodzić dlatego wysyłają małe odziały które maja nas zablokować - stwierdził jeden z żołnierzy
- Złe wieści, złe! Właśnie spalili nasze magazyny z prowiantem. Nie wytrzymamy oblężenia nawet przez 3 dni ! - krzyczał spanikowany nekromanta który niestety był człowiekiem (jak zresztą wszyscy) i musiał jeść i pić.
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonis
Dołączył: 8 lutego 2005 Posty: 164
Skąd: Ze smoczego raju, gdzie mięcho jest nieszczęśliwe
|
Wysłany: 17 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
15 Vallathal, kilka godzin po północy
Dragonis leciał już cały dzień i wkrótce pojawił sie przed nim Dark Keep. Nie zwolnił jednak lotu, w głowie kłębiło mu się za dużo myśli i poleceń: o koronie, o Sinsjurze, o Dark Keep... Zdecydowanie za dużo. Teraz w dodatku spostrzegł ogień na wschodzie (prawdopodobnie pożar), i gdyby nie jeden z żołnierzy, z pewnością przeleciałby nad zamkiem i odfrunął daleeeeko... Na szczęście wojownik spostrzegł zamyślenie Dragonisa dość szybko i zdążyli wylądować poza zasięgiem Sinsjura. Po wylądowaniu drużyna opracowała plan i wślizgnęła się do Dark Keepu, a następnie głęboko do podziemnej siedziby Sinsjura...
Dwie godziny później...
Dragonis szedł pierwszy. Nie licząc paru mutantów, nie spotkali nikogo aż do sali Sinsjura. Tam siedział zły mag pochłonięty czytaniem jakiejś księgi. Dragonis właśnie to wykorzystał. Skoczył na czarodzieja i wbił mu Smoczy kieł w plecy. Mimo iż był to silny mag, nie przeżył ciosu. Mutanty pozbawione przywódcy zostały posiekane jak mrówki, gdyż same garnęły się pod miecze i zasięg czarów. Ich liczba nie była duża, toteż szybko się z nimi rozprawili. W cały zamku nie było poza niedobitkami żadnego mutanta, a i one szybko ginęły. Walka była łatwa.
Około południa...
I już po walce... Z armii Sinsjura nie zostało nic. Dragonis rozkazał oddziałom powrót do domu zakonnego i po chwili został w mrocznej fortecy tylko on i jego osobisty oddział.
- Teraz weźmy co się da i puszczamy to z dymem! - wydał rozkaz. Sam zabrał się za poszukiwania. Ostrożnie wyjął z martwych rąk Sinsjura księgę, a następnie przeszukał komnatę. Prócz małej ilości złota nie znalazł niczego. Spokojnie wychodził na powierzchnię, gdy nagle usłyszał łomot ścian. Podziemie się zawaliło.
- Chodu, to się zaraz zawali! - i sam biegł co sił w nogach do bram. Gdy ostatni z rycerzy uciekł z zamku, wieże były już zawalone. Sam Dark Keep nie poniódł większych strat. Jednak wojownicy woleli się do niego nie zbliżać i wystarowali. Dragonis i jego oddział wkrótce byli już w powietrzu. Lecąc Dragonis spytał:
- Czy coś uratowaliście?
- Tylko to... - powiedział jeden z żołnierzy i wskazał na jakieś zawiniątko. Dragonis obejrzał je i osłupial. To było jajo srebrnego smoka...
Nieco później...
Dragonis spojrzał na księgę. Były na niej dziwne napisy, chyba w języku elfów. Choć był on wybitnym językoznawcą, nie mógł tego odczytać. Krzyknął do oddziału:
- Ja zostanę dłużej, wy lećcie.
Wszyscy prócz Dragonisa polecieli w dal...
Wieczorem...
Lecący pół-smok (i smok) już od dłuższego czasu był w powietrzu. Dragonis szukał bowiem kogoś, kto zna język elfów. W pobliżu fortu Ironthal dostrzegł kiku wędrowców. Jednen z nich pochodził chyba z av' lee. Natychmiast wylądował. Podszedł do nich i przedstawił siebie i cel swojej podróży :
- Mam na imię Dragonis, czy wiecie coś o tym księdze? To chyba język elfów?
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Islington
Dołączył: 7 czerwca 2004 Posty: 164
Skąd: Z otchłani półmroku (teraz masz się zacząć bać)!Spooky!
|
Wysłany: 25 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
9 Vallathal popołudnie
-Masz szczęście, że uczyłem się negocjacji u samego mistrza Dalergasa! - powiedział Islington
- Czy to ten, który był zakładnikiem jakiś bandziorów, którzy w końcu go zabili, bo za dużo gadał? - spytał Den
- Zginął za swoje ideały! - odparł Isli. Smok uśmiechnął się.
- Śmieszny jesteś magusie - odparł - czego chcecie?
- Chcemy byś stał się obrońcą tych ziem pod sztandarem Króla! - powiedział Dragonthan
- A co Król jest w stanie mi zaproponować? - spytał smok
- Będziesz mógł dowoli mordować bandytów i napadać na nieprzyjacielskie armie - stwierdził Dragonthan. Smok deczko się skrzywił.
- I konfiskować ich łupy - dodał po chwili Isli
- Ha! - krzyknął smok - podoba mi się ten pomysł, powiedzcie waszemu królowi, że sprzymierze się z nim, ale przymierze to nie będzie trwało wieczność
- Wtedy znów się spotkamy - odparł Dragonthan
- Rozumiem - stwierdził smok poczym uwolnił się spod zaklęcia Islingtona i odleciał.
- To chyba się udało - stwierdził Drag - choćmy po nagrodę!
- Wiecie co? - powiedział Isl - ciekawi mnie gdzie są teraz ci podróżnicy, których spotkaliśmy niedawno
- Myślę, że wolisz być tutaj - stwierdził Den
___________ "Ironia losu bywa czasem ironiczna"
"Ty wiesz swoje, ja znam prawdę"
"Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień" |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonthan
Dołączył: 27 września 2004 Posty: 164
Skąd: Smokozord --> twierdza Gorlice
|
Wysłany: 25 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Stali tak chwile i patrzyli jak smok odlatuje w otchłań gór śnieżnych.
- Myślę, że możemy wrócić do Azarad... - rzekł Drag
- Tak, trzeba odpocząć - dodał Isli
- No to ruszajmy... - zakończył Den
Ranek 10 Vallathal, gdzieś pośrodku kręgosłupu starożytnych
- Straszna mgła, nic nie widać... - narzekał Isli
- Wiesz gdzie iść Drag? - rzekł Den z deka zakłopotany
- Mam nadzieję, że nie zeszliśmy z poprzedniego kursu. Idąc tą trasą powinniśmy ujrzeć łąki Alanzyr po lewej stronie za pare godziń...
Południe 10 Vallathal
- Idziemy tak i idziemy, a robi się już południe... nawet mgła nie zrobiła się mniejsza... - narzekał Isli, reszta milczała
Ranek 11 Vallathal
- No, nareszcie... skarpa kręgosłupu... - rzekł uradowany Isli
- Na twoim miejscu bym się tak nie cieszył.. - dodał Drag -...nie widać łagodnego zbocza, ani na północ, ani na południe od nas... Musimy iść na południe, aż dojdziemy do miejsca w którym się tutaj wdrapałem...
- Czyli ile czasu jeszcze nam to zajmie? - zapytał Den
- Około 2 dni drogi...
Wieczór 13 Vallathal
Mgła wkońcu opadła. Strzępiaste zbocze wkońcu pokazało cały swój urok, czyli pionową skarpe w dół. Najemnicy szli i szli dobre pare godziń, zanim ujrzeli jakąś ścieżke prowadzącą w dół. Pod wieczór doszli do niej. Odziwo Drag odkrył, iż ścieżka używana jest regularnie, prawie codziennie. Ścieżka kierowała się przez kręgosłup starożytnych na zachód, w stronę Sandbend. Drag zatrzymał się na chwilę i rozglądał się wzdłuż ścieżki. Po chwili podszedł do niego Den:
- Co tam słychać?
- Dziwne... wieśniacy nie używają tej drogi...
- Jak to? Nie wieśniacy to kto?
- Spójrz na ślady na trawie... głębokie i idealnie równe... wojskowi... musieli dźwigać coś ciężkiego i znosili to od paru tygodni...
- Mógłbyś jaśniej?
- Od strony pustyni ktoś znosi w tych kierunkach sporo ciężkiego sprzętu...
- Skąd wiesz że tylko w tą stronę?
- Spójrz na ślady prowadzące do gór, widać że są mniej wgniecione, czyli szli bez balastu...
- Coś podejrzewasz?
- Królestwo zachodnie zbiera tutaj siły...
- Ale jak i skąd?
- Myślę, że używają wieży Ironthal, jako magazynu, a następnie idą do Sandbend, a potem wychodzą w góry i tutaj złażą w dół z tym...
- No nieciekawie to wygląda jeśli chodzi o sytuację wojskową...
- To akurat nie mój problem... zresztą nic mnie to nie obchodzi, ale widzę że można nieźle zarobić...
- Ty tylko o kasie i kasie, co ty w niej widzisz?
Drag spoglądnął na Dena i obrócił głowe. Po chwili przyszedł Isli:
- Czemu się zatrzymaliśmy?
Drag wyjaśnił wszystko równeiż Isliemu, poczym zaczęli powoli schodzić ścieżką w dół. Minęli kilku zbrojnych idących w góry, poczym zeszli trochę niżej.
- O tam, wgłąb łąk, widzicie? - pokazywał ręką Drag - To obóz, przyjrzyjmy się mu bliżej...
Zeszli w dół zbocza aż do łąk. Księżyc świecił pełnią czerwoności. Podeszli wszyscy do najbliższego namiotu i rozglądneli się po obozie.
- Są - zaczął Isli - katapulty, o tam
- Rzeczywiście... szykują się do oblężenia miasta Azarad... - dokończył Drag
- Co robimy? - zpytał Den
- Spadamy stąd, idziemy do miasta poinformować króla co się dzieje...
Pod osłoną wysokich nieskoszonych traw udali się na południowy-wschód w kierunku wioski Barrow.
___________ Wróg u Bram... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 26 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Wieczór, 15 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Fristron przeglądał kilka minut księgę podaną przez Dragonisa.
- Jestem całkowicie pewien - rzekł mag z AvLee - że jest to magiczna księga od jakiegoś rynsztokowego iluzjonisty, zupełnie bez wartości.
- Więc? - rzekł Hell - stoimy na środku pustyni, medytując nad jakąś wisiorkiem, która sama jest do... wiecie, czego. Zwróćmy go temu zasmoczałemu kolesiowi i idźmy dalej.
Fristron pierwszy raz od bardzo dawna zgodził się z ifrytem. Oddali księgę Dragonisowi, który milczał, po czym ruszyli do przodu nawet się nie oglądając. Byli około dwa dni drogi od kręgu Daishad.
- Hej! Zaczekajcie! - ryknął wreszcie Dragonis - Idę z wami!
- Nie! - odkrzyknęli zgodnym chórem przyjaciele
Odeszli trochę i zorientowali się że Dragonis za nimi idzie. Fristron stracił cierpliwość, rzucił w niego małą kulą ognia. Jeździec wskoczył na smoka, jakby przygtowany na to i wleciał wysoko z zatrważającą prędkością. Potem zleciał na dół i szedł dalej za nimi. Kiedy próbowano go atakować wskakiwał niczym diabeł na smoka i po jakimś czasie spokojnie zeskakiwał. W końcu Bubeusz, wzdychając, poczekał na niego.
- Chodź... uparty jesteś, wiesz? - westchnął mag
- Śpisz dwa metry od nas - burknął niezadowolony Hell
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Nagash
Dołączył: 11 października 2004 Posty: 164
Skąd: A z kąd ja mam wiedzieć ??
|
Wysłany: 26 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
14 vallathal - noc
- Nie możemy dać się zagłodzić! - ogłosił Nagash i wezwał do siebie grupę najmężniejszych
wojowników. Do tego doszły enty które były bardzo rozwścieczone faktem że orki spaliły jednego z ich braci który zgubił się w gęstej mgle a gdy już doszedł do bramy orki nagle podpaliły go.
- Chyba nie chcesz wyjść prosto na nich ? - krzyknął Klaang
- Jasne że chce - odrzekł lisz
- W takim razie i ja ruszę....
Brama otworzyła się powoli podczas gdy wszyscy łucznicy wystrzeliwali w stronę przybywających orków kolejne pociski. Gdy obrońcy z Klaangiem na czele rzucili sie
do ataku wróg był bardzo zdziwiony tym aktem desperacji i wystrzelił w nich z ogromnych maszyn w kształcie powiększonej kuszy. Broń ta była bardzo potężna lecz zbroje
były magicznie "poprawione" dzięki temu o wiele lepiej spełniały swoją role. Po chwili walki wszystkie odziały wroga które stały pod murami zostały wycięte. Niestety ich dowódcy nie zależało na ich życiu i wysyłali coraz to nowe odziały które ginęły od razu. Wtedy stała się rzecz straszna. Ciała wszystkich poległych nagle zaczęły ożywać. Nagash wiedział co sie dzieje, wróg wskrzeszał poległych jako nieumarłych. Setki zombi i szkieletów otoczyło nekromantę i resztę. Wyglądało na to że to już ostatnie momenty ich życia.
Ashanti wystrzeliła w nieumarłych kilka płonących kul a gdy jeden z płonących ożywieńców wpadał na drugiego obydwaj się palili. Dzięki temu z hordy nieumarłych została grupa która i tak była bardzo osłabiona przez poparzenia. Klaang szybko rozprawił się z nimi swym toporem i ruszył na pobliskiego rycerza śmierci - dowódcę. Gdy barbarzyńca zamachnął w jego stronę ostrzem ten szybko odparował cios i swym mieczem rozciął tarcze którą jego niedoszły pogromca miał zawieszoną przy pasie. Widząc to enty ruszyły z pomocą. Wprawdzie przez swoją powolność i fakt że wszędzie walały się ciała i czołgali nieumarli jakoś doszli do Klaanga i powaliły rycerza śmierci. Barbarzyńca wyrwał z jego ręki miecz, wziął wielki zamach i przebił głowę przeciwnika. Zza jego zbroi wyleciało coś co wyglądało jak amulet. Klaang chwycił go i wycofał się z oddziałami pod bramę. Tymczasem Nagash z drugim odziałem ruszył na olbrzymie machiny które miotały w mury olbrzymimi kamieniami. Słaba obsługa machin nie potrafiła powstrzymać najeźdźcy i razem ze sprzętem zostały spalone. Wtedy zza krzaków wyskoczył odział uruk hai-ów. Mieli oni na twarzy namalowane malowidła wojenne i było widać że to ich nie pierwsza walka. W rzeczywistości była to elitarna jednostka która zajmowała się atakowaniem tyłów wroga i rozgramianiem ich przy jak najmniejszych stratach własnych. Przyjmowani byli tylko najsilniejsi. Było to widać podczas walki gdy na 1 uruk hai-a przypadało blisko 15 wrogów ze średnim opancerzeniem. Gdy zobaczyli że mają olbrzymią przewagę liczebną i siłową zaatakowali bez wahania. Nekromanta i jego towarzysze enty zostali otoczeni. Na pierwszy ogień poszły enty. 10 z 17 zostało zabitych od razu. Reszcie udało się zbiec tylko dlatego że Nagash rzucił świecącą kule która oślepiła wrogów, wszyscy wymachiwali meczetami i przez to ranili samych siebie. Nagash i enty powróciły wprawdzie pod same mury ale straty były tak ogromne że nawet podczas otwartej bitwy z olbrzymią ilością orków tyle oddziałów nie ginęło. Dowódcy białych nekromantów przekonali sie o sile fizycznej jak i woli walki uruk hai`i. Od tamtej pory byli bardziej ostrożni i szczególnie tępili tę elitarną jednostkę która już wkrótce miała okazać swoją prawdziwą siłę...
___________ Śmierć to dopiero początek życia...... tego drugiego ..... |
|
Powrót do góry
|
|
|
Hellburn
Dołączył: 27 maja 2004 Posty: 164
Skąd: z pustynnych rejonów Bracady
|
Wysłany: 26 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Wieczór, 15 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Nie przeszli kilkunastu kroków i ozwał się Friston:
- A może odpoczniemy... powoli zapada noc... uuuuaaaaaaaahhhhhh... spać mi się chce...
- Odpoczywanie to chyba Twoje ulubione zajęcie co? - rzekł zgryźliwie Hell.
Frsiton zignorował ifryta i zwrócił się do Bubeusza:
- Proponuję abyśmy wyruszyli jutro o świcie.
- Nie widzę przeszkód... hmmm gdyby był tu Destero to... - Biały mag urwał nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Ale Destero zniknął więc możemy robić tyle postoi ile tylko chcemy!!! - zawołał ucieszony przypomnianym faktem mag z Avlee.
- Ekhem... Kto to jest Destero? - zapytał zdezorientowany Dragonis.
- Ehhh... Opowiem ci wszystko od początku - powiedział Hellburn.
- To ty mu wszystko wytłumacz a my idziemy spać - zakończył Mastorius. Podszedł do najbliższego głazu i położył się opierając o niego głowę.
- Do jutra - powiedział Bubeusz i zrobił to samo co biały nekromanta.
Friston nie widząc w pobliżu żadnych innych kamieni poprostu położył się na piasku narzekając przy tym, że nie lubi jak mu się nasypuje za bieliznę.
Noc, 15/16 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Ognisko oświetlało siedzących Hell'a (który właściwie sam też "świecił" pośród czerwonych mroków nocy) i pół smoka oraz śpiących towarzyszy. Ifryt gestykulował opisując przygody, które spotkały jego i jego towarzyszy. Dragonis z powagą na twarzy wsłuchiwał się w opowieści Ognistego Rycerza.
Ranek, 16 Vallathal, MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Bubeusz otworzył oczy. Usiadł, przeciągnął się i spojrzał na innych. Friston jeszcze spał, a Mastorius rozmawiał razem z Hellburn'em i Dragonis'em. Powoli wstał i wolnym krokiem podszedł do trójki towarzyszy.
- Dzień dobry - przywitał pogodnie.
- Witaj - odpowiedział Hellburn - obudź go - tu wskazał na maga z Avlee - czas ruszać.[/i]
___________ Damn! |
|
Powrót do góry
|
|
|
Fristron z Avlee
Dołączył: 27 października 2004 Posty: 164
Skąd: Fristotele - zgadnij po nicku :)
|
Wysłany: 28 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
Południe, 16 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Woody... piiić... - jęczał Fristron
Bubeusz pokręcił głową. Fristron przypomniał sobie że we wszelakich powieściach przygodowych, jakie dawniej czytał, na pustyni ludzie ginęli z pragnienia. Natychmiast uznał, że ich zapasy życiodajnego płynu są dramatycznie niskie i począł lamentować.
Nagle - jak na ironię - zaczęło padać. Pierwszy raz od wielu lat na tej pustyni miał spaść deszcz.
- Uratowani! - wrzasnął mag z Avlee. W owych powieściach, jeżeli decydowano się na Happy End, był on właśnie deszczem.
Nagle zerwała się okropna wichura. Zagrzmiało raz i drugi.
- To przekorne bóstwa tak robią - rzekł Bubeusz kręcąc głową - ledwo weszliśmy na pustynię, już mało nam głowy nie urwało.
Dragonis i Mastorious pokiwali posępnie głową. Hell jęczał - nie cierpiał opadów, a już szczególnie takiej ulewy, na jaką się zanosiło.
- Schrońmy się gdzieś - jęknął ifryt
- Gdzie? - spytał Biały mag
- Nie wiem... gdzieś...
Nagle Fristron pacnął sobie dłonią w czoło.
- Bubi, a może by tak rozłożyć nad nami Niewidzialną Tkaninę?
- A umiesz? - spytał czarodziej, czując że obejmuje przewodnictwo podczas wyprawy
- Tak... choć nie gwarantuję, że będzie całkowicie szczelna.
- To tak jak ja - westchnął Bubeusz
Po półgodzinie szli przez grząski piasek pod kapiącą eteryczną materią, niemal szczelną (Hell wprawdzie był wprawdzie otwarty na dyskusje, co rozumieją magowie przez słowo "niemal" i czym się to różni od poglądów ifrytów na ten temat).
Popołudnie, 16 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Trzykrotne uderzenie w pobliską roślinę. Podejrzewali, że to jakiś rodzaj palmy był, ale nie mogli stwierdzić, ze względu na owe uderzenia pioruna. Jedno po drugim.
Nagle usłyszeli cichy śpiew. Śpiewała piękna syrena. Jak w tę noc, która doprowadziła to spaczenia Korony...
Śpiew...
Kara?
Destero?
Breanon II?
Królowa Demeris?
Świat się zmienia... codziennie się zmienia. Więc zapomnij o tym co było. Ty będziesz następny...
Cisza...
Noc, 31 Darkenthal (Grudzień), MCCLXXV r. Drugiej Ery
Szary ptak sfrunął na ziemię, mało nie wpadając do paleniska.
- Stary już jesteś, Iliestar - westchnęła równie stara kobieta, siędząca w bujanym fotelu i patrząca w dal. Miała na sobie staromodną spódnicę do kolan i ciepły sweter. Obie części odzieży były koloru zgniłozielonego.
Ptak spojrzał na nią mądrze i pokręcił główką. Wydał z siebie cichy skrzek.
- Masz rację, ja też. Ale ja nie mogę odejść. I ty dobrze o tym wiesz. Dopóki nie znajdzie się kolejny Wypatrujący. A ty też tutaj musisz ze mną tkwić...
Rozejrzała się po chatce. Jedno krzesło, szklane kulki, robótka na drutach, garnek i malutkie palenisko to jedyne przedmioty jakie dało się zauważyć.
Chatka miała też drzwi. Dwoje drzwi. Jedno - do pradawnej Syreny, która niosła pieśń życia, drugie do labiryntu. Labiryntu Korony.
Bardziej poczuła, niż usłyszała czy zobaczyła, że ktoś wchodzi do chatki. Uniosła się na fotelu. Iliestar jęknął cicho.
- Myślisz? - szepnęła - szkoda w sumie opuszczać.
Złota wstęga oplotła kobietę. W blask paleniska wszedł blady mężczyzna po pięćdziesiątce, w białych szatach, które miały trupi odcień.. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, wstęga pękła, zaś na mężczyznę wyleciała ciemnoczerwona masa, chcąc go zgnieść. Iliestar spadł na natręta z ogromną prędkością, chcąc wydłubać mu oko. Wybuchł w locie.
- Iliestar! - wrzasnęła kobieta i poczuła się jeszcze bardziej stara. Zgromadziła jednak dość eteru, by spróbować Cięcia Trzech Wzgórz. Eteryczny miecz pomknął ku mordercy.
Za późno. Cięcie zostało odbite zaraz po wypełnieniu żołądka kobiety ogniem. Człowiek przemknął ku drugim drzwiom i pchnął je. Zniknął w ciemnościach.
Noc, z 16 na 17 Vallathal (Maj), MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Nie lubię jak nieprzytomni magowie leżą na moim smoku - burknął nie wiadomo który raz Dragonis
- Nikt cię tu nie ciągnął wołami. Musisz wiedzieć, że on co jakiś czas mdleje. Jak tylko wstanie, zrobimy popas, a on będzie stał na warcie. Całą noc - rzekł Hell
- Nie! - wrzasnął Fristron, zrywając się ze smoka. Nie był omdlały od dobrych pięciu minut, ale zbyt przyjemnie mu się leżało.
- O, jak dobrze - zachwycił się Bubeusz - to możemy iść spać. Fristron... popilnujesz nas prawda? - spytał ze złowieszczym uśmieszkiem
- Popilnuje, popilnuje... - mruczał cicho Hell, z takim samym, paskudnym uśmiechem na ustach
Mimo krzyków, protestów, próśb i gróźb ("gardła w nocy popodrzynam!"), a ostatecznie potoku obelg, został na warcie. Dopiero groźba, że go uwiążą (Hellburn'owi bardzo podobało się określenie "mag łańcuchowy") poskutkowała. Fristron stał na warcie.
Nie oznaczało to jednak sielanki dla reszty drużyny. Ciągłe jęki, pochlipywania, i marudzenia maga z AvLee doprowadzały wszystkich do szału. Całe szczęście - bo kiedy miało się zacząć wszyscy byli kompletnie rozbudzeni. Inna sprawa, że nie zmrużyli oka.
Ranek, 17 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
Później, kiedy próbowali ustalić, skąd on przyszedł, nie mogli wskazać konkretnego kierunku. Najpierw go nie było - a potem od dłuższego czasu im się przypatrywał, siedząc naprzeciw. Siedział tak naturalnie i swobodnie, że zbaranieli.
Był to mężczyzna w białych szatach. O trupim odcieniu. Twarz poorana zmarszczkami, siwe włosy opadające na czoło, i trzęsące się lekko ręce. W niczym nie przypominał mężczyzny z wizji Fristrona. Poza szatami. A wizja byłą niezwykła, bo pierwszy raz był pewien, kiedy to się wydarzyło. Ostatniego Darkenthal zeszłego roku. Pięć i pół miesiąca temu odwieczny porządek runął.
Pięć i pół miesiąca temu... Pamiętał. Trzy spadające gwiazdy, równoległe do siebie. Pamiętał jak wyglądały, bo był to ostatni widok zanim runął pod stół na zabawie sylwestrowej.
Wszyscy wpatrywali się w mężczyznę. Nikt z drużyny się nie odezwał.
- A więc to wy? - rzekł cicho mężczyzna, głosem przywodzącym na myśl kruszące się kości - Wy uaktywniacie kręgi? To wy jesteście prawie przy drugim?
Bubeusz skinął głową. Widział w mężczyźnie coś, jakby swoje własne odbicie. Odbicie własnej częstej złośliwości, z dolaną nienawiścią i zawiścią.
- Ale nie widzę Destero... a szkoda, chciałem pomówić przez niego z Adrielem.
Wszyscy wpatrywali się w człowieka. Nikt nawet się nie poruszył. Nikt nie spytał kim jest ten Adriel.
- Fristron... - powiedział nieco zmienionym głosem - podejdź tu, proszę.
Mag z AvLee poczuł się, jakby wrosnął w ziemię. Wszyscy spojrzeli na niego z mieszaniną strachu, podejrzliwości i ciekawości.
- No chodź tu, chłopcze.
Wstał. A potem... potem już nic nie pamiętał. Tylko jego twarz. Twarz, którą widział nie tylko w wizjach, ale i - jeden raz - w rzeczywistości. Tak dawno...
- Porzućcie nadzieję na uaktywnienie kręgów - rzekł nagle
Nagle - jak jeden mąż - zaczęli protestować. Krzyczeli, wzburzeni, źli i zrozpaczeni. Bo czuli, że będą musieli zawrócić.
Mężczyzna uciszył ich jednym ruchem dłoni. Po prostu ją podniósł i przestali wrzeszczeć.
- Rozumiem wasze uczucia - rzekł cicho - też zapewne byłbym wzburzony, gdyby mi kazano porzucić drogę, któej przeszedłem już taki szmat. Po prostu zawróćcie, i dalej żyjcie tak, jak żyliście.
Nagle Bubeusz wstał.
- Nie wiem kim jesteś - powiedział rónie cicho i już nie tak dobrodusznie, jak zazwyczaj - ale wiedz, że nie zawrócimy. To nasza droga. Ty zawróć i idź z powrotem do diabła!
Mierzyli się przez chwilę wzrokiem. Później nieznajomy odwrócił się.
- Dobrze. Chciałem z wami po dobroci ze względu na... - wahał się moment - na coś. Ale trudno. Zawrócicie, czy wam się to podoba, czy nie. Po prostu trochę później. Wierzcie mi, to co do tej pory przebyliście, to była sielanka, w porównaniu z tym, co was czeka.
Spuścili na moment wzrok, a gdy go podnieśli nieznajomego już nie było.
Południe, 17 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- To oczywiste, że idziemy dalej - rzekł ponuro Bubeusz
- Ale nie słyszałeś co mówił? - spytał Mastorious - Przypomnij sobie te goryncze, driady, kombajny i resztę! A to co mamy spotkać ma być jeszcze gorsze...
- Mógł nas próbować nastraszyć - rzekł Fristron
- Kto to w ogóle był? - spytał Hell. Zastanawiali się chwilę, ale nie znaleźli odpowiedzi. Jedynie Fristron miał pewne podejrzenia. Ale milczał. Bo wiedział, że jest tu gdzieś drugie dno.
Dragonis nie uczestniczył w naradzie. Ciągle nie czuł się zżyty z innymi członkami zespołu na tyle, by opowiedzieć o swoich spostrzeżeniach. A miał ich wcale dużo.
Nieznajomy miał krew na ręce. Zakrzepłą, prawie niewidoczną. I bliznę przy oku. Jakby od dzioba.
Po półgodzinie ruszyli dalej, acz ze znacznie cięższymi sercami. Minęli kilka takich samych kaktusów. Bubeusz z przerażeniem odkrył, że ich bukłaki z wodą są przedziurawione i dysponują tylko manierką Bubeusza i gąsiorkiem Syrenek, którego ukrył w płaszczu Fristron.
Tym bardziej pospieszali. Czuli się coraz bardziej spragnieni, ale w oddali widzieli już krąg na Daishad. Monumentalny, większy chyba niż ten w okolicach Harrow. I cały pokryty runami, chodź tego na razie zobaczyć nie mogli.
Wieczór, 17 Vallathal (Maj) MCCLXXVI r. Drugiej Ery
- Jesteśmy - rzekł Hell - i co teraz?
- Teraz... - zająknął się Bubeusz
- Teraz musimy to "tylko" uaktywnić - parsknął śmiechem ifryt
- I znaleźć Oko - dodał Mastorious
Fristron przyglądał się czterem kamieniom. Według ustaleń to on miał uaktywnić ów krąg.
Zza chmur wyjrzał sam Diadem. Korona była za chmurami.
- Hej, Diadem oświetlił kilka run, i gdy światło z nich zeszło, dalej się świecą! - rzekł po pięciu minutach Fristron
- Czytaj! - rzekł Bubeusz
- Poczekajmy, aż oświetli wszystkie - rzekł Dragonis
Czekali. Przez godzinę wpatrywali się w kolejne runy, które płonęły. Wreszcie światło Diademu spłynęło za krąg.
- Czytaj! - powtórzył Bubi
- Elviena, Umralphis trikhto Eylienne, um vers lentehr - przeczytał głośno i wyraźnie Fristron
Coś spadło. Z góry.
- Oko! - krzyknął z radością mag z AvLee
- Ale.. jak użyć amuletu? - spytał sceptycznie Mastorious
Jak na komendę pośrodku kręgu rozsunęły się trzy zasłony i wyszło miejsce na Oko. Fristron włożył, a kamienie zajaśniały ognistym blaskiem. Mag zeskoczył z kręgu.
- Teraz... teraz powinien się pojawić Strażnik.
Pojawił się, w istocie. A właściwie pojawiła. Kobieta - krasnolud.
- Witajcie, wędrowcy - powiedziała silnym, eterycznym głosem - Czyżbyście chcieli uaktywnić krąg na Daishad?
- Domyślna jesteś - rzekł z przekąsem Hell
- Kto? Kto ma przejść próbę?
- Ja - rzekł cicho Fristron
- Podejdź tu. Spójrz.
Na środku kręgu pojawiło się pięknie zdobione lustro. Zamiast szkła było w nim coś w rodzaju płynnego eteru.
- Przejdź przez nie - powiedziała Strażniczka
- Mogę najpierw rzucić kamieniem? - spytał mag
- Możesz - odpowiedziała krasnoludka z lekkim uśmiechem
Mag podniósł kamień. Rzucił przez lusto. Kamien roziskrzył się i rozpadł. Spoza kręgu rozległy się zduszone okrzyki.
Fristron podszedł bliżej. Dobiegło go czyjeś wołanie "Nie musisz tego robić!". Stał i patrzył. I przypominał sobie próbę, przez którą przechodził Destero. Potem wziął w płuca powietrza i przeszedł.
Nic się nie stało. Żadnej blizny. Nic.
- Brawo - powiedziała krasnoludka - zaraz zacznę uaktywniać krąg. Radzę ci, magu, zejść z kręgu.
Zbiegłdo towarzyszy.
- Dlaczego nic ci się nie stało? - spytałod razu Bubeusz
- To była próba. Jakby mi na uaktywnianiu nie zależało, bym się cofnął. Zwłaszcza po zobaczeniu, co się stało z kamieniem.
- Właśnie, co z tym kamieniem? - spytał Dragonis - Dlaczego on się rozpadł, a ty nie?
- Twórcy kręgów dużo przewidzieli. Taki sprawdzian najwyraźniej też - uśmiechnął się mag
Patrzyli na wirujące cząteczki magii. Białe, czerwone, niebieskie i złote. Połączyły się w ogromny strumień, który szybko wyszedł poza krąg i nadpalił znaczną część polany znajdującej się w okół kręgu. Pomniejsze strumienie tańczyły na pustyni, a głowny wył, łącząc się z Koroną. Po godzinie wszystko ucichło.
___________ Nie ma na tym świecie altruistów. Są ci, którzy ich udają i ci, którym udawanie weszło w nawyk. |
|
Powrót do góry
|
|
|
Dragonis
Dołączył: 8 lutego 2005 Posty: 164
Skąd: Ze smoczego raju, gdzie mięcho jest nieszczęśliwe
|
Wysłany: 28 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
17 Vallathal
Na ponurym pustkowiu odbywało się spotkanie, spotkanie dwóch niezbyt lubiących się zakonów: Zakonu Smoczych Wojowników i Zakonu Gildii Nekromantów. Właśnie trwały kluczowe rozmowy:
- A więc, wasz rycerz pomoże naszemu agentowi na pustyni? - spytała z wymuszonym uśmiechem liszka Xsi
- Nie i jeszcze raz nie! - Kheral, rzecznik Wathema (mistrza Smoczego Zakonu) był nieugięty - a zresztą po co mamy mu pomagać?
- Bo inaczej może nie dojść do Dark Keep! - Xsi jeszcze bardziej wymusiła na swojej czaszce uśmiech
- Nie ma potrzeby. Dark Keep jest zrównane z ziemią. - z czaszki Xsi całkowicie spełzł uśmiech
- A jajo smoka? - liszka była teraz spanikowana
- Dragonis je ma. Ono jest na... - Kheral nie dokończył, bo został zaatakowany przez kompanię szkieletów. Xsi jednak także została zaatakowana przez kilka przywołanych smoków. Rozpętała się niezła bitwa. Po kilku minutach zarówno Xsi, jak i Kheral wycofali się z bitwy...
17 Vallathal, [i]
- Mistrzu, co teraz zrobimy? - doradcy wręcz bombardowali Necrosa pytaniami
- Teraz Nagash się przyda... Powiemy mu, kto za tym stoi. A może przy okazji sam
dostanie! - teraz już był tylko śmiech.
Tymczasem
Dragonis trzymał się na uboczu grupy. Wolał nie wypowiadać się na temat, o którym nie ma pojęcia. Nagle usłyszał chrupot. We własnym plecaku. Przetrząsnął go i po chwili wypadło z niego... smocze jajo. To jajo z Dark Keep. To ono chrobotało. A właściwie srebrny smok.
- Eee... Nie chciałbym przeszkadzać, ale powinniście to zobaczyć - krzyknął do reszty ekipy.
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Ashanti
Dołączył: 27 grudnia 2004 Posty: 164
Skąd: Z jaskini behemota :P
|
Wysłany: 29 maja 2005 Legenda Ervandoru
|
|
|
15 Vallathal - świt
- Pozwólcie mi iść ! Dajcie mi kilku ludzi a wyruszę i zniszczę tyle oddziałów wroga ile tylko zobaczę - krzyczała demonka
- Nie możesz iść, to niebezpieczne. Nie dość że zginiesz ty to jeszcze stracimy ludzi... - protestował lisz
- Jeżeli nie dasz mi wojska to sama tam wyruszę. Przynajmniej zginę na polu chwały a nie będę gniła w jakimś forcie ! - odgrażała się Ashanti
- Proszę bardzo droga wolna. Nikt cię na uwięzi nie trzyma... prawdę mówiąc to jesteś tu zupełnie nie potrzebna..
- Czyżby ? Jeszcze będziesz dziękował za to co zrobię
- A co takiego niby masz zamiar zrobić ?? - Nagash spytał zgryźliwie
- Skoro już musisz wiedzieć to wybieram się zabić jednego z dowódców wroga
- A kto ci w tym pomoże, sama chyba nie dasz rady tam dojść
- Eee.... ymmm Thurvandel mi pomoże - powiedziała bez zastanowienia chwytając przechodzącego elfa.
- A czy Thurvandel wie że wybiera się z tobą na tamten świat ?? - krzyknął w twarz demonce gdy nagle jedna z obłąkanych strzał świsnęła mu obok czaszki
przebijając na wylot pobliskiego nekromantę. Chwile później część muru zaczęła się sypać.. to tarany. Te olbrzymie maszyny bez problemów niszczyły mury. Gdy część
muru pękła taran odjechał w tył a wyłom który zrobił zaczęły dobijać sie dziesiątki nieumarłych. Wśród nich był też jeden lisz. Nie wiadomo jak udało mu się przedostać ponieważ zazwyczaj byli oni bardzo chronieni lecz również bardzo chętnie łucznicy brali ich pod ostrzał, tym razem też tak było lecz lisz wydawał się być albo bardzo szybki przez co unikał strzał albo rzucił na siebie czar. W każdym bądź razie jednym strzałem wyciął całą grupę nekromantów. Gdy Klaang to zobaczył uniósł swój topór i zaczął szarżować w stronę wroga wymachując ostrzem i zabijając coraz to nowe odziały. Gdy już dobiegł do lisza machnął w niego lecz ten odparował cios. W ramach odwetu rzucił się na barbarzyńce i chciał zadać cios swymi ostro zakończonymi kośćmi. Wtedy na ratunek rzuciła się Ashanti. Wcześniej nigdy nie wykazała się w boju dlatego teraz walczyła z całych sił najpierw zwaliła lisza i złamała jego laskę bez której jego zaklęcia były mniej efektywne. Następnie odskoczyła za niego i chwyciła go za głowę. Wtedy lisz wrzasnął:
- Przestań ! Poddaje się.
- W takim razie giń - wrzasnęła
- Nie proszę ! Miałem tylko takie rozkazy....
- Zaraz, ten nieumarły gada, to znaczy że nie został wskrzeszony. Jeżeli zdradzisz nam plany swego dowódcy to ujdziesz żywy! - Wrzasnął Nagash
- Nie mogę, gdy w jakiś sposób zostanę pojmany przez mego pana to mnie zabije gdy się dowie że zdradziłem - krzyczał przerażony lisz co było dziwne ponieważ zazwyczaj lisze nie mają uczuć a w szczególności nie dają się zastraszyć
- To że twój pan cię dorwie nie jest pewne. Gdy nam zdradzisz jego plan to my go zabijemy i będziesz miał spokój, natomiast jeżeli nie powiesz to zginiesz teraz ! - ryknął Klaang podnosząc się z ziemi i zbliżając topór do głowy nieumarłego.
- Dobrze, dobrze ! Powiem, tylko nie zabijajcie...
- Niech będzie, Ashanti wyciągnij z niego tyle ile się da... my zajmiemy się tymi którzy się tu przedzierają zarządził Nagash
15 vallathal - rano - lochy pod twierdzą nekromantów
- A więc nazywasz się Ymir i jesteś a raczej byłeś w armii rycerzy śmierci.. za to grozi pstryczek. Będę łagodna i jeśli powiesz to co chce wiedzieć to puścimy cię wolno - powiedziała spokojnym głosem demonka - No zaczynaj, twój czas mija
- Dobrze, dobrze. W armii jestem tylko dowódcom małej grupki więc nie wiem nic o wielkich planach... Wiem tyle że chcą was zagłodzić a następnie podbić gdy będziecie wycieńczeni - mówił Ymir
- Oj coś ci chyba nie zależy na życiu. To już wiem. Powiesz coś co się przyda albo zginiesz - wtedy do komnaty wleciał Nagash który od dłuższego czasu słuchał odpowiedzi jeńca. Wyciągnął za ramię demonkę za drzwi i mocno je zatrzasnął.
- Co się stało ? - spytała
- On nie jest jakimś tam liszem, czuje że on jest kimś ważnym ... wyciągnij z niego wszystko ale pod żadnym pozorem nie zabijaj. Może się przydać ... a teraz lecę bo zaraz zbiera się rada dowódców, mamy podsumować sytuacje - powiedział nekromanta i zniknął w korytarzach
- Myślałam że ja też do nich należę ....ale widzę że nie jestem wam do niczego potrzebna. Zaraz to zmienię
******* Później ***********
- Masz tu siedzieć i się nie odzywać rozumiesz ?? - krzyczała do związanego i zamkniętego w lochu lisza. Tymczasem demonka wzięła ze sobą dwa krótkie sztylety oraz jeden długi miecz i wyszła na powierzchnie. Był dzień, słońce świeciło a walki ucichły. Wszyscy byli zbyt zajęci by zauważyć wymykającą się demonkę....
|
|
Powrót do góry
|
|
|